Rozdział 29: Jego zęby są ostre jak brzytwa

439 42 8
                                    

media: Hell In The Club - We'll Never Leave the Castle


Obudziłem się w pustym łóżku. No tak, nie mogłem się spodziewać, że Alex będzie leżeć w nieskończoność. W końcu nie potrzebuje snu, a przynajmniej nie tyle, ile ludzie. Nie mogłem znaleźć swoich ubrań, więc chwyciłem prześcieradło, w które się owinąłem, by wyjść z pokoju. Niby mogłem się ubrać, ale potrzebowałem prysznica. Długiego i ciepłego prysznica. A jednak nie miałem ochoty chodzić po mieszkaniu z gołym tyłkiem.

Alexander siedział w kuchni, niestety, by dotrzeć do łazienki, musiałem przejść obok niego.

– Nie masz ubrań w szafie...? – pyta Alex, który wygląda, nieco skołowany widząc mnie w moim prowizorycznym ubraniu.

W odpowiedzi tylko posłałem mu mordercze spojrzenie.

– Idę wziąć prysznic – informuję go.

Tego mi właśnie trzeba trochę spokoju, a przez ostatnie dni nie było jak się zrelaksować. Mam nadzieję, że przed kolejną misją zdążymy odpocząć i poprawić swoje ruchy w walce. Nie śpieszyłem się z prysznicem, bo nie sądzę, bym mógł liczyć na jakieś dobre śniadanko, ale może na cieplutką kawę już tak?

Owinąłem ręcznik wokół bioder i zabrałem się za mycie zębów.

Po umyciu zębów wyszedłem z łazienki, w całym mieszkaniu pachniało tostami. Z tego co się orientuję, to wczoraj mieliśmy pustki... Czyżby Alex wyściubił nos i zrobił gdzieś zakupy?

– Zrobiłem nam śniad... – urwał i spojrzał na mnie. W pierwszym odruchu pomyślałem, że spadł mi ręcznik, więc zerknąłem w dół, ale wciąż był owinięty wokół moich bioder.

Dopiero kiedy Alex podszedł do mnie i zerwał opatrunek, zrozumiałem, że ten musiał się odkleić.

Blondyn dotknął miejsca, w którym mnie ugryzł.

– Jest okej – mówię, nie chcąc doprowadzać go do jakiegoś pomniejszego zawału, czy coś. Fakt, po wszystkim bolało jak diabli, ale idzie przeżyć. W końcu Alex to wampir, normalne, że jego zęby są ostre i... Po części stracił nad sobą kontrolę stąd to ugryzienie, wygląda tak... okropnie...

Alexander jednak zrobił jeszcze jedną dziwniejszą rzecz, bo polizał mnie po tej ranie.

Spojrzałem na niego jak na jakiegoś wariata.

– Alex...? – zapytałem niepewnie. To dość niepokojące. Jakiś fetysz?

– Ślina wampira może przyśpieszyć gojenie ran... – tłumaczy.

– Aczkolwiek gdyby mogła neutralizować działanie jadu, byłaby bardziej przydatna – dodaje już markotniej. Łapię jego twarz w swoje dłonie i całuję delikatnie w usta.

– Już przestań... Nie gniewam się za to – mówię – I za każde inne razy też nie będę się gniewać – całuje go w nos – A teraz idę się ubrać, bo coś za bardzo mnie obmacujesz – uśmiecham się w jego stronę. Shaddix w ogóle nie protestuje tylko mnie puszcza.

^ ^ ^ ^

Pierwszy dzień zalegamy na kanapie, ponieważ w jakiś sposób musieliśmy nadrobić ten czas, kiedy działo się u nas sporo. A spędzenie jednego dnia w najbardziej leniwy sposób, nie było takim złym pomysłem. Zresztą są święta, co moglibyśmy innego robić?

    Dopiero kolejnego dnia wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się do siedziby głównej, by skorzystać z tamtejszej sali do ćwiczeń. W końcu jako pełnoprawnym członkom Elitarnej Jednostki Eksterminacji Demonów było można łazić po całej siedzibie. No prawie całej, niektóre piętra nie były dostępne do nowicjuszy, a dopiero z czasem, gdy nasza ranga nieco podskoczy. W jednostce nie ma typowych rang jak w wojsku. Raczej każdej z par przyznawana jest jakaś liczba, która odnosi się do ich pozycji. Im silniejsza drużyna, tym większa ranga, co według mnie jest niesprawiedliwe, bo któraś z drużyn może pracować nad swoją rangą, by w pewnym momencie para nowicjuszy zajęła ich miejsce. Jednak to miało na celu też bycie sprawiedliwym do tych osób, które ponownie znalazły osobę, która jest kompatybilną pod względem umiejętności. W końcu wielu Łowców traci swoich partnerów i nie każdy decyduje się odejść, po prostu czeka aż ktoś się dla nich znajdzie. Wtedy byłby problem z faktyczną rangą, bo mieliby zdegradować jedną osobę? A może niech nowicjusz podskoczy o parę rang? Wybrano więc najlepsze rozwiązanie – siła drużyny, która mówi o randze.

– Jesteś pewien, że nie będzie ci przeszkadzać? – pyta Alex, łapiąc za łańcuszek, na którym powiesiłem pierścionek z automatu. Noszenie takiego na palcu mogłoby mi przeszkadzać, a tak jest mi wygodnie.

– A dlaczego miałby mi to przeszkadzać? – odpowiadam pytaniem na pytanie, Alex tylko wzrusza ramionami.

– Jeszcze cię pokonam – uśmiecham się przebiegle – Zobaczysz.

^ ^ ^ ^

– Przypadkiem to nie ty miałeś mnie pokonać, a nie na odwrót? – pyta, podając mi dłoń.

– Wcześniej byłeś jakiś... lepszy? – uśmiecha się delikatnie.

– Zabawne, wiesz? – łapię jego dłoń, a Alex ciągnie mnie do góry.

– Oczywiście, że jest zabawne, ale nie wyobrażam sobie walki z kimś innym niż ty – mówi – Jeśli nie będę, mógł walczyć u twojego boku to, przestanę być Łowcą – informuje mnie.

– Przestań Alex – mówię, a wampir krzywi się na samo zdrobnienie swojego imienia.

– Mówię poważnie... Albo będę walczyć z tobą, albo z nikim innym.

– Cóż... Jeśli oczekujesz podobnej deklaracji, to muszę cię rozczarować, ale nie poddam się tak łatwo – mówię. Istnieją tylko dwa sposoby na to, byśmy przestali być drużyną, albo któryś z nas straci życie, albo zostanę przemieniony w wampira. Innej opcji nie ma.

– Nie oczekuję od ciebie niczego innego – mówi i całuje mnie w czoło. W tym samym momencie do sali weszły jakieś osoby, które spojrzeli na nas.

– Ethan Catley i Alexander Shaddix? – odzywa się jeden, kiwam głową, a jeden z Łowców podchodzi do mnie i podaje mi kopertę. Domyśliłem się, że to kolejny rozkaz. Kolejna misja.

Cholera, czemu tak szybko?! Myślałem, że do Nowego Roku będziemy mieć wolne, a tu... Alexander wyrwał mi kopertę z dłoni i otworzył ją i zaczął czytać, po czym podał mi ją.

    Szybko przeczytałem treść, z którego wynika, że po Nowym Roku mamy udać się na miesiąc do pilnowania granicy miasta. Cóż spodziewałem się, czegoś większego, ale to dobrze. Pilnowanie granic to takie trochę wakacje. Jednak pewnie zamiast wakacji, my będziemy odmrażać sobie tyłki, w końcu styczeń nie należy do najcieplejszych miesięcy. Szczególnie że patrolowanie granicy miasta wygląda mniej więcej tak: przez miesiąc mieszkasz w drewnianej chacie, bez bieżącej wody, więc trzeba ruszyć swoje łaskawe cztery litery do studni, bądź rzeki; brak ogrzewania, więc trzeba samemu palić w piecach, żeby nie stać się bryłką lodu przez noc oraz brak jako takiego ciepłego jedzenia, no, chyba że ktoś mieszkający gdzieś w okolicy postanowi ci przywieźć cieplutki obiad.

   Brzmię jak znawca, ale nauczyciele nie owijali w bawełnę i mówili nam czego, możemy się spodziewać. Nawet jeśli zwykle nic się nie dzieje, to trafienie na pilnowanie granic w okresie jesienno-zimowym to katorga, bo mimo wszystko jest pracy.

Jednak mówi się trudno. Misja to misja, wykonamy ją. 



VenatoresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz