117. Bliźniaki

589 41 52
                                    

15 listopada 1998

Neri z coraz większym trudem wstawała z łóżka. W zasadzie najchętniej nie wstawałaby wcale, ale niestety nie mogła też już zbyt długo leżeć. Jakakolwiek wymuszona pozycja ciała​ na dłuższą metę sprawiała jej ból. Jednak nie skarżyła się. Przeciwnie. Była szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Odkąd Severus przestał ukrywać przed nią swój pogarszający się stan zdrowia, oboje spędzali większość czasu na odcyfrowywaniu tajemniczych znaków, które Bill Weasley znalazł w egipskim grobowcu. Neri dobrze wiedziała, że to jedyny sposób, w jaki mogła mu pomóc. Nawet jej Moc nie byłaby w stanie go uleczyć.

Snape upierał się, że sam da radę stworzyć Eliksir Życia, ale im więcej czasu mijało, a formuła kamienia była wciąż taką samą zagadką, co na początku, tym częściej zaczynał w to wątpić. Czuł, że coś mu umyka. Tracił cierpliwość, gdy po raz kolejny zaczynał wszystko od nowa. Były chwile, kiedy wydawało mu się, że jest już blisko, że spomiędzy ciągu bezsensownych znaków wyłania się nazwa składnika alchemicznego, jednak wciąż nie udawało mu się określić nawet jednej, konkretnej substancji. Wraz z jego postępującym zniechęceniem rosła też sterta notatek, dotycząca tego, jak NIE stworzyć Kamienia Filozoficznego.

– Wszystko na nic – mruknął i z trudem powstrzymał się przed wyrzuceniem notesu do ognia.

– Severusie, alchemikom zajmowało to wiele lat, daj sobie czas – powiedziała Neri spokojnie, ale zaraz skrzywiła się z bólu.

Coraz częściej zdarzało się, że coś ją kłuło lub ciągnęło. Dzieci też nie leżały bezczynnie, tylko wyprawiały dzikie harce w brzuchu mamy. Jednak tym razem ból był inny. W pierwszej chwili nie zorientowała się, co to może oznaczać.

– Ja nie mam czasu – stwierdził z goryczą. – Jakbyś nie zauważyła, jest coraz gorzej.

– Zauważyłam – odparła, mając na myśli nasilające się skurcze, które w końcu rozpoznała, jako zwiastun porodu. – Sev, chyba już czas...

– Na co? Mam sobie odpuścić? – powiedział ze złością.

– Nie o to chodzi...

– A o co? Co może być równie ważnego?

– Rodzę – powiedziała tylko i wtedy odeszły jej wody.

– O cholera... – Severus nie wysilił się na bardziej błyskotliwą uwagę.

Podniósł żonę, jakby wcale nie ważyła dwa razy więcej, niż zwykle i zaniósł ją do sypialni. A później pobiegł po Bellę i Syriusza. Na jego szczęście w sąsiednim domu była też Andromeda Tonks, która zaofiarowała się sprowadzić do Doliny uzdrowicielkę i rodziców Neri.

W domu zapanował chaos. Severus chciał ulżyć Neri w bólu, wykorzystując metody, których nauczył się z książek. Bella próbowała robić to samo, bazując jednak na własnym doświadczeniu zamiast na fachowej literaturze. A Syriusz, pomimo dobrych chęci, przeszkadzał im obojgu. Andromeda, Sally Novak i Jane Eliott trafiły w środek tego zamieszania i kiedy Neri je zobaczyła, odzyskała nagle siły:

– Zamknijcie się wszyscy! – ryknęła.

Jej okrzyk trafił akurat na chwilę względnej ciszy, więc wszystkie oczy zwróciły się na nią. Widać było, że strasznie cierpi, a oni zamiast jej pomóc tylko wprowadzili nerwową atmosferę, która i jej się udzieliła. Pani Novak na wszelki wypadek przejęła dowodzenie i każdemu dała konkretną pracę do wykonania. Głównie po to, żeby wyszli z sypialni. Pozwoliła w niej zostać tylko Severusowi i przybranej mamie Neri.

– Niech pan zamknie drzwi i nikogo więcej tutaj nie wpuszcza – zarządziła uzdrowicielka. – Za chwilę będzie po wszystkim.

– Za chwilę? – spytał szeptem Severus, który nagle poczuł gwałtowną chęć ucieczki.

Severus Snape - trochę inna historia TOMY II - VIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz