105. Pan Śmierci

429 40 32
                                        

Hogwart, 02 maja 1998

            Gdy Neri i Syriusz (wciąż jako Thomas) wrócili do Hogwartu, zastali tam pole bitwy pogrążone w dziwnej mieszaninie żałoby i chaosu. Dorośli i dzieci pogrążeni w rozpaczy opłakiwali tych, którzy polegli w walce. Nieliczni starali się zapanować nad sytuacją lub opatrywać rannych. Wydawało się, że nikt nie jest w stanie zebrać się i zmobilizować do dalszej walki. Weszli do Wielkiej Sali. Wśród licznych ciał odnaleźli te dwa, do których wyrywały się ich myśli.

– Dora – szepnęła Neri wycierając twarz przyjaciółki z krwi i kurzu.

            Uklękła przy jej ciele i zwiesiła głowę. Chciała się pożegnać, ale nawet w myślach nie znajdowała odpowiednich słów. Nie płakała. Czuła, że już nie jest do tego zdolna. Syriusz zapatrzył się na leżącego obok Tonks Remusa.

– Żegnaj przyjacielu – powiedział bardzo cicho. – Dopilnuję, żeby twój syn dowiedział się, że byłeś bohaterem.

            Neri uniosła głowę i spojrzała mu w oczy z niezwykłą powagą. Wstała i podeszła do niego.

– Musimy wziąć się w garść – stwierdziła stanowczo. – Spójrz na nich – wskazała na obrońców Hogwartu. – Ktoś musi ich poprowadzić.

– Czujesz się na siłach do dalszej walki?

– Syriuszu, to była zaledwie rozgrzewka.

– Neri, po raz pierwszy w życiu naprawdę się ciebie boję – wyznał nieoczekiwanie.

– Wiem, że nie podobało ci się to, co zrobiłam, ale nie czas na dyskusje – jej głos znowu szczęknął metalicznie. – Musimy przygotować się do obrony.

– A co z Harrym?

– Mamy jeszcze kilka minut – spojrzała na zegarek. – Znajdź Kingsley'a, ja poszukam McGonagall.

            Rozstali się na chwilę. Neri z bólem serca przyglądała się Weasley'om, ale nie chciała podchodzić do nich. To nie był czas, żeby wchodzić z butami w życie pogrążonej w żałobie rodziny. Poza tym... nie miała na to czasu.

– Pani profesor – zawołała do McGonagall. – Musimy zebrać wszystkich, którzy wciąż są w stanie walczyć.

– Neri, niewielu nas zostało – odparła zrezygnowana Minerwa. – Boję się, że nie damy rady...

– Ja nie zamierzam się poddać – zaznaczyła dziewczyna. – I nie uwierzę, że ty mogłabyś to zrobić.

– I słusznie. Tylko nie wiem, jak inni.

– Trzeba im pokazać, że to jeszcze nie koniec!

            McGonagall przyjrzała się jej uważnie i powoli skinęła głową. Rozejrzała się po Sali i zobaczyła wokół siebie wiele zdeterminowanych twarzy. Ludzie słyszeli ich rozmowę i gromadzili się przy nich. Chcieli walczyć! Nawet jeśli już nie mieli nadziei na zwycięstwo. „Thomas” z Kingsley'em dołączyli do nich. Auror szybko się otrząsnął i zaczął wydawać rozkazy. O dziwo, to właśnie jemu udało się wyrwać ludzi z otchłani rozpaczy.

– Co z ochroną zamku? – spytała Neri.

– Została przełamana i raczej nie będą mieli problemu, żeby to zrobić po raz drugi – odparła McGonagall.

– Zajmę się tym – powiedziała dziewczyna stanowczo. – Niezależnie od tego, czy Harry pokona Voldemorta, nikt nie opuści terenu Hogwartu bez mojej zgody. Nie pozwolę na to, żeby wojna przedostała się poza te granice.

Severus Snape - trochę inna historia TOMY II - VIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz