Rozdział 10

1.3K 54 5
                                    

Droga minęła nam dosyć szybko. Byliśmy coraz bliżej miejsca docelowego, teraz nie dzieliły nas od niego dni tylko godziny. Od tamtego incydentu z poparzeńcami nic się nie wydarzyło, było spokojnie, choć czasami wydawało się że aż za bardzo, przez co czułam się nieco poddenerwowana.

Cisnęliśmy się na tylnych siedzeniach, Thomas i Teresa teraz siedzieli z Jorgem. W całym aucie coraz intensywniej było czuć pot, czasami było to nietrzymania, ale jednak trzeba było to znieść. Klimatyzacja nawaliła kilkanaście godzin temu, a szyb nie mogliśmy otworzyć ponieważ coraz mocniejszy skwar który panował na zewnątrz przedostał by się do środka. Zostało nam tylko siedzenie w ciasnej klatce z niewiarygodnym smrodem, gorszym od zapachu Minho który nie wykąpał się po całym dniu w labiryncie, jak to stwierdził Thomas.

Po południu dotarliśmy na górzysty teren, drogi stawały się być coraz węższe, czasami pojedyncze kamyki zsuwały się i spadały w przepaść.

- Dalej nie pojedziemy. Zastawili całą drogę. - Jorge zatrzymał pojazd i wyszedł.

Każdy uczynił to samo. Naprzeciwko znajdował się ciemny tunel, przed którym stało mnóstwo opuszczonych aut.

- Czyli w tamtą stronę? - Teresa wskazała na otwór w skale. - Może jednak znajdziemy inne przejście? - Zaczęła rozglądać się dookoła.

- Jeśli coś nie pasuje możesz jeszcze skoczyć w przepaść. - Przewróciłam oczami i spojrzałam w stronę wąwozu.

Thomas skarcił mnie wzrokiem.

Rozbawiła mnie jego poważna mina, zamiast siedzieć cicho, zaczęłam się śmiać, aż w niektórych momentach mój głos odbijał się o skały. Miałam podejść i rzucić coś w stylu ,,spokojnie nie wrzucę tam twojej księżniczki", chociaż, według mnie z dnia na dzień, coraz bardziej przypominała żmiję. Niby nie znam jej za dobrze, ale z każdą chwilą mam coraz większe przeczucie aby jej nie ufać. Coś się szykowało i na pewno miało to coś wspólnego z nią i rudowłosą.
Niespodziewanie zaczęly padać strzały.
Szyby przy najbliższych autach stały się coraz bardziej porozbijane. Newt złapał mnie za rękę i pociągnął za bagażnik pobliskiego wozu.

- Za auta! - Głos Thomasa także odbił się echem.

Zapadła cisza, nikt się nie wychylał.

Nagle ktoś dotknął mnie za ramię. Obróciłam się szybko i o mało nie dostałam zawału. Lufa pistoletu znajdowała się kilka centymetrów od mojej głowy. Przełknęłam ślinę i powoli uniosłam ręce do góry. Blondwłosa dziewczyna z chustą na twarzy nie zamierzała opuścić broni, tylko zmieniała swój cel, za mnie na blondyna.

- Wstawać. - Machnęła ręką na znak.

Podeszłam z Newt'em tam gdzie nam kazała, zabrali nam uzbrojenie.
Ciemnowłosa dziewczyna z dredami przyprowadziła do nas resztę grupy. W pewnym momencie przeszły mnie ciarki, czułam że zaraz pożegnamy się z życiem, lub kolejny raz ktoś będzie chciał oddać nas DRESZCZU.

- Jeszcze ci. - Mężczyzna popchnął Arisa i Lily w naszą stronę.

- Aris?! - wykrzyknęła brązowowłosa, po chwili przyglądania się chłopakowi.

Dziewczyny zdjęły chustki i rzuciły się mu na szyję.

- Sonya! Harriet! Co wy tu robicie? - Zapytał zdziwiony.

- Kiedy wydostaliśmy się z labiryntu odbiło nas Prawę Ramie, tak znaleźliśmy się tutaj. - Odpowiedziała blondynka.

Przez chwilę wszyscy staliśmy jak posągi, wpatrywaliśmy się z niedowierzaniem co właściwie się stało.Właśnie spotkaliśmy osoby które mogą zaprowadzić nas do celu. Jednak jest szansa abyśmy uciekli od tamtego piekła.Ciszę przerwało pytanie Thomasa.

- Prawie Ramie? Wiecie gdzie jest? - W jego głosie było można wyczuć nutkę podniecenia.

Dziewczyny popatrzyły się na siebie porozumiewawczo. Uśmiechły się podejrzliwie, po czym ciemnoskóra, najprawdopodobniej miała na imię Harriet, zagwizdała. Tak głośno, że zapiszczało mi w uszach. Na skałach wokół nas pojawili się osoby z bronią, którą zaczęły chować, przyglądali nam się uważnie.

- Chodźcie z nami. - Sonya uśmiechnęła się w naszą stronę.

Złapałam Newt'a za rękę, nadal niedowierzałam że to właśnie się dzieje. Byłam szczęśliwa, nie mogłam schować uśmiechu. Udaliśmy się żwawym krokiem, w stronę tunelu. Kiedy się kończył, Harriet machnęła kierowcy ciężarówki aby ruszył i tym samym odblokował przejście. Naszym oczom ukazała się taka jakby wioska. W powietrzu unosił się zapach zupy i pieczonego mięsa, były tak intensywne że zaczęło mi burczeć w brzuchu.
Szliśmy chwilę pomiędzy namiotami, były takimi małymi domkami dla tych którzy ocaleli, niektóre były większe. Z ciemnozielonego wydobywał się pyszny zapach, więc to zapewne stołówka, stało przed nim jeszcze kilka ławek gdyby ktoś chciałby zjeść na zewnątrz i miejsce na ognisko. Większość osób przyglądało nam się z dziwnym grymasem na twarzach, z resztą nie dziwiło mnie to, raczej mało osób tu przychodzi jakby nigdy nic. Tylko mniejsze dzieci nie zwracały uwagi na naszą grupę, ganiały się pomiędzy namiotami i niczym się nie przejmowały. Opuściłam wzrok zaczęłam zastanawiać się jakby to było być takim dzieckiem i niczym się nie przejmować, że wspomnień które mi zostały pamiętam że od najmłodszych lat byłam u DRESZCZU i razem z bratem, najprawdopodobniej bliźniakiem musiałam pilnować mojej młodszej siostry, gdyby nie oni, mielibyśmy tak samo fajnie dzieciństwo. Te dzieciaki i tak nie mają go najlepszego, ale przynajmniej uniknęły ciągłych badań i tortur.

- Dokąd nas prowadzicie? - Lily podeszła do dziewczyn.

- Do Vince'a. Zdecyduje co z wami zrobić. - Harriet obróciła się w stronę dziewczyny.

- Przyszliście w dobrym momencie, za kilka dni wyruszamy dalej. - Dokończyła Sonya.

- Czekajcie. - Thomas zatrzymał grupę. - Chcesz powiedzieć że to Prawe Ramie? Przecież to miała być armia. - Rozejrzał się wokół z rozłożonymi rękami.

- Była. Tyle zostało. - Podszedł do nas wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Miał blond włosy do ramion i dość długą brodę.

Stanęliśmy na przeciw niego. Dziewczyny z grupy B wdały się z nim w dyskusję do której co chwilę dołączał się Thomas. Przysłuchiwałam się ich rozmowie, z moich myśli wyrwał mnie Newt, który szarpnął mnie lekko za rękę. Spojrzałam w jego stronę.

- Brenda. - Szepnął na tyle cicho abym tylko ja mogła go usłyszeć.

Obróciłam głowę w stronę przyjaciółki. Chwiała się, jej oddech niepokojąco przyspieszył, a na szyi pojawiło się coraz więcej fioletowych żył. Było widać że zaczyna się dusić i traci kontakt z rzeczywistością, zmieniała się. Lekko złapałam ją w pasie, abym mogła bezpiecznie zamortyzować jej upadek, gdyby straciła przytomność, czekoladowooki zrobił to samo. Po kilku minutach poczułam że Brenda coraz bardziej się chwieje, zaczynała się też szarpać. Czasami wydawało by się jakby walczyła z samą sobą aby nie zrobić nikomu krzywdy.

- Thomas. - Szepnęłam do bruneta który stał najbliżej mnie. Chciałam aby nam pomógł podtrzymać chorą.

Nic, żadnej reakcji.

- Thomas. - Powiedziałam niego głośniej.

Chłopak jeszcze bardziej gestykulować rękami, całkowicie ignorując moje wołanie, intensywnie rozmawiał z nowo poznanym mężczyzną.

- Thomas do cholery!

- No co? - Obrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zagościło zdziwienie.

𝐍𝐢𝐞𝐮𝐧𝐢𝐤𝐧𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐏𝐫𝐳𝐞𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 - 𝐍𝐞𝐰𝐭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz