87. W Norze

339 29 13
                                    

Rozdział zawiera obszerne fragmenty książki Harry Potter i Insygnia Śmierci

Incarcerous! – krzyknął jeden ze śmierciożerców i Neri poczuła, jak oplatają ją niewidzialne sznury. Zaczęła z nimi walczyć.
– No, no, no. Panna Eliott – powiedział drugi. Po głosie rozpoznała w nim Greybacka.
            Wilkołak stanął nad leżącą dziewczyną i patrzył na nią zachłannym, łakomym wzrokiem. Nie mógł jej zabić, ale mógł się trochę zabawić... Uderzył ją w twarz. Dziewczyna poczuła, jak pęka jej kącik ust, jak ze zmiażdżonych dziąseł sączy się krew. Greyback bił dalej. Połamał jej żebra, uszkodził śledzionę. Neri zakaszlała i krew wypłynęła jej na brodę. Greyback nachylił się nad nią, zlizał krew z jej podbródka, z ust.
            Wzdrygnęła się z obrzydzenia. Odzyskała już siły na tyle, by przerwać zaklęcie. Nie miała ich jednak wystarczająco dużo, by się uleczyć. Musiała uciekać. Otoczyła się polem ochronnym i deportowała w okolice Nory. Resztką sił wysłała patronusa z wiadomością do Syriusza. Zaatakowali nas. Sprawdź wszystko sam. Spotkamy się w KG.
            Weszła na teren podwórka Weasleyów. Szła wolno i ostrożnie, ledwie widoczna w ciemnościach nocy. Przed sobą widziała powracających Harry’ego i Hagrida. Upadła ciężko na ziemię i walczyła z nadchodzącą utratą przytomności. Nie mogła się poruszyć, więc postanowiła poczekać, aż będzie w stanie podczołgać się bliżej. Słyszała, co się dzieje na podwórku i koncentrowała się na tych głosach... Dzięki nim, nie traciła kontaktu z rzeczywistością.


~*~


Nora, 26 lipca 1997
            Harry wylądował twardo, padając na dłonie i kolana, na podwórku Nory. Usłyszał krzyki. Odrzuciwszy świstoklika, wstał, chwiejąc się lekko, i ujrzał panią Weasley i Ginny, zbiegające po schodkach przy kuchennych drzwiach. Hagrid, który też się przewrócił przy lądowaniu, już gramolił się na nogi.
– Harry? Jesteś prawdziwym Harrym? Co się stało? Gdzie są inni?! – krzyczała pani Weasley.
– Co? To jeszcze nikt nie wrócił? – wydyszał Harry.
            Blada twarz pani Weasley była wymowną odpowiedzią.
– Śmierciożercy na nas czekali. Okrążyli nas, jak tylko poderwaliśmy się w powietrze... wiedzieli, że to miało być tej nocy... nie wiem, co się stało z innymi. Nas ścigało czterech, robiliśmy wszystko, żeby się od nich uwolnić... a potem dopadł nas Voldemort...
            W jego głosie słychać było nutę usprawiedliwienia, błagania, by zrozumiała, dlaczego nie wie, co się stało z jej synami…
– Dzięki Bogu, że żyjesz – przerwała mu, chwytając go w objęcia.
– Molly, masz tu gdzieś odrobinę brandy? – zapytał Hagrid trochę roztrzęsionym głosem. – No wiesz, w celach medycznych...
            Molly mogła przywołać butelkę zaklęciem, ale pobiegła w stronę przygarbionego domu, żeby ukryć łzy. Harry odwrócił się do Ginny, która natychmiast odpowiedziała na jego pytania, choć ich na głos nie wypowiedział.
– Ron i Tonks powinni być tu pierwsi, ale nie zdążyli na swój świstoklik, przyleciał bez nich – powiedziała, wskazując na zardzewiałą bańkę do oleju, leżącą niedaleko na ziemi – A tym – pokazała na starą tenisówkę – Mieli przylecieć tata i Fred... jako drudzy. Ty i Hagrid mieliście zjawić się po nich, a George i Lupin – zerknęła na zegarek – Powinni tu być za minutę.
            Wróciła pani Weasley z butelką brandy, którą wręczyła Hagridowi. Odkorkował ją i opróżnił, nie odrywając od ust.
– Mamo! – krzyknęła Ginny.
            W ciemności pojawiło się jasnoniebieskie światełko, które rosło błyskawicznie, nabierając mocy, a po chwili ukazali się Lupin i George, wirując w powietrzu, i padli na ziemię. Widać było, że stało się coś złego: Lupin podtrzymywał George’a, który był nieprzytomny, a twarz miał zakrwawioną. Harry podbiegł i chwycił George’a za nogi. Razem z Lupinem wnieśli go do domu.
            Neri uniosła głowę, by spojrzeć na George’a. Widziała krwawą miazgę w miejscu jednego ucha... Zrobiło jej się słabo i oparła czoło na zimnej ziemi. Uspokajała oszalały puls... I spróbowała podczołgać się bliżej. Jeszcze nie była w stanie niczego dojrzeć, ale wyraźnie słyszała, co się dzieje w domu.
– Ej, ty! – warknął Hagrid, który próbował wcisnąć się do domu – Odwal się od niego! Puść go, ale już!
            Odpowiedział mu ostry głos Remusa.
– Co siedziało w kącie, kiedy Harry Potter po raz pierwszy odwiedził mnie w moim gabinecie w Hogwarcie? – zapytał – Odpowiedz!
– To był... druzgotek w akwarium, tak?
            Neri dotarła w pobliże szopki na narzędzia i oparła się o nią ciężko. Teraz nie tylko słyszała głosy dobiegające ze środka domu, ale też widziała sylwetki osób znajdujących się wewnątrz. Chciała zawołać Lupina, ale jej rozcięte usta nie wydobyły z siebie żadnego dźwięku.
– Co jest grane?! – ryknął Hagrid.
– Wybacz mi, Harry – powiedział Lupin – Ale musiałem sprawdzić. Ktoś nas zdradził. Voldemort wiedział, że zamierzamy cię przenieść tej nocy, a mógł mu o tym powiedzieć tylko ktoś z nas. Mogłeś być oszustem.
– To czego mnie nie sprawdzasz? – wydyszał Hagrid, wciąż usiłując przepchnąć się przez drzwi.
– Bo jesteś półolbrzymem – odpowiedział Lupin – Eliksir wielosokowy jest przeznaczony wyłącznie dla ludzi.
– Żaden z członków Zakonu nie powiedziałby Voldemortowi, że wyruszamy tej nocy – powiedział stanowczo Harry – Voldemort pojawił się przy mnie na samym końcu, przedtem nie wiedział, który z Potterów jest tym prawdziwym. Gdyby znał nasz plan, wiedziałby od początku, że lecę z Hagridem.
– Voldemort pojawił się przy tobie? – zapytał ostro Lupin – Co się stało? Jak wam się udało uciec?
            Harry opowiedział pokrótce, jak ścigający go śmierciożercy w jakiś sposób poznali, że to on, jak zaprzestali pościgu, jak musieli wezwać Voldemorta, który pojawił się tuż przed tym, kiedy już mieli wylądować w domu rodziców Tonks.
– Rozpoznali cię? Ale po czym? Co zrobiłeś?
– Ja... Zobaczyłem Stana Shunpike’a... no wiesz, tego konduktora z Błędnego Rycerza... i próbowałem go rozbroić, zamiast... przecież on na pewno nie wie, co robi... musi być pod działaniem Imperiusa!
– Harry, minął już czas na zaklęcia rozbrajające! – stwierdził Lupin – Oni próbowali cię porwać i zamordować! Trzeba go było oszołomić, jeśli nie byłeś w stanie go zabić!
– Byliśmy setki stóp nad ziemią! Stan nie jest sobą i gdybym go oszołomił, spadłby i zabił się... to by przecież było to samo, co użycie Avada Kedavra! Expelliarmus uratował mnie dwa lata temu przed Voldemortem – powiedział Harry usprawiedliwiającym tonem.
– Tak, Harry – powiedział Lupin przez zęby – ale zrobiłeś to w obecności mnóstwa śmierciożerców! Wybacz mi, ale to był bardzo nierozsądny wybór w obliczu grożącej ci śmierci. Powtórzenie tego dzisiaj, na oczach śmierciożerców, którzy albo o tym słyszeli, albo byli tego świadkami, to było prawie samobójstwo!
– Więc uważasz, że powinienem zabić Stana Shunpike’a? – zapytał ze złością Harry.
– Nie, oczywiście, że nie, ale śmierciożercy... szczerze mówiąc, nie tylko oni, ale i większość ludzi... spodziewaliby się, że odpowiesz atakiem na atak! Expelliarmus to użyteczne zaklęcie, Harry, ale wszystko wskazuje na to, że śmierciożercy uznali je za twój podpis. Szkoda, żeś na to pozwolił!
– Nie będę rozwalał ludzi tylko dlatego, że stanęli na mojej drodze – powiedział Harry – Tak robi Voldemort.
            Lupin nie zdążył mu odpowiedzieć, bo Hagridowi w końcu udało się wepchnąć do kuchni, gdzie osunął się na krzesło, które natychmiast się pod nim rozpadło. Harry zignorował jego przekleństwa i przeprosiny, zwracając się znowu do Lupina.
– Co z George’em? Wyzdrowieje?
– Myślę, że tak, choć ucha nie da się odtworzyć, jeśli zostało oderwane zaklęciem...
            Z zewnątrz dobiegły jakieś dziwne odgłosy. Wrócił kolejny świstoklik. Lupin rzucił się do tylnych drzwi, Harry przeskoczył przez nogi Hagrida i wypadł na podwórko. Pojawiły się tam dwie postacie. Hermiona, już w jej własnej postaci, i Kingsley; oboje trzymali kurczowo pogięty wieszak na ubrania. Hermiona rzuciła się Harry’emu w objęcia, natomiast Kingsley wcale nie okazał radości na widok ich obu. Wycelował różdżką w Lupina.
– Ostatnie słowa, które wypowiedział do nas Albus Dumbledore?
– „Harry jest naszą największą nadzieją. Zaufajcie mu" – odrzekł spokojnie Lupin.
            Kingsley skierował różdżkę na Harry’ego, ale Lupin go uprzedził, mówiąc:
– To on, już go sprawdziłem!
– W porządku, w porządku! – powiedział Kingsley, chowając różdżkę pod pelerynę – Ale ktoś nas zdradził! Wiedzieli! Wiedzieli, że to będzie tej nocy!
– Na to wygląda – zgodził się Lupin – ale najwyraźniej nie wiedzieli, że będzie siedmiu Potterów.
– Słaba pociecha! – prychnął Kingsley – Kto jeszcze wrócił?
– Tylko Harry, Hagrid, George i ja.
            Hermiona jęknęła i szybko zakryła sobie usta ręką.
            Neri czuła, jak po twarzy płyną jej łzy. Nie wiedziała, co z resztą, nie wiedziała, co z Severusem... Nie wiedziała, jak sobie pomóc. Czuła się bezradna. Jej Moc próbowała przejąć kontrolę, żeby ją wesprzeć i uleczyć, ale dziewczyna nie chciała uronić ani jednego słowa z rozgrywającego się na podwórku dramatu.
– A, jak było z tobą? – zapytał Lupin Kingsleya.
– Ścigało mnie pięciu, zraniłem dwóch, prawdopodobnie zabiłem jednego. Sami-Wiecie-Kogo też widzieliśmy, przyłączył się do pościgu w połowie drogi, ale szybko zniknął. Remusie, on potrafi...
– Latać – dokończył za niego Harry – Ja też go widziałem, ścigał mnie i Hagrida.
– A więc dlatego nam zniknął... żeby pogonić za tobą! Nie mogłem dociec, dlaczego zniknął. Ale skąd się dowiedział?
– Harry potraktował trochę za uprzejmie Stana Shunpike’a – powiedział Lupin.
– Stan? – powtórzyła Hermiona – Myślałam, że jest w Azkabanie.
            Kingsley roześmiał się ponuro.
– Hermiono, na pewno doszło do masowej ucieczki, którą ministerstwo zatuszowało. Kaptur spadł Traversowi z głowy, kiedy go trafiłem, on też powinien być w Azkabanie. Ale co się stało z tobą, Remusie? Gdzie jest George?
– Stracił jedno ucho.
– Stracił jedno... – powtórzyła Hermiona piskliwym głosem.
– To robota Snape’a – dodał Lupin. Poczuł się obrzydliwie rzucając podejrzenia na Severusa, ale obiecał Neri, że nie wyjdzie z roli...
– Snape?! – krzyknął Harry – Nie powiedziałeś mi...
– Zgubił kaptur podczas pościgu. Zaklęcie Sectumsempra zawsze było jego specjalnością. Bardzo bym chciał powiedzieć, że odpłaciłem mu pięknym za nadobne, ale musiałem utrzymać George’a na miotle, tracił dużo krwi.
            Zapadło milczenie, wszyscy czworo wpatrywali się w niebo. Nic się tam nie poruszało, gwiazdy spoglądały na nich z góry obojętnie. Gdzie jest Ron? Gdzie Fred i pan Weasley? Gdzie Bill, Fleur, Tonks, Szalonooki i Mundungus?
– Harry, pomóż! – rozległ się ochrypły głos Hagrida, który ponownie ugrzązł w drzwiach.
            Harry wyciągnął go z tej pułapki, a potem ruszył przez pustą kuchnię z powrotem do salonu, gdzie pani Weasley i Ginny wciąż zajmowały się George’em.
– Jak się ma?
            Pani Weasley odwróciła się i odpowiedziała:
– Nie jestem w stanie przywrócić mu ucha, bo trafiło go czarnoksięskie zaklęcie. Ale mogło być o wiele gorzej... żyje...
– Tak... Dzięki Bogu.
– Wydawało mi się, że słyszałam jeszcze czyjeś głosy z podwórka – powiedziała Ginny.
– To Hermiona i Kingsley.
– Och, jak się cieszę – wyszeptała Ginny.
            Na niebie pojawił się kolejny niebieski punkt. Tym razem powrócili nim Arthur i Fred.
– Udowodnię ci, kim jestem, Kingsley, kiedy zobaczę mojego syna, a teraz zjeżdżaj mi z drogi, jeśli nie chcesz oberwać!
            Nikt nigdy nie słyszał, żeby pan Weasley krzyczał w ten sposób. Wpadł do pokoju, a Fred wbiegł tuż za nim.
– Arturze! – załkała pani Weasley – Och, dzięki Bogu!
– Co z nim?
– Jak się czujesz, Georgie? – szepnęła pani Weasley.
– Jak uduchowiony – wymamrotał George, który musiał się dopiero co przecknąć.
– Co mu się stało? – wychrypiał Fred – Mózg ma uszkodzony?
– Jak uduchowiony – powtórzył George – Widzisz... jestem trochę uduchowiony. ODUCHOWIONY, Fred, łapiesz teraz?
            Pani Weasley zaszlochała głośno.
– To żałosne – powiedział Fred – Naprawdę żałosne! Tyle jest dobrych dowcipów o uszach, a ty wyskakujesz z tym uduchowionym?
– Ach, mamo – powiedział George – Teraz będzie ci już łatwo nas odróżnić. Hej, Harry... jesteś Harry, tak?
– Tak – odrzekł Harry, podchodząc do kanapy.
– No, w każdym razie udało nam się sprowadzić cię tutaj. Ale dlaczego Rona i Billa nie ma przy łożu chorego brata?
– Jeszcze nie wrócili, George – powiedziała pani Weasley.
            Harry zerknął na Ginny i dał jej znać ręką, żeby z nim wyszła. Kiedy szli przez kuchnię, powiedziała cicho:
– Ron i Tonks powinni już tu być. Dom ciotki Muriel jest niedaleko stąd.
            Harry milczał. Kiedy schodzili po schodkach na podwórko, Ginny wzięła go za rękę. Kingsley spacerował tam i z powrotem, co jakiś czas spoglądając w niebo. Hagrid, Hermiona i Lupin stali obok siebie, w milczeniu patrząc w górę. Żadne z nich nie opuściło głowy, kiedy Harry i Ginny stanęli obok nich. Minuty ciągnęły się leniwie, jak lata. Przy najlżejszym powiewie wiatru wszyscy podrywali się i zwracali głowy w kierunku szeleszczącego drzewa lub krzaka, w nadziei, że spomiędzy liści wyskoczy jeden z brakujących członków Zakonu. Nagle wprost nad nimi zmaterializowała się miotła i zaczęła szybko opadać ku ziemi ...
– To oni! – pisnęła Hermiona.
            Tonks wylądowała długim ślizgiem, rozpryskując wokół siebie ziemię i kamyki.
– Remus! – krzyknęła, zsiadając z miotły i rzucając się w ramiona Lupina.
            Neri poruszyła się ostrożnie i przyjrzała przyjaciółce. Odetchnęła z ulgą. Dora wyglądała na całą i zdrową.
            Ron ruszył chwiejnym krokiem w stronę Harry’ego i Hermiony.
– J-jesteś... cała... – wymamrotał, zanim Hermiona chwyciła go w objęcia.
– Myślałam... myślałam, że ...
– N-nic mi nie jest – wyjąkał Ron, klepiąc ją po plecach – Wszystko okej.
– Ron był wspaniały – powiedziała Tonks, puszczając Lupina – Cudowny. Oszołomił jednego, trafił go prosto w łeb, a wiecie, kiedy się celuje do ruchomego celu z lecącej miotły...
– Zrobiłeś to? – zapytała Hermiona, patrząc mu w oczy i jeszcze mocniej ściskając za szyję.
– Zawsze ten ton zaskoczenia – burknął, uwalniając się z jej objęć – Jesteśmy ostatni?
– Nie – odpowiedziała Ginny – Wciąż czekamy na Billa i Fleur, Szalonookiego i Mundungusa. Lecę powiedzieć mamie i tacie, że nic ci nie jest...
            Pobiegła do tylnych drzwi.
– Co was zatrzymało? Co się stało? – zapytał Lupin prawie ze złością.
– Bellatriks – odpowiedziała Tonks – Bardzo chciała mnie dorwać, chyba tak samo jak Harry’ego, dorwać i ukatrupić. A mnie bardzo żal, że jej nie trafiłam, mam u niej dług. Ale raniliśmy ciężko Rudolfa... a potem dotarliśmy do domu ciotki Rona, ale spóźniliśmy się na świstoklik, a ona narobiła okropnego zamieszania wokół nas... i...
            Lupinowi zadrgała szczęka. Kiwnął głową, ale nie był w stanie nic powiedzieć.
– A co było z wami? – zapytała Tonks, zwracając się do Harry’ego, Hermiony i Kingsleya. Musieli jej wszystko opowiedzieć, ale przez cały czas przedłużająca się nieobecność Billa, Fleur, Szalonookiego i Mundungusa mroziła ich, jak szron osiadły na skórze, którego ukąszenia coraz trudniej było im znieść.
– Muszę wracać na Downing Street – powiedział Kingsley, po raz ostatni omiatając spojrzeniem niebo – Powinienem tam być już godzinę temu. Dajcie mi znać, jak wrócą.
            Lupinął głową. Kingsley pomachał wszystkim ręką i ruszył ku bramie. Usłyszeli ciche pyknięcie, gdy Kingsley deportował się tuż za granicami Nory. Państwo Weasleyowie zbiegli po schodkach, Ginny za nimi. Uściskali Rona, zanim zwrócili się do Lupina i Tonks.
– Dziękuję wam – powiedziała pani Weasley – Dziękuję za naszych synów.
– Nie bądź głupia, Molly – burknęła Tonks.
– Co z George’em? – zapytał Lupin.
– A co mu się stało? – zapytał słabym głosem Ron.
– Stracił...
            Ale koniec zdania pani Weasley został zagłuszony okrzykami, bo z ciemności wyłonił się testral, który wylądował kilka stóp od nich. Z jego grzbietu ześliznęli się Bill i Fleur – cali i zdrowi.
– Bill! Och, dzięki Bogu, dzięki Bogu...
            Pani Weasley podbiegła do syna, lecz on uścisnął ją krótko i spojrzawszy na ojca, rzekł:
– Szalonooki nie żyje.
            Wszyscy zamarli i zaniemówili.
– Widzieliśmy to – powiedział Bill, a Fleur pokiwała głową; na jej policzkach rozbłysły łzy w świetle padającym z okna kuchni – To się stało, jak przedarliśmy się przez krąg śmierciożerców. Szalonooki i Dung byli blisko nas, też skierowali się na północ. Voldemort... on potrafi latać... ruszył prosto na nich. Dung spanikował, wrzasnął, Szalonooki próbował go powstrzymać, ale ten się deportował. Zaklęcie Voldemorta trafiło Szalonookiego prosto w twarz, zwalił się z miotły do tyłu... nic nie mogliśmy zrobić... nic... mieliśmy już na karku pół tuzina śmierciożerców... Gdyby nie Neri... oszołomiła trzech
            Głos mu się załamał.
– To oczywiste, że nic nie mogliście zrobić – odezwał się Lupin.
            W tym momencie usłyszeli kolejny cichy trzask tuż za bramą Nory, a po chwili zobaczyli idącego w ich stronę „Thomasa”.
– Wszyscy bezpieczni – mruknął cicho – Tylko koło Tonksów kręciło się dwóch śmierciożerców, ale deportowali się, jak mnie zobaczyli.
– Przynajmniej w końcu jakieś dobre wieści – powiedziała drżącym głosem Dora.
– Gdzie jest Neri? – Spytał „Thomas” – Przysłała mi wiadomość, że zostaliście zaatakowani i...
– Nie ma jej tu – powiedział Lupin i zbladł.
– Widziałem ją, jak poleciała tam, gdzie spadł Szalonooki – wtrącił Bill i opowiedział zdumionemu Blackowi o śmierci Alastora.
            Na wspomnienie śmierci Moody’ego Neri poczuła przypływ wściekłości i to dodało jej sił.
– „Thomas”! – wychrypiała nieludzkim głosem i rozkaszlała się.
            Black drgnął. Spojrzał w stronę szopki i z trudem dojrzał ludzki kształt oparty o ścianę.
– Neri – szepnął przejęty i pobiegł do niej.
            Gdy spojrzał na nią, poczuł, że robi mu się słabo. Z jej ust płynęła strużka krwi, twarz miała poobijaną, jedna dłoń wyglądała na bezwładną. Dziewczyna oddychała z trudem i widać było, że zaraz straci przytomność. Wziął ją na ręce i podszedł do zebranej na podwórku grupy.
– Neri... co się stało? – spytał cicho Remus – Widziałem, jak zdjęłaś dwóch śmierciożerców lecących na Dorę ...
            Ona tylko pokręciła głową.
– Snape... – powiedziała cichutko.
– Snape cię tak urządził?! – spytał oburzony Harry.
            Ponownie pokręciła głową i spojrzała błagalnie na Blacka.
– Już dobrze, mała, zabiorę cię do domu – szepnął.
Jak tylko mógł najszybciej opuścił Norę i deportował się.

Severus Snape - trochę inna historia TOMY II - VIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz