Rozdział 14: Utrata wiary to przestępstwo

686 59 30
                                    

media: Eclipse - The Masquerade


Najchętniej przespałbym całą ceremonię zakończenia szkolenia i prawie tak było, gdyby nie mój współlokator, który zaczął się pastwić nade mną godzinę przed ceremonią. Mimo wszystko polubiłem tego dzieciaka – chociaż przed nim nigdy się nie przyznam. Wciąż nie rozumiem, dlaczego zdecydowano się przydzielić pierwszorocznego do mojego pokoju.

– To cześć – żegnam się z nastolatkiem – Pewnie jeszcze wpadnę po swoje rzeczy, ale no... miło było z tobą mieszkać – trochę się gubię, więc by bardziej się nie kompromitować, wychodzę z pokoju i zamykam drzwi.

Opieram się o drzwi i biorę głęboki wdech. Kurczę, kiedy się tak zmieniłem? Czy gdyby Alex się zjawił, to by mnie poznał?

Uśmiecham się słabo. Dziś kończylibyśmy szkołę i całe szkolenie. Pewnie udawalibyśmy zaskoczenie, gdy na ceremonii wypowiedziano by nasze nazwiska. Czekalibyśmy razem na pierwszą misję. Może nawet... Kręcę głową. Przecież go nie ma, dlaczego wciąż muszę o nim myśleć? Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? Chociaż minęły już trzy lata?

    Idąc korytarzem, na kogoś wpadłem – gość był nieco większy ode mnie, tak o głowę. Więcej nie mogłem o nim powiedzieć, bo na głowie miał czapkę z daszkiem, okulary i jeszcze kaptur. Przez zderzenie prawie się wywróciłem, ale ten zdążył mnie złapać i teraz trzymał swoje dłonie na moich ramionach.

– E... Dzięki? – kompletnie nie wiedziałem jak się zachować. A muszę przyznać, że tajemniczy jegomość zdążył – przez te parę sekund – wzbudzić moje zainteresowanie nim.

Nieznajomy nie powiedział nic. A szkoda, czy w książkach i serialach nie jest tak, że kiedy dwójka ludzi na siebie wpada, to obie strony po chwili rozmowy, wiedzą o sobie wszystko? On chociaż mógł się przedstawić!

Fakt mogłem zrobić to ja, ale nim się odezwałem, nieznajomy dał nogę. Domyśliłem się, że musiał być wampirem. A może pół-wampirem? Może stąd te okulary?

Odruchowo też skreśliłem go z listy potencjalnych kandydatów na mojego chłopaka. Właściwie – jeśli mam być szczery – to na tej liście jest jedno nazwisko: Alexander Shaddix.

    Udałem się do sali gimnastycznej, gdzie na dzisiejszy wieczór nieco ją przerobiono. Zająłem jedno wolne miejsce i założyłem nogę na nogę i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dostrzegłem parę znajomych ludzi; reszty w ogóle nie kojarzyłem. Pewnie niektórzy nie dostali swojego partnera i teraz to ma się zmienić albo to uczniowie z innych szkół, którzy przyjechali tutaj, bo tak się okazuje, że potencjalny kandydat na partnera uczy się tutaj? Dostrzegłem również mojego nieznajomego, którego dosłownie wbiło w ziemię. W piwnicy go trzymali, czy co?

Uznałem, że nie ma co słuchać, bo przecież moje nazwisko się tutaj nie pojawi. No, chyba, że Alex cudownie zmartwychwstanie, ale w to wątpię, bo zrobiłby już to dawno temu, prawda?

– Ethan Catley – jak na ironię padło moje imię. Co? Czyżby znalazł się ktoś inny, kto mógłby być na tyle wystarczająco dobry, co mój Alex?! To prawie niemożliwe!

– I Alexander Shaddix – kończy dyrektor, a ja omal nie parskam śmiechem. Alex'a przecież nie ma. Czy nikt go nie poinformował, że Alex'a już nie ma?!

Jednak ktoś wstał. I był to ten mój nieznajomy. Nie... To nie może być prawda. To Alex?!

Omal nie przewracając się, przez krzesło ruszyłem na środek, gdzie dyrektor wręczy nam nasze bronie, a my w dość symboliczny sposób się nimi wymienimy.

VenatoresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz