V

105 6 8
                                    

Miałaś na sobie ubrany długi zielony rękaw z golfem, który pięknie przylegał do twojego ciała i dżinsy. Na nogi założyłaś pierwsze lepsze trampki. Po prostu wyglądałaś jak normalna nastolatka. W ręku trzymałaś drewnianą walizkę z potrzebnymi rzeczami, a pod pachą miałaś biały malarski fartuch. Po 30 minutowym marszu dotarłaś do klienta. Mieszkał w lesie.

- Kuurdę... - szepnęłaś sama do siebie wpatrując się w wielką piękną bramę.

Zaczęłaś się rozglądać za dzwonkiem przy furtce, ale tam nic takiego nie było. Nagle furtka się otworzyła, a przed twoimi oczami pojawiła się piękna bogata willa. Zrobiłaś krok, potem kolejny. Nie wierzyłaś własnym oczom w to co widzisz. Działka była ogromna, tak ci się wydawało. Po środku stał wielki budynek.

Szłaś tak w stronę drzwi wejściowych

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szłaś tak w stronę drzwi wejściowych. Stanęłaś na wycieraczce i zapukałaś w wielkie drzwi. Chwilę potem usłyszałaś odkluczanie wielkich drzwi. Spojrzałaś na siebie, poprawiłaś rękawy, podciągnęłaś spodnie. Wyglądałaś ok, jak normalna nastolatka, nie malowałaś się. Nie wiedziałaś kto jest za drzwiami... Po chwili drzwi otworzyły się. Otworzył je mężczyzna.

Był wysoki, bardzo wysoki, albo ty niska, bardzo niska, jednak on bardzo wysoki. Miał piękne brązowe włosy ułożone chaotycznie, co wyglądało kurewskio sexy, niebieskie piękne oczy i widoczne kości policzkowe. Ubrany był w czarne dresy i w za duży biały T-shirt.

- Dzień dobry... - powiedziałaś uśmiechając się

- Dzień dobry, zapraszam - odpowiedział uśmiechając się uroczo patrząc ci się tajemniczo w oczy.

Stanął przy drzwiach i gestem ręki pokazał abyś weszła. Weszłaś powoli do środka. Poczułaś jego zapach... Cudowny, nieziemski, bajeczny...

Kazał tobie iść prosto, a potem skręcić w prawo. Doszłaś do wielkiego salonu. Był wielki w czarnym kolorze.
Nie wiedziałaś co masz zrobić, więc się zatrzymałaś i obróciłaś się w jego stronę.

- Nazywam się Bill. - powiedział z uśmiechem podając rękę

{Piękne imię... Bill}

- A ja jestem [T|I] - oznajmiłaś podając mu dwa razy mniejszą rękę. Uścisnął ciebie delikatnie.

- Tutaj możesz rozłożyć swoje rzeczy, a ja się ogarnę- oznajmił wskazując na stolik przy oknie, przeganiając włosy, co wyglądało... Cudownie

Bill poszedł gdzieś. A ty zajęłaś się rozkładaniem przyborów. On przygotował dla ciebie sztalugę i płótno, abyś nie musiała tego dźwigać.

- Mogę już stanąć? - odezwał się stojąc parę dziecięcych kroków za tobą.

Wystraszyłaś się tak, że podskoczyłaś. Nie słyszałaś żadnych kroków, szelestu. Jak on to zrobił?

🄱🄰🄳 🅃🅈🄿🄴//ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz