Rozdział 20: Ave deus animus

501 51 24
                                    

media: Powerwolf - Kreuzfeuer


Świtem, zostałem obudzony przez Alex'a, który najwidoczniej cały czas czuwał nade mną. Uśmiechnął się lekko. Postanowiłem mu wybaczyć jego wczorajsze zachowanie, nawet jeśli to mnie dotknęło.

    Wiem, że tego nie chciał. Może nawet zdawał sobie sprawę, ale jego wampirza część namieszała mu w głowie? Blondyn nigdy nie ma złych zamiarów – jestem tego pewien. Po prostu teraz... Ma trudny czas.

    To była jedyna możliwość, by przez parę chwil posiedzieć przy cieple, jakie dawało ognisko. Niektórzy posępnie spoglądali na Alexandra.

Durnie!

Dlaczego nie traktują go poważnie?! Bo odmówił picia ludzkiej krwi?!

Jeszcze zobaczą... Zobaczą!

– Ruszać się! – krzyknął Anthony. Nie ruszaliśmy niczego, ponieważ po skończonej misji również mieliśmy tutaj obozować. Szanse, że coś się stanie, z naszym obozem są niemalże równe zeru.

Szliśmy w zwartym szyku, Alexander szedł dwa kroki za mną. Widziałem, jak się rozgląda na boki, kiedy przedzieraliśmy się przez las.

– Alex – szepnąłem cicho, chyba znów jego wampirza natura nie daje znać? Tylko nie teraz, jeśli tak łatwo się rozkojarza, to chyba najlepszą opcją będzie, jeśli wycofamy się z tej misji.

– Jest cicho – mówi. Niektórzy rozmawiają, by umilić sobie wędrówkę. O co mu chodzi?

– Okolica... Jest cicho – tłumaczy widząc moje niezrozumienie wymalowane na twarzy – Jeszcze do niedawna, można było usłyszeć jakieś dźwięki, a teraz jest kompletnie cicho... Mam złe przeczucia – mówi cicho. Drake odwraca głowę i spogląda na Alex'a jak na kogoś, kto byłby niespełna rozumu.

Nie wiem, ile tak szliśmy, ale słońce zdążyło być już w zenicie, kiedy zarys wioski pojawił się między drzewami.

– Krótki odpoczynek! – padł rozkaz, a kilka osób nie zwracało uwagi i usiadło na śniegu.

Ja oparłem się o drzewo i przyjrzałem się Alex'owi, który był skupiony.

– Ktoś się zbliża – powiedział szybko, wyciągając zza paska swoją broń. Zrobiłem to samo i stanąłem obok niego, wpatrując się w stronę, skąd miało nadejść zagrożenie. Reszta poszła naszym śladem.

    Dopiero po chwili zobaczyliśmy jak zza drzew, wyłania się dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Szła w naszą stronę z uniesionymi dłońmi.

– Opuścić broń to cywil! – rozkazał Anthony i podszedł do dziewczyny.

– Nie idźcie tam! – krzyknęła przerażona dziewczyna – On was zabije!

– Spokojnie – Anthony próbował uspokoić dziewczynę, która wpadła w histerię. Kiedy zwykłe metody uspokojenia jej nie działały, spoliczkował ją. Ktoś podał jej bukłak z wodą.

– A teraz powiedz nam, co wiesz – prosi Anthony.

– Ten demon... On jest silny. Kiedy zaatakował naszą wioskę, tylko nielicznym udało się uciec, tym którzy swoje domy mieli najdalej od tej masakry... Nie idźcie tam, proszę... Zginiecie tylko.

– Jak się tutaj znalazłaś? Nie uciekłaś zresztą? – nie jestem pewien, kto to powiedział.

– Ja... Moja babka była kiedyś Łowcą... Ona wiedziała, że coś nadchodzi i kazała mi uciec do lasu, poczekać parę dni na Łowców, którzy przyjdą po głowę demona. Jeśli jednak nie udałoby się mi na nich trafić, miałam iść na wschód – mówi dziewczyna. Na wschodzie znajdowała się jedna z tymczasowych baz. Nie rozumiem, dlaczego dziewczyna nie udała się tam od razu? Na pewno byłaby w lepszej sytuacji niż teraz.

VenatoresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz