8

1.5K 53 7
                                    

Wszystkiego najlepszego <3


*tydzień później*

Dzień zaczął się tak samo. Śniadanie, ubranie chłopców, przygotowanie siebie i spędzenie czasu z Ivie i Mikiem. Przez praktycznie cały ostatni tydzień siedziałam w kawiarni. Wychodziłam przed południem i wracałam godzinę przed zamknięciem.

Evan odezwał się tylko raz od ostatniego czasu i to tylko po to żeby zapytać czy w przyszły weekend pojedziemy do jego rodziców. Zbyłam jego wiadomość nawet się nie zastanawiając. Wciąż miałam mu za złe to, że nazwał mnie szmatą.

Ten dzień w całości chciałam poświęcić dzieciakom i wybrać się gdzieś z nimi. Mimo ładnej pogody nie chciałam zabierać ich znowu na plaże ani na basen. Zapytałam się co chcieliby robić i po przeczekaniu kilkunastu minut w których to się sprzeczali, postanowili wybrać plac zabaw.

Chwilę przed dwunastą wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do parku, w którym był właśnie plac zabaw. Po drodze chłopcy machali każdej osobie, która przechodziła obok nas czym wywoływali uśmiechy na ich twarzach.

Zanim doszliśmy do miejsca docelowego zorientowałam się, że nie wzięłam nic do picia, a znając maluchy to będą chciały się napić.

- El, Di wejdziemy do sklepu po piciu, dobrze? – zwróciłam się do dzieci
- Dobzie – powiedzieli równo

Weszliśmy do marketu i ruszyliśmy w stronę alejki z napojami. Wzięłam im soki a sobie zwykłą wodę. Po zapłaceniu mogliśmy wreszcie iść na ten plac zabaw. Po około dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.

Usiadłam na ławce i przyglądałam się chłopcom, którzy bawili się w piaskownicy zabawkami do tego przeznaczonymi. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Camerona.

- Halo? – spytałam odbierając
- Gdzie jesteś? – zapytał chłopak
- Na placu zabaw z chłopakami, a co?
- Na którym? – usłyszałam jakieś szepty u Camerona
- Tym w parku dwadzieścia minut od mieszkania – wyjaśniłam – o co chodzi?
- Zaraz tam będziemy – odparł i się rozłączył zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć

W tym samym czasie kiedy chowałam telefon do kieszeni podbiegł do mnie Rhydian i poprosił o pohuśtanie. Od razu podbiegł do nas Rafaell, który chciał to samo. Włożyłam ich do tych bardziej zabudowanych huśtawek i zaczęłam ich huśtać.

Zastanawiało mnie dlaczego Cameron dalej jest w Australii skoro miał wracać już kilka dni temu. Jednak bardziej byłam ciekawa kogo ma na myśli mówiąc „będziemy".

Około piętnastu minut później zobaczyłam grupkę osób idącą w naszym kierunku. Rozpoznałam w nich Camerona i Larysse, ale reszta osób miała czapki i okulary, więc z takiej odległości nie mogłam wiedzieć kto to.

- Zobaczcie tam jest wujek Cameron – pokazałam chłopcom – idziemy do nich?
- Taaaak – wykrzyknęli więc szybko wyjęłam ich z huśtawek a oni pobiegli w ich kierunku

Poszłam za nimi, a gdy zbliżyłam się poznałam znajome twarze i od razu mój uśmiech się powiększył. Obok Camerona stali między innymi moi bracia, Dean i moi współlokatorzy. Dzieciaki rzuciły się na Nathana i Maksyma, a ja na Oliviera. Cholernie cieszyłam się, że tu są.

- Co wy tu robicie? – spytałam gdy skończyłam ich przytulać
- Nie cieszysz się? – zapytał Nathan
- Ciesze się, ale nie spodziewałam się was tu – wytłumaczyłam – macie studia, swoje obowiązki i pracę, a jesteście tutaj
- Mami nie płac – zawołał Rhydian
- Nie płacze Di, będziemy już wracać – od razu usłyszałam sprzeciw – przyjechali wujkowie i ciocia, pobawicie się w domku.
- Mel pobawimy się z nimi tu – powiedział Dean
- Właściwie to nawet chcielibyśmy – odezwał się Nathan na co reszta pokiwała głową – to co idziemy się bawić w piratów?
- Taaaaak – wykrzyknęli równocześnie mniejsi bliźniacy i pobiegli na budowlę kształtem przypominającą statek
- Mel my musimy porozmawiać – zatrzymała mnie Laryssa jak chciałam iść z resztą za nimi
- Chodź na ławkę...

From the BeginningOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz