XI

81 7 2
                                    

Obudziłaś się. Miałaś sporo siniaków. Usiadłaś ospała na łóżku. Usłyszałaś dzwonienie do drzwi. Zeszłaś na dół i otworzyłaś drzwi. W drzwiach stała policja z [I|K]. Koleżanka rzuciła ci się na szyję.

- Nawet nie wiesz jak się martwiłam... - szepnęła płacząc

- Jest ze mną ok... Nie ściskaj tak. - powiedziałaś ospale.

Dziewczyna poluzowała uścisk.

- Nic się potem nie stało? Widzę, że na twoim ciele jest dużo siniaków.

- Uciekłam im, ale potem mnie znowu dorwali i jeden zaczął dusić, ale... - przerwałaś bo wtedy do akcji wkroczył tajemniczy klaun.

- Ale...

Powiesz im. Znalazłaś dobre kłamstwo

- Ale ten co mnie podduszał zlitował się i kazał mi uciekać. Sam też uciekł Nie chciał by reszta dowiedziała się, że spaprał robotę.

- Rozumiem - odpowiedział policjant trzymając dyktafon w ręku - gdzie masz opiekunów? Chciałbym z nimi pogadać.

Zatkało ciebie, znowu musiałaś skłamać. Bo gdyby dowiedzieli się prawdy nie byłoby ciekawie. Naszczęście potrafiłaś skutecznie kłamać, uczyłaś się kłamstwa z nudów w domu.

- Babcia pojechała do siostry i wróci jutro

- Dobrze. A gdy wróci dasz znać?

- Oczywiście - rzekłaś miło.

- Mamy niespodziankę dla ciebie - oznajmił policjant idąc do radiowozu.

Po co ci niespodzianka? Chyba, że to telefon. Fajnie by było. Policjant wrócił z twoim szkolnym plecakiem. Ucieszyłaś się jak dziecko.

- Twoja zguba.

- Dziękuję bardzo. - rzekłaś miło odbierając plecak.

- To życzymy miłego dnia. Pamiętaj by zadzwonić jak babcia wróci, albo pójść na komisariat.

- Dobrze. - rzekłaś machając na do widzenia funkcjonariuszom. W głębi duszy myślałaś, że się załamiesz. Gdy odjechali weszłaś z koleżanką do domu.

- Nic ci nie zrobili?

- Nic poważnego... - mruknęłaś idąc mozolnym krokiem do kuchni. Chciałaś zmienić temat. - Chcesz coś do picia?

- Poproszę wodę

- Dobry wybór - oznajmiłaś sięgając po kubek do szafki

Poszłyście do twojego pokoju. Nie obchodził ciebie bałagan, jej też nie przeszkadzał. Od razu uwagę koleżanki przykuł czerwony balon. Była trochę przerażona.

- Co jest? - zapytałaś się widząc przestraszoną koleżankę, ścieląc łóżko.

- Skąd ty to masz?

Nie chciałaś nic ukrywać, ona też nic przed tobą nie ukrywała.

- Dostałam...

- Od kogo?

- Od klauna.

Dziewczyna usiadła na podłodze.
Było jej słabo.

- Muszę iść. Źle się czuję.

- Dobraa...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Odprowadziłaś ją do domu. Zaczął padać deszcz. Musiałaś u niej przeczekać.

- Jesteś głodna? - zapytała się dziewczyna.

- Tak i to bardzo. - oznajmiłaś czując jak kiszki ci marsza grają.

Była 11, a ty jeszcze nic nie jadłaś. Poszłyście do kuchni. Miło wam się gadało. Śmiałyście się i gadałyście o babskich sprawach. Rodziców jej nie było, bo są w spa.

- A tak propo wczorajszej nocki. Chciałabyś dzisiaj u mnie nocować?

- Jasne - odparłaś bawiąc się palcami.

Dzień zlecał wam szybko. Cały czas coś robiłyście. Jeszcze w międzyczasie gadałaś 1 godz z mamą. Aktualnie była godz. 23

- Jestem głodna...- szepnęła [I|K] zatrzymując film - chcesz coś?

- Nie dzięki. Najadłam się chipsami.

- To ja zaraz wracam.

Dziewczyna poszła do kuchni. Słyszałaś jak coś robiła. Wzięłaś telefon i zaczęłaś przeglądać internet. W pewnej chwili usłyszałaś stłumiony krzyk dochodzący z piwnicy... Wyskoczyłaś z łóżka i pobiegłaś do piwnicy. Zeszłaś ostrożnie po schodach. Nie widziałaś nic. Zdziwiłaś się i wzruszyłaś ramionami. Weszłaś po schodach na górę, ale tuż przed twoim nosem drzwi się zatrzasnęły. Wystraszyłaś się. Pewnie dziewczyna chciała ciebie wystraszyć. Udało jej się. Usiadłaś na zimnych schodach i czekałaś, aż ona otworzy ci dzwi.

- Kobieto! Otwieraj je zimno mi!

Wtedy usłyszałaś płacz dobiegający z kuchni.

- Proszę... - szepnęła błagając

Tobie włączyło się czerwone światełko. Browers... Próbowałaś otworzyć drzwi. Były zakluczone. Tym razem dało się słyszeć krzyk. W końcu podwarzyłaś czymś zamek i drzwi się otworzyły. Po cichu skradałaś się do kuchni. W ręku miałaś stalowy pręt. Wskoczyłaś do pomieszczenia jak poparzona. Nie było tam nikogo, tylko ona z ręką od krwi. Podbiegłaś do niej.

- Boże co ci się stało?! - krzyknęłaś patrząc na ranę - wstań opłukamy to w zlewie.

Dziewczyna łapała powietrze ustami. Opłukałaś jej rękę. Ktoś ugryzł ją. To nie był Henry.

- Kto ci to zrobił? - zapytałaś się spokojnie bandażując jej rękę

- Nie pamiętam...

- Dobra... A widziałaś coś?

- Tak... Balona... Czerwonego

Spojrzałaś się na nią z przerażeniem. Wtedy przypomniało ci się wszystko z balonami. Tego wszystkiego było tyle, że zrobiło ci się niedobrze. Zwymiotowałaś do zlewu. Obydwie byłyście w szoku. Obydwie nie wiedziałyście co robić. Obydwie bałyście się. Obydwie byłyście same...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęło parę dni od tego zdarzenia. Gdy odpowiedziałaś Billowi o policjantach wpadł na pomysł. Nie wiesz jak, ale  ogarnął sprawę porozmawiania z opiekunami. Babcia nadal była w szpitalu, przyjaciółka nadal była w śpiączce, a [I|K] goiła się ręka. W szkole nie miałaś z kim gadać, bo dziewczyna z raną musiała zostać w domu. Przychodził do niej psycholog, bo nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Czasami zdarzało się, że pogadałaś z ,,klubem frajerów", ale jakoś nie ciągło tam ciebie, mimo, że byli spoko. Wolałaś jedną osobę. Z klubem frajerów spotkałaś się, bo liceum i podstawówka były połączone.Teraz zapytacie się co z Browersem. No powiem tyle, że czułaś się obserwowana przez niego. Czasami zdarzało ci się, że widziałaś go pod domem. Czego on szukał? Nie wiem... Z rodziną gadałaś po parę godzin dziennie. Z Billem spotykałaś się codziennie. Bardzo lubiłaś z nim przebywać. Świetnie spędziłaś z nim czas. Ostatnio zabrał on ciebie do wesołego miasteczka. Najstraszniej było w labiryncie luster. Zaczęły migać światła, a Bill rozpłynął się w powietrzu. W pewnym momencie poczułaś rękę na swoim ramieniu. Za tobą stał Bill. To było jedno z dziesiątek przestraszeń tego dnia w miasteczku przez mężczyznę. Za dokładnie 66 krzyknęłaś na niego z taką złością, że już więcej tego dnia ciebie nie wystraszył.

🄱🄰🄳 🅃🅈🄿🄴//ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz