Rozdział 43: Niech to już się skończy

305 36 8
                                    

media: Hell in the Club - The Life & Death of Mr. Nobody


|Dymitr Wojnarowski|

Kiedy Alexander opuścił jaskinię z jeszcze żywym Ethan'em spojrzałem na Cliffa. A raczej na jego ciało, bo cios, który przyjął na siebie, okazał się śmiertelny. To, że Cliff cierpiał na jakiś kompleks bohatera, czy inne schorzenie było mi znane. Ile razy to ryzykował dla mnie życia? Dla niego wciąż byłem tym dzieciakiem, którego uczył. Jednak poświęcił się dla Alexandra, dzieciaka, którego wziął pod swoje skrzydła. Co też było zrozumiałe... Skoczyłby dla niego w ogień, w końcu troszczył się o niego jak o własnego syna. Nie zdziwiłbym się gdyby powiedział Cristine, że właśnie zaadoptował Alexandra.

– I co ja powiem Cristine? – wzdycham głośno, siadając naprzeciw ciała wampira – A Tony'emu? Jak ja im to wytłumaczy, stary durniu?

To ja powinienem iść, nie powinienem mu pozwolić na pójście za Alexandrem, wiedząc, jakie ma skłonności do bohaterstwa, albo chociaż nie ociągać się... Do diabła! Oboje są wampirami! Zdawali się nie pamiętać, że ciągnę się za nimi. Dlatego nic nie zrobiłem... Gdybym dotarł tutaj równo z nimi, na pewno nie pozwoliłbym mu na śmierć.

Cholera!

Cliff ma, właściwie to miał, rodzinę! Rodzinę, która go kocha i na pewno czeka na powrót z misji!

Jak ja im spojrzę w oczy i powiem, że nie żyjesz? Nie chcę, by dowiedzieli się o twojej śmierci z listu... To moje zadanie! Poinformować rodzinę mojego partnera w walce o jego śmierci. Bo przecież byliśmy przyjaciółmi, więc to nawet nie zadanie, a obowiązek. Obowiązek poinformowania twojej rodziny, że nie żyjesz. Mam nadzieję, że tam, gdzie trafiłeś ,będziesz cierpieć za tę akcję, jaką odwaliłeś.

^ ^ ^ ^

Czekałem na przyjazd kogoś z centrali. Nie mogłem przecież zostawić ciała Cliffa. A kiedy przyjechali, poprosiłem ich, by odwieźli mnie do domu Cliffa. Nie miałem swojego domu, bo po co? Mieszkałem sam, z kotem, po co mi mieszkanie? Wampir często proponował mi zamieszkanie w swoim starym mieszkaniu, które ostatecznie oddał Alexandrowi.

Zapukałem do drzwi i czekam aż ktoś mi, otworzy drzwi. A otwiera je Tony – syn Cliff'a. Tak długo żył samotnie, a nawet kiedy znalazł kobietę, którą pokochał i założył z nią rodzinę, to nie zmieniło go.

– Wujek! Wujek! – krzyczał dziesięciolatek. Wyciągnął rączki w moją stronę, a ja objąłem go i uniosłem do góry. Po chwili zjawiła się Cristine, jak na wampirzycę przystało, cicho i bezszelestnie. Uśmiechnęła się pogodnie, pewnie myśląc, że zaraz ujrzy swojego męża, ale kiedy dostrzegła, że nie ma go ze mną, jej uśmiech, znikł z twarzy.

– Tony idź do siebie! – unosi swój głos. To do niej niepodobne, bo ona nigdy nie krzyczy, nawet kiedy Cliff wracał cały poobijany. A teraz... On nie wróci...

Odstawiam Tony'ego na ziemię, a ten biegnie do swojego pokoju.

– Wejdziesz? – pyta, a ja bez zawahania się wchodzę do środka. Nie trudziłem się ze ściąganiem odzieży. Czy kogoś to teraz interesuje? Parę plam na białych kafelkach?

– Trudna misja, prawda? – pyta, tak jak zawsze kiedy wracaliśmy z misji. Zawsze witała nas tak samo; tym samym pytaniem.

– T-tak – odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem. To ja powinienem leżeć martwy, to mnie powinien opłakiwać Cliff – nie na odwrót.

– Jak to się stało? – pyta, siadając na krześle w jadalni. Dopiero teraz zauważyłem, że ma łzy w oczach.

Nie wiedziałem co jej powiedzieć, nie chciałem, by całą winę za śmierć Cliffa przyjął Alexander. On... chyba nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

– To była dość popaprana sprawa... – mówię i zaczynam opowiadać jej wszystko, co udało nam się zebrać do tej pory. Do tego momentu, kiedy Cliff poniósł śmierć.

Cristine przyjęła wszystko dość spokojnie – jakby już w dniu, w którym poślubiła go, wiedziała, że ten dzień nadejdzie. Byliśmy Elitarną Jednostką Eksterminacji Demonów, to dla nas żadna nowość, ponoszenie śmierci na polu bitwy. Jednak wampir miał dla kogo żyć i miał dla kogo wrócić.

– Jeśli czegoś będziesz potrzebować, to daj jakiś znak, na pewno pomogę – deklaruję się. Nic więcej nie mogę dla nich zrobić. Tylko tyle.

– Oczywiście... Dziękuję, że opiekowałeś się Cliffem – mówi, jej głos jest przepełniony uczuciem. Chciałem się roześmiać – ja opiekowałem się Cliffem? To prędzej on mną. W końcu był moim nauczycielem, a później został moim partnerem do walki. Byliśmy przyjaciółmi.

To dziwne, że teraz... Będzie tak pusto, bez niego. Bo nie wyobrażam sobie lepszego kompana do walki, niż właśnie Cliffa Dorna. Nikt nie będzie w stanie go zastąpić. Nikt.

^ ^ ^ ^

Trzymałem Tony'ego na rękach, mały wampir, trzymał się mnie mocno. Mam nadzieję, że nie pójdzie w ślady ojca i nie będzie starał się popisywać heroizmem za każdym, jebanym, razem.

Pogrzeb Cliffa odbył się następnego dnia. Łowcy nie lubili zwlekać z pochowaniem swoich. Kto mógł, ten przyszedł – byli to znajomi, Łowcy, z którymi kiedykolwiek walczyliśmy, czy po prostu ci, którzy szanowali Cliffa. Nawet gdzieś mignął mi Alex. Każdy przyszedł pochować jednego z lepszych Łowców. Trochę żałuję, że nie brałem go na poważnie, bo on... zdawał się prowadzić swoje śledztwo, niż które to zleciło nam dowództwo.

Cliff, ty stary idioto.

Poczuwałem się w obowiązku zając się jego żoną i synem. Nie widziałem innej opcji. Ktoś musi się nimi zająć i to będę właśnie ja.

Jeśli umrę, to nakopie ci do dupy, głupi wampirze! 


VenatoresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz