Wracam do dodawania rozdziałów co tydzień w czwartek ^^
Pov. Aaron
Odkąd Melissa wyjechała z chłopcami minęły ponad dwa tygodnie. Kilka dni po jej wyjeździe wróciłem do Nowego Jorku i na studia. Chciałem zdać egzaminy jak najszybciej i przenieść się do Houston już raczej na stałe.
Już przed świętami miałem zamiar szybciej skończyć rok więc już wtedy wszystko zacząłem załatwiać. Została mi już praktycznie ostatnia prosta abym mógł się przeprowadzić. Chłopaki stwierdzili, że skończą studia w Houston, więc wszyscy się przeprowadzaliśmy.
Następnym krokiem do szczęśliwego życia było sprowadzić Melisse i chłopców do Houston, aby wspólnie zamieszkać. Nie wiedziałem jak to zrobić, ale musiałem coś uczynić, aby mieć ich przy sobie. Byłem pewny tego, że nie będzie to proste.
***
Minął tydzień, a ja miałem już wszystko pozdawane. Miałem już zarezerwowany bilet do Australii i musiałem tylko popakować swoje rzeczy, tak aby wrzucić je tylko do busa służącego do transportu. Chłopaki stwierdzili, że będzie im lepiej wypożyczyć takie auto i jechać nim do Houston. Mieli takie ułatwienie, że miejsce z którego wypożyczali było także w Houston więc nie musieli martwić się o powrót.
Oni niestety musieli zostać i pozałatwiać sprawy związane z mieszkaniem. Większość naszego lokum zajmowały pudła i walizki. Było to dość problematyczne ze względu na poruszanie się, ale nikt głośno na to nie narzekał.
***
Dwa dni później siedziałem w samolocie prosto do Melbourne. Bardzo się stresowałem, ale nie było już odwrotu, a i ja nie chciałbym mieć takiej możliwości. Lot miał zająć praktycznie cały dzień, ale byłem na to przygotowany. W całym planie pomógł mi bardzo Mike, który miał za zadanie odciągnąć tego złamasa od Melissy i pilnować jej oraz dzieci. Od niego również dostałem adres ich mieszkania. Oczywiście wszystko było załatwione tak, aby Melissa o tym nie wiedziała.
Lot minął mi dość przyjemnie zważywszy na to, że po jednej mojej stronie siedział facet, który głośno chrapał, po drugiej natomiast kobieta, której perfumy mogłyby zabijać swoim mocnym i duszącym zapachem. Uwielbiałem dzieci odkąd się dowiedziałem, że mam synów. Niestety rodzina, która siedziała za mną nie umiała wychować ani uspokoić swoich pociech. Młodsze z nich praktycznie cały lot płakało, a starsze kopało w moje siedzenie. W takich chwilach byłem wdzięczny za to, że Rhydian i Rafaell nie sprawiali takich problemów.
Z tego co mówiła Melissa to chłopcy na co dzień byli bardzo grzeczni. Oczywiście zdarzały się wyjątki od reguły, ale to bardzo rzadko. Mimo, że mieli niespełna trzy lata to już bardzo dużo rozumieli i umieli. Zdawałem sobie sprawę z tego, że Melissa musiała dużo czasu spędzić na tym, aby ich tego nauczyć. Wiele młodych matek studiowało, a dzieci wychowywały opiekunki, dziadkowie, rodzeństwo bądź przyjaciele. Dziewczyna musiała bardzo dużo poświęcić dlatego też nie byłem już na nią zły. Wiedziałem, że mimo wszystko chciała abym ja skończył studia i robił to co chce. Wybrała dość głupi sposób na to, ale chciała dobrze.
***
Do mieszkania Melissy, Mike'a i Ivie zapukałem w samo południe. Dzień był słoneczny i bardzo przyjemny. Byłem zmęczony długim lotem, ale także szczęśliwy, że niedługo zobaczę najważniejsze osoby w moim życiu.
Drzwi otworzył mi Mikę, który po przywitaniu powiedział, że Melissa przyjdzie dopiero za trzy godziny. Z jego słów wynikało, że od ósmej jest w kawiarni. Wcześniej zawiozła oczywiście chłopców do żłobka i chwilę po czternastej ma ich odebrać. Zaniosłem walizki do pokoju gościnnego, w którym od dzisiaj przez pewien czas miałem zamieszkać, a następnie poszedłem do salonu.
- Ivie jest razem z Melissą w kawiarni, ale będzie wcześniej - zaczął rozmowę Mikę - wie o twoim przyjeździe, więc nie będzie zaskoczona.
- Melissa nic nie wie? - spytałem na co chłopak pokiwał głową - to dobrze, może mnie nie wyrzuci przez balkon.
- Wątpię, dalej cię kocha - powiedział - jak ci minęła podróż?Opowiedziałem Mikowi wszystko co działo się przez te kilkanaście godzin. Chłopak co chwilę wybuchał śmiechem przez co i ja się nieco rozluźniłem.
- Chcesz coś do picia? Zaraz zamówię pizze, niestety przez te kilka lat nie nauczyłem się gotować - zaśmiał się
- Pizza brzmi dobrze, jeśli masz kawę to nie odmówię - uśmiechnąłem sięChłopak poszedł zrobić nam kawę, a ja w tym czasie napisałem reszcie, że dotarłem na miejsce. Nie chciało mi się pisać do każdego z osobna, więc napisałem to na wspólnej grupie. Po chwili odczytali prawie wszyscy.
Pov. Melissa
Odebrałam chłopców z żłobka o czternastej i ruszyłam w stronę domu. Wracałam z kawiarni, w której była z Ivie, ale dziewczyna musiała wcześniej wyjść. Nie podała powodu przez który nie mogła poczekać dosłownie godziny, ale nie przejęłam się tym zbytnio.
Pół godziny później byłam już pod naszym blokiem. Odpięłam pasy Rafaellowi i Rhydianowi, a następnie złapałam ich za ręce. Ruszyliśmy w stronę drzwi i po wpisaniu pinu weszliśmy do klatki, a następnie do windy.
Ciągle gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że muszę poprosić Mike'a albo Ivie, aby wieczorem zadzwonili do Aarona i by chłopcy mogli z nim porozmawiać. Przez ostatnie tygodnie Evan kontrolował mnie i sprawdzał z kim rozmawiam, więc nie było to za bardzo możliwe.
Gdy dojechaliśmy na odpowiednie piętro i drzwi windy się rozsunęły mogliśmy spokojnie wyjść z niej. Odszukałam w torebce klucze do mieszkania i otworzyłam drzwi. Już od wejścia było słychać śmiechy i rozmowy kilku osób. Chłopcy praktycznie od razu zrzucili buty i pobiegli do salonu. Jednak coś ich zatrzymało przy wejściu, a rozmowy ucichły. Po chwili Rhydian i Rafaell zaczęli znowu biec, tym razem krzycząc również "tatuś". Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie wzięłam tego na poważnie. Aaron był przecież w Nowym Jorku, a nie w Melbourne. Odłożyłam klucze na podstawkę, a torebkę postawiłam na szafce i również wolnym krokiem poszłam do salonu.
To co zobaczyłam mocno mnie zdziwiło. Na kanapie siedział Aaron, który tulił do siebie chłopców. Przetarłam oczy, ale on dalej tam był i jedyne co się zmieniło to było to, że się na mnie patrzył. Ivie i Mike widząc to zabrali chłopców na chwilę do kuchni pod pretekstem napicia się.
Aaron wstał powoli i podszedł do mnie. Niewiele myśląc rzuciłam się na niego, a on zamknął mnie w szczelnym uścisku. Po chwili jednak oderwał się ode mnie i powoli, lecz on stanowczo mnie pocałował. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam co się aktualnie działo, ale oddałam pocałunek, gdy tylko pierwsze zaskoczenie minęło.
- Co ty tu robisz? - spytałam, gdy chlopak przyłożył swoje czoło do mojego
- Przyleciałem po moją rodzinę, skarbie - uśmiechnął sięNie zdążyłam nic więcej odpowiedzieć, ponieważ chłopcy w tym momencie przybiegli i przytulili się do naszych nóg. Zaśmiałam się i sięgnęłam po Rhydiana, aby wziąć go na ręce. Tak samo zrobił Aaron z Rafaellem.
***
Chłopak patrzył na dwójkę maluchów i dziewczynę jak na ósmy cud świata. Jedną ręką obejmował ją, a w drugiej trzymał jedną ze swoich pociech. Dziewczyna na rękach trzymała drugą pociechę. W tym momencie wyglądali jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina. Jednak w dalszym ciągu ktoś przeszkadzał im w jej stworzeniu. Mianowicie był to jej narzeczony. Narzeczony, który był dla niej agresywny i kilka razy ją uderzył. Bała się go. Ojciec jej dzieci wiedział o tym i chciał zrobić wszystko, aby dziewczyna była szczęśliwa.
CZYTASZ
From the Beginning
Teen Fiction"Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że teraz, kiedy naprawdę chciałabym to wszystko naprawić, nic nie mogę zrobić. Może na tym właśnie polega piekło. Kiedy stajesz twarzą twarz z prawdą." Część I; Girl with Problems Część II; From the Beginni...