Prolog

233 13 58
                                    

Życie jest piękne. Wystarczyło pokonać Władcę Ciem i od razu wszystko się ułożyło. Walić groźbę jakiegoś tam Gonga. Nie zaatakował ani w czerwcu, ani w lipcu, sierpniu i tak dalej, aż do sylwestra, który mieliśmy dzisiaj. Nic nie mogło zepsuć mojego szczęścia i radości życia. Lila już nie knuła. Camilla została moją dobrą koleżanką. Marinette i Adrien wreszcie byli razem. A ja? Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi, odkąd byłam z Colinem. Chociaż zdarzały nam się drobne kłótnie, to czułam, że jesteśmy bratnimi duszami i nic nas nie rozdzieli. Wszystko układało się znakomicie. Ludzie, nawet śnieg spadł! Co akurat nie było fajne, gdy w święta rozdawaliśmy prezenty dzieciom w szpitalach. Śnieg padał tak szybko, w takich ilościach, że poruszanie się za pomocą broni okazało się samobójstwem. A potem musieliśmy wracać na pieszo. Przynajmniej w formie cywilnej mieliśmy na sobie ubrania znacznie cieplejsze niż obcisły, cienki lateksowy kostium. Chociaż przyznaję, że miałam dobrze, posiadając w takich sytuacjach tę futrzaną szczotkę, którą niektórzy nazywali ogonem.

Szykowałam wszystko do dzisiejszego imprezowania. Rodzice zgodzili się, żebym w tym roku zaprosiła do naszego domu moich przyjaciół. Oni sami wybierali się do Le Grand Paris na bal sylwestrowy. Mama na tę okazję włożyła sukienkę, którą miała podczas balu na zakończenie szkoły: zieloną, w której wyglądała jak driada. Dziadek w tym czasie miał w planach siedzieć w swoim pokoju i zajmować się swoimi sprawami, o czym oczywiście nie powiedział mamie. Ona sądziła, że dziadek będzie tutaj strażnikiem porządku, który powstrzyma nas przed robieniem głupot, robieniem z niej babci i najważniejszym: przeklinaniem.

***

Byliśmy już w piątkę w salonie, ale tylko ja czekałam na Colina. I pizzę. Reszta czekała tylko na sushi.

Wszyscy zajęliśmy się grą w UNO, przez co pojawiło się mnóstwo konfliktów. Marinette i Alya stanęły przeciwko sobie. Ja i Adrien usiłowaliśmy wygryźć się nawzajem z interesu. A Nino spokojnie jadł chipsy bekonowe. Walka była zacięta. W jej trakcie zawiązywały się sojusze. Adrien i Marinette walczyli po jednej stronie. A ja i Nino usiłowaliśmy przeżyć.

— Dobierasz dwie karty, Mary. - Adrien uśmiechnął się do mnie perfidnie.

— Wspaniale, Bananie. Ale Mari dobiera sześć, a ja zmieniam kolor na czerwony — powiedziałam, kładąc na stosie jedną z kart z mojej talii. Zostały mi tylko dwie, co było jasnym sygnałem, że wszyscy prócz Nino zjednoczą się, bym musiała dobrać przynajmniej dwanaście kart. Jeśli to w ogóle było możliwe.

Marinette z cierpiętniczą miną dobrała sześć kolorowych kart do swojej trójki. Nie umiała dobrze ukrywać swojej talii, więc dobrze widziałam, że nie ma tam nic czerwonego, a wszytko jest żółte i zielone.

— Uno — powiedział Nino i nasunął na czoło daszek swojej czerwonej czapki. Wszyscy spojrzeliśmy na niego tępo.

— Nie gram — powiedziałam, rzucając na podłogę moje karty. Żałowałam, że nie miałam tutaj Félixa, który by mi pomógł, ale został zaproszony przez Kagami, której wróżyłam przyszłą rolę jego dziewczyny, na bal w Luwrze.

Pozostali poszli w moje ślady, a Nino się załamał. Colin strasznie się spóźniał, ale najwyraźniej ciężko było mu wymknąć się z balu. Tego samego, na który wybrali się Kagami i starszy od niej Agreste. Luwr był chyba większym prestiżem niż hotel, czego nie rozumiałam przez moją niewytłumaczalną niechęć do tego miejsca. W każdym razie miałam podejrzenia, że niestety nie zobaczymy się przed północą. A ostatni raz widzieliśmy się jeszcze przed świętami, na które pojechał z rodzicami do Londynu, odwiedzić najstarszego brata, wraz z jego żoną i synkiem. Nie był zbytnio zadowolony z tego faktu, ale cieszył się na zobaczenie małego bratanka.

Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz