Obudziłaś się. Miałaś sporo siniaków. Usiadłaś ospała na łóżku. Usłyszałaś dzwonienie do drzwi. Zeszłaś na dół i otworzyłaś drzwi. W drzwiach stała policja z [I|K]. Koleżanka rzuciła ci się na szyję.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam... - szepnęła płacząc
- Jest ze mną ok... Nie ściskaj tak. - powiedziałaś ospale.
Dziewczyna poluzowała uścisk.
- Nic się potem nie stało? Widzę, że na twoim ciele jest dużo siniaków.
- Uciekłam im, ale potem mnie znowu dorwali i jeden zaczął dusić, ale... - przerwałaś bo wtedy do akcji wkroczył tajemniczy klaun.
- Ale...
Powiesz im. Znalazłaś dobre kłamstwo
- Ale ten co mnie podduszał zlitował się i kazał mi uciekać. Sam też uciekł Nie chciał by reszta dowiedziała się, że spaprał robotę.
- Rozumiem - odpowiedział policjant trzymając dyktafon w ręku - gdzie masz opiekunów? Chciałbym z nimi pogadać.
Zatkało ciebie, znowu musiałaś skłamać. Bo gdyby dowiedzieli się prawdy nie byłoby ciekawie. Naszczęście potrafiłaś skutecznie kłamać, uczyłaś się kłamstwa z nudów w domu.
- Babcia pojechała do siostry i wróci jutro
- Dobrze. A gdy wróci dasz znać?
- Oczywiście - rzekłaś miło.
- Mamy niespodziankę dla ciebie - oznajmił policjant idąc do radiowozu.
Po co ci niespodzianka? Chyba, że to telefon. Fajnie by było. Policjant wrócił z twoim szkolnym plecakiem. Ucieszyłaś się jak dziecko.
- Twoja zguba.
- Dziękuję bardzo. - rzekłaś miło odbierając plecak.
- To życzymy miłego dnia. Pamiętaj by zadzwonić jak babcia wróci, albo pójść na komisariat.
- Dobrze. - rzekłaś machając na do widzenia funkcjonariuszom. W głębi duszy myślałaś, że się załamiesz. Gdy odjechali weszłaś z koleżanką do domu.
- Nic ci nie zrobili?
- Nic poważnego... - mruknęłaś idąc mozolnym krokiem do kuchni. Chciałaś zmienić temat. - Chcesz coś do picia?
- Poproszę wodę
- Dobry wybór - oznajmiłaś sięgając po kubek do szafki
Poszłyście do twojego pokoju. Nie obchodził ciebie bałagan, jej też nie przeszkadzał. Od razu uwagę koleżanki przykuł czerwony balon. Była trochę przerażona.
- Co jest? - zapytałaś się widząc przestraszoną koleżankę, ścieląc łóżko.
- Skąd ty to masz?
Nie chciałaś nic ukrywać, ona też nic przed tobą nie ukrywała.
- Dostałam...
- Od kogo?
- Od klauna.
Dziewczyna usiadła na podłodze.
Było jej słabo.- Muszę iść. Źle się czuję.
- Dobraa...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Odprowadziłaś ją do domu. Zaczął padać deszcz. Musiałaś u niej przeczekać.
- Jesteś głodna? - zapytała się dziewczyna.
- Tak i to bardzo. - oznajmiłaś czując jak kiszki ci marsza grają.
Była 11, a ty jeszcze nic nie jadłaś. Poszłyście do kuchni. Miło wam się gadało. Śmiałyście się i gadałyście o babskich sprawach. Rodziców jej nie było, bo są w spa.
- A tak propo wczorajszej nocki. Chciałabyś dzisiaj u mnie nocować?
- Jasne - odparłaś bawiąc się palcami.
Dzień zlecał wam szybko. Cały czas coś robiłyście. Jeszcze w międzyczasie gadałaś 1 godz z mamą. Aktualnie była godz. 23
- Jestem głodna...- szepnęła [I|K] zatrzymując film - chcesz coś?
- Nie dzięki. Najadłam się chipsami.
- To ja zaraz wracam.
Dziewczyna poszła do kuchni. Słyszałaś jak coś robiła. Wzięłaś telefon i zaczęłaś przeglądać internet. W pewnej chwili usłyszałaś stłumiony krzyk dochodzący z piwnicy... Wyskoczyłaś z łóżka i pobiegłaś do piwnicy. Zeszłaś ostrożnie po schodach. Nie widziałaś nic. Zdziwiłaś się i wzruszyłaś ramionami. Weszłaś po schodach na górę, ale tuż przed twoim nosem drzwi się zatrzasnęły. Wystraszyłaś się. Pewnie dziewczyna chciała ciebie wystraszyć. Udało jej się. Usiadłaś na zimnych schodach i czekałaś, aż ona otworzy ci dzwi.
- Kobieto! Otwieraj je zimno mi!
Wtedy usłyszałaś płacz dobiegający z kuchni.
- Proszę... - szepnęła błagając
Tobie włączyło się czerwone światełko. Browers... Próbowałaś otworzyć drzwi. Były zakluczone. Tym razem dało się słyszeć krzyk. W końcu podwarzyłaś czymś zamek i drzwi się otworzyły. Po cichu skradałaś się do kuchni. W ręku miałaś stalowy pręt. Wskoczyłaś do pomieszczenia jak poparzona. Nie było tam nikogo, tylko ona z ręką od krwi. Podbiegłaś do niej.
- Boże co ci się stało?! - krzyknęłaś patrząc na ranę - wstań opłukamy to w zlewie.
Dziewczyna łapała powietrze ustami. Opłukałaś jej rękę. Ktoś ugryzł ją. To nie był Henry.
- Kto ci to zrobił? - zapytałaś się spokojnie bandażując jej rękę
- Nie pamiętam...
- Dobra... A widziałaś coś?
- Tak... Balona... Czerwonego
Spojrzałaś się na nią z przerażeniem. Wtedy przypomniało ci się wszystko z balonami. Tego wszystkiego było tyle, że zrobiło ci się niedobrze. Zwymiotowałaś do zlewu. Obydwie byłyście w szoku. Obydwie nie wiedziałyście co robić. Obydwie bałyście się. Obydwie byłyście same...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęło parę dni od tego zdarzenia. Gdy odpowiedziałaś Billowi o policjantach wpadł na pomysł. Nie wiesz jak, ale ogarnął sprawę porozmawiania z opiekunami. Babcia nadal była w szpitalu, przyjaciółka nadal była w śpiączce, a [I|K] goiła się ręka. W szkole nie miałaś z kim gadać, bo dziewczyna z raną musiała zostać w domu. Przychodził do niej psycholog, bo nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Czasami zdarzało się, że pogadałaś z ,,klubem frajerów", ale jakoś nie ciągło tam ciebie, mimo, że byli spoko. Wolałaś jedną osobę. Z klubem frajerów spotkałaś się, bo liceum i podstawówka były połączone.Teraz zapytacie się co z Browersem. No powiem tyle, że czułaś się obserwowana przez niego. Czasami zdarzało ci się, że widziałaś go pod domem. Czego on szukał? Nie wiem... Z rodziną gadałaś po parę godzin dziennie. Z Billem spotykałaś się codziennie. Bardzo lubiłaś z nim przebywać. Świetnie spędziłaś z nim czas. Ostatnio zabrał on ciebie do wesołego miasteczka. Najstraszniej było w labiryncie luster. Zaczęły migać światła, a Bill rozpłynął się w powietrzu. W pewnym momencie poczułaś rękę na swoim ramieniu. Za tobą stał Bill. To było jedno z dziesiątek przestraszeń tego dnia w miasteczku przez mężczyznę. Za dokładnie 66 krzyknęłaś na niego z taką złością, że już więcej tego dnia ciebie nie wystraszył.
CZYTASZ
🄱🄰🄳 🅃🅈🄿🄴//ZAKOŃCZONE
FanficNIE CZYTAJ TEGO GÓWNA, BO DOSTANIESZ ATAKU CRINGU ᴛʏ ᴛᴜ ɢʀᴀsᴢ ɢᴌóᴡɴą ʀᴏʟę.ᴘᴏ ᴛʀᴀᴜᴍɪᴇ ᴢ ᴅᴢɪᴇᴄɪńsᴛᴡᴀ ᴡʀᴀᴄᴀsᴢ ᴡ ʀᴏᴅᴢɪɴɴᴇ sᴛʀᴏɴʏ. ᴘᴏᴢɴᴀᴊᴇsᴢ ᴘᴇᴡɴą ᴏsᴏʙę, ᴋᴛóʀᴀ ᴡʏᴅᴀᴊᴇ sɪę ʙʏć sᴘᴏᴋᴏ. ᴢᴀᴘʀᴢʏᴊᴀźɴɪᴀsᴢ sɪę ᴢ ɴɪą. ɪᴍ ᴅᴌᴜżᴇᴊ sɪę ᴢɴᴀᴄɪᴇ ᴛʏᴍ ᴡ ᴍɪᴇśᴄɪᴇ ᴅᴏᴄʜᴏᴅᴢɪ ᴅ...