XXIII

79 5 0
                                    

Byłam pewna, że to koniec. Chciałam chociaż dowiedzieć się od niego informacji, które uspokoją mojego szarpiącego się we wnątrz ducha.

- Dlaczego ich zabiłeś?! Te niewinne dzieci! Czemu ich zabijasz?!

- Byłam wściekła. Chyba wściekłość wygrała bo nacisnęłam na spust.
Wyleciał z niej głuchy dźwięk. Czemu ja mam takiego pecha! Rzuciłam się na klauna. Wiedziałam, że prędzej czy później mnie zabije. Chciałam chociaż mieć ten bezużyteczny honor. Moje ręce uderzały o miękki tors potwora, po czym przeszłam do kopania i gryzienia. Krzyczałam z nienawiści.
W pewnym momencie poczułam mocny ścisk na moich nadgarstkach, był taki mocny, że myślałam, że moje kości zaraz złamią się w pół. Wydarłam się przeraźliwie. Bez sensu jest walczenie. Będzie jeszcze bardziej agresywny i umrę w większych męczarniach. Rozpłakałam się, z bólu i ze strachu. Pchnął mnie na ścianę. Opadłam na podłogę z pulsującymi nadgarstkami.

- Nienawidzę ciebie! Nienawidzę! - krzyczałam przez płacz, bólu i złamanego serca

Krzyczałam tak i płakałam przez dłuższy czas. Nikt nie ma prawa mnie usłyszeć, jedynie tylko ten potwór. Zdałam sobie sprawę, że moje krzyki nic by nie dały, więc siedziałam cicho wyczekując krwawego odejścia w zaświaty. Tak żałuję że go spotkałam...
Dałam omamić się potworowi. Diabłowi.

- Kim ty jesteś? - spytałam cicho próbując się uspokoić, moje serce waliło niemiłosiernie, a on zbliżał się. Był coraz bliżej, krok dzielił mnie od niego. Lecz on nie ukazywał swojego okazałego uzębienia. Z jego soczyście czerwonych ust kapała ślina, a ja miałam wrażenie, że jego żółte oczy wysysają moje.

- Twoim przyjacielem... - chrypnął

Coś we mnie pękło.
Faktycznie, tylko z Billem czułam się dobrze, jak z przyjacielem.
W tym momencie jego tęczówki zaczęły zmianę kolorów. Raz były żółte, a raz takie ciepłe, ludzkie. Miałam wrażenie, że kłucą się ze sobą, która powinna zostać. Wyciągnął do mnie rękę w białej rękawiczce. Ta ręka zabiła dziesiątki, a nawet nie wiem czy setki ludzi. Ta ręka była tuż obok mnie. Ta ręka jest ręką mojego przyjaciela. Ta ręka nękała mnie po nocach. Co mam zrobić?

Cały czas wpatrując się w jego oczy położyłam delikatnie drżącą dłoń na jego. Moja w porównaniu do jego, była tycia. Ostatni raz komuś zaufałam.

- Bill... Jesteś tam? - moje oczy zapełniły się łzami. - Proszę ciebie...

Nastąpiła chwila ciszy

- Jestem. - oznajmił już bardziej ludzkim głosem, pochlipując cicho.

Moje serce zapełniło się nadzieją. Nadzieją w to, że on nie jest taki zły. Nadzieją w lepsze jutro.
Wtuliłam się w wysokiego już mężczyznę. Jego materiałowe falbanki w stroju otulały moją, mokrą twarz. Długie ręce objęły mnie. Moje serce uspokojało się, przestałam drżeć. Potrzebowałam bliskości...

- Działasz na mnie jak lek uspokajający...
- szepnął ciepło

Zalała mnie wewnętrzna radość, coś dzięki czemu nie czułam się jak pierdolona morderczyni, z którą najlepiej by się rozprawić. Pewnie tylko on mnie zrozumie... Czułam się potrzebna, ważna. Czułam się wspaniale jak nigdy. To nie do pomyślenia, że ja potrafię uspokoić okropnego potwora...
Potwora, który rozumie mnie, który zawsze jest tam gdzie go potrzebuje, który ma uczucia. Wie co to smutek i radość.

Ta chwila mogłaby trwać wiecznie...
Już miałam odważyć się na pocałunek, lecz nagle poczułam niszczący mnie ból, nie do opisania. Ból przechodzący w głębsze warstwy mięśni.
Zrobiło mi się słabo. Nie byłam w stanie ustać. Delikatnie zsuwałam się w dół. Bill mocniej mnie objął. Usłyszałam jego gorzki lament. Zebrało mi się na płacz. Położyłam drżącą dłoń w miejscu bólu. Z mojego brzucha wypływała ciecz,a dłoń tylko delikatnie tamowała wypływ krwi.
Wydałam z siebie cichy jęk rozpaczy, bezradności i przerażenia. To wszystko na co było mnie stać. Obraz stał się teraz tylko nieogarniętą czernią, a w tle słyszałam cichnące krzyki mężczyzny.

- [T|I]... - był to ostatni, cichy, ciepły i powolny.

🄱🄰🄳 🅃🅈🄿🄴//ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz