24

1.3K 38 3
                                    

1/6 zaczynamy maratoon

Przez ostatnie dwa dni wypakowywałam ubrania moje oraz dzieci z walizek do szaf. Aktualnie byłam na etapie sprzątania pokoju, ale ktoś zapukał do drzwi. Oderwałam się od moich zajęć i spojrzałam w kierunku drzwi. Stał w nich Cameron. Po jego minie widziałam, że ma jakiś pomysł.

- Co wymyśliłeś? - zapytałam
- Szykuj się młoda, dzisiaj porywam cie na cały dzień - uśmiechnął się
- Nie mogę, muszę zająć się chłopcami
- Mel, wszyscy są tutaj, a ty musisz się oderwać od tych wszystkich walizek i innych rzeczy - powiedział - wychodzimy i koniec, masz godzinę na ogarnięcie się, ubierz się wygodnie.

Spojrzałam na zegarek w telefonie. Była dziesiąta, a ja miałam tylko godzinę. Wstałam szybko z podłogi i podeszłam do szafy wybrać jakieś ubrania. Mój wybór padł na zwykle czarne jeansy, czarną bokserkę i ogromną grafitową bluzę Aarona. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam delikatny makijaż. Zabrałam telefon, a z portfela wyjęłam kartę, którą następnie włożyłam za obudowę telefonu.

Gdy zeszłam na dół Cameron czekał już na mnie przy drzwiach. Zanim jednak wyszliśmy poszłam dać buziaki moim dzieciom i przy okazji Aaronowi.

W samochodzie dowiedziałam się, że pierwszym przystankiem naszego wyjścia jest kafejka. Dojechaliśmy tam po trzydziestu minutach. Jak już weszliśmy do środka i usiedliśmy przy wolnym stoliku to zaczęliśmy rozmawiać. 

- Co się stało w Melbourne przed waszym przyjazdem? - spytał

Fakt, nie mówiliśmy nikomu o tym co się tam stało. Opowiedziałam Cameronowi całe zajście, a on nie dowierzał, że takie coś się w ogóle mogło wydarzyć. Zamówiliśmy sobie naleśniki na słodko i  mrożone latte. Po około dwudziestu minutach nasze jedzenie już przyszło.

- Co z Laryssą? - zapytałam
- A co ma być? 
- Nie chcecie przejść na wyższy poziom?
- Mamy razem zamieszkać - zaśmiał się 
- Ale wiesz nie chcesz się jej oświadczyć czy coś? 
- Mam taki plan, ale to dopiero kiedy już będziemy mieć gotowy dom - przyznał 
- Fantastycznie! - niemal podskoczyłam na krześle - Rozmawiałeś już o tym z kimś?
- Z Aaronem on też chciał... - przerwał - chciał mnie wypytać o plany związane z jego siostrą
- Rozumiem 

Rozmawialiśmy jedząc jeszcze ponad pół godziny po czym mój towarzysz powiedział, że musimy się zbierać aby zdążyć do następnego miejsca. Zebraliśmy swoje rzeczy i po zapłaceniu opuściliśmy budynek. 

Około piętnaście minut później dojechaliśmy pod salon tatuażu. Dowiedziałam się w nim, że razem z Cameronem mamy sobie zrobić kolejny wspólny tatuaż. Dość długo zastanawialiśmy się jaki wzór wybrać. Po namyśle stwierdziliśmy, że zrobimy obrys naszego pierwszego zdjęcia. Zrobiliśmy je na festiwalu. Leżałam poziomo na ramionach Aarona i się z czegoś śmialiśmy. Wybraliśmy miejsce na żebrach po prawej stronie. 

Zrobienie mojego tatuażu zajęło tatuatorowi około dwudziestu minut. Następne dwadzieścia robił tatuaż Camerona. Jednak i tak siedzieliśmy w studiu ponad godzinę. Mimo to ciągle mieliśmy tematy do rozmów i wciąż się śmialiśmy. 

Gdy wychodziliśmy była już piąta po południu. Szczerze mówiąc byłam już trochę zmęczona i głodna, więc spodziewałam się tego, że pojedziemy już do domu. Jednak Cameron miał inne plany. 

- Cam, dzieciaki tęsknią, musimy już wracać - zawołałam, gdy nie dawał mi dojść do głosu
- Pisałem z Aaronem i aktualnie oglądają z nim, Nathanem, Maksymem i Olivierem jakąś bajkę - wyszczerzył się - więc nie musisz
- Laryssa za tobą tęskni - rzuciłam
- Wytrzyma jeszcze kilka godzin - odpowiedział
- Miałam spędzić trochę czasu z Aaronem - wymyśliłam
- Słonko, macie na to całą noc, tak jak ja i Laryssa - zaśmiał się 
- Cameron! - wykrzyknęłam 
- No moglibyście sobie zrobić takiego dzieciaczka albo dwójkę
- Cameroooon, mamy już dwójkę dzieci, a teraz jeszcze przeprowadzka - odparłam - to nie pora na kolejne dziecko, a już tym bardziej dwójkę 

Chłopak się tylko zaśmiał i zaczął parkować na podziemnym parkingu. Nawet nie zauważyłam kiedy się tam znaleźliśmy. Wyszliśmy z auta i nie zważając na to co zaplanował Cameron, pociągnęłam go w stronę McDonald's. Byłam okropnie głodna, a poza tym normalnie, nawet przy tak późnym śniadaniu, byłabym już po kolacji.

- Mel gdzie ty mnie ciągniesz - zaśmiał się chłopak, jednak ja nic nie odpowiedziałam

Ostatnim razem jak tu byłam to kupowaliśmy razem z moimi przyjaciółmi rzeczy do pokoju bliźniaków. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale przypomniało mi się, że jestem głodna. Pociągnęłam Camerona w stronę ruchomych schodów, aby dostać się na ostatnie piętro galerii, na którym były te pseudo restauracje. 

Gdy już byliśmy na samej górze i ustawiliśmy się w kolejce. Cameron w dalszym ciągu się śmiał ze mnie. 

- Wiesz, że i tak mieliśmy iść coś zjeść? 
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zrobiłam minę naburmuszonego dziecka
- Wyglądałaś komicznie, gdy mnie ciągnęłaś - odpowiedział dalej się śmiejąc, a ja walnęłam go w ramię. 

Po odczekaniu dłuższej chwili w końcu mogliśmy złożyć zamówienie. Mimo to i tak musieliśmy poczekać na odbiór, więc w tym czasie wygłupialiśmy się tak jak wtedy gdy byliśmy w liceum. Tęskniłam za tamtymi czasami, ale za nic w świecie nie mogłabym i nie chciałabym zamienić mojego obecnego życia na tamto. Mimo ciągłego braku czasu, wielu problemów i szybkiego dorośnięcia to kochałam moje dzieci i ludzi, którymi się otaczałam. 

Rozmyślając nad tym zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że Cameron odebrał nasze jedzenie. Znaleźliśmy wolny stolik i zaczęliśmy jeść. Cameron ciągle mnie pośpieszał, bo mówił, że nie zdążymy na film. Tak, udało mi się wymusić to, aby mi powiedział co jest dalej w naszych planach. 

Po skończonym posiłku udaliśmy się w stronę kina. Na miejscu dowiedziałam się, że mieliśmy iść na drugą część Aftera, lecz na ten dzień wykupili wszystkie bilety. Pierwszą część obejrzeliśmy przed świętami razem z innymi, więc głupio byłoby gdybyśmy następną obejrzeli sami. Obejrzeliśmy jakąś komedię, która była prześmieszna i praktycznie ciągle się śmiałam, przeszkadzając tym samym innym. Nie rozumiałam ich. To była komedia, a nie jakiś dramat. Ludzie oglądając komedie się śmieją, a nie płaczą. Jeśli płaczą to ze śmiechu. 

Po wyjściu z kina postanowiłam wyciągnąć Camerona na małe zakupy. Z racji, że niedługo były urodziny moich braci, a niespełna dwa tygodnie później moich dzieci, postanowiłam zacząć kupować już dla nich prezenty. W naszej rodzinie od zawsze był zwyczaj, że każdy dostaje tyle prezentów ile ma lat. Dzieciom do piątego roku życia podwajano stawkę i dostawali tak jakby dodatkowe sto procent. 

Po dłuższych poszukiwaniach nie znaleźliśmy nic oprócz dwóch wielgaśnych misiów dla Rhydiana i Rafaella. Była już ósma wieczorem, a my o tej porze powinniśmy być już w domu. Wsadziliśmy pluszaki do bagażnika i prawdę mówiąc ledwo je tam zmieściliśmy. 

Gdy dojechaliśmy do domu była dziewiąta. Postanowiliśmy zostawić zakupy w samochodzie i wypakować je innym razem. Wchodząc do środka zastaliśmy ciszę. Dopiero po kilkunastu krokach w głąb domu usłyszeliśmy rozmowy. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i posiedzieliśmy chwilę, po czym szepnęłam do Aarona, że pójdę wziąć prysznic i żeby przyszedł do pokoju za trzydzieści minut. On tylk osie uśmiechnął i pokiwał głową. Pożegnałam się więc ze wszystkimi i poszłam na górę. Weszlam do pokoju chłopców i ucałowałam obu w czoła.

Po prysznicu weszlam do pokoju gdzie czekał już na mnie Aaron gotowy do snu. Jednak miałam nieco inny plan, który postanowiłam wdrążyć w życie.

From the BeginningOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz