Dolecieliśmy do jednego ze zniszczonych miast, gdzie znajdowała się nasza baza. Ocalali, którzy nie brali udziału w misji na napad pociągu, zajmowali się odnawianiem statku, który miał posłużyć nam za przepustkę do nowego życia. Wolności. Wszystkie nasze pragnienia miały się spełnić. Niedługo będziemy z dala od DRESZCZu, pożogi, wszyscy razem. Będziemy żyć normalnie, niczym się nie przejmując, a cholerni doktorzy będą nadal się ukrywać i szukać leku na śmierć, leku którego nie ma. Przed śmiercią nic nas nie uchroni, prędzej czy później każdego dopadnie, w taki czy inny sposób. Wszyscy którzy tu są chcą zaznać jej spokojnej, a nie w gabinecie lekarskim pod różnymi urządzeniami, lub zamieniając się w zombie które zachowuje się gorzej niż dzikie zwierzę.
Newt zaczął usuwać ostatnie zabezpieczenia wagonu. DRESZCZ tak go zabezpieczył jakby w środku znajdowały się miliony diamentów, szczerze mówiąc, dla nich się znajdowały, w krwi uwięzionych dzieciaków. Thomas czekał z niecierpliwością aż blondyn otworzy drzwi. Oboje chcieli natychmiast zobaczyć przyjaciela. Ja natomiast poszłam razem z Vince'm do jednego z większych budynków w naszej tymczasowej osadzie, który słóżył nam jako hala zgromadzeń, był miejscem gdzie omawialiśmy wszystkie plany. Weszłam do środka, oparłam się o zniszczony mur za stołem. Mężczyzna w tym czasie rozłożył mapę, nachylił się nad nią, z jego mimiki było można wywnioskować że intensywnie się nad czymś zastanawiał. Dopiero po chwili spojrzał na mnie spod byka, nadal był zły za ryzyko jakie podjęłam, przez drogę ani razu się nie odezwał, tak samo Newt, który wyczuł napiętą sytuację. Mój brat próbował jakoś ją rozluźnić, jednak z marnym skutkiem. Skończyło się na tym że na dachu panowała jeszcze gorsza, nieprzyjemna cisza.
- Czemu tak ryzykowałaś? - Powiedział po chwili ciszy, nadal nie spuszczając że mnie swojego wkurzonego wzroku.
- Może nam się przydać. - Tak samo nachyliłam się nad kartką, chciałam dorównać mu wzroku. - No wiesz, do następnej misji.
- Cholera, do czego może nam się to przydać!? Za kilka dni nas tu nie będzie! - Uderzył pięściami w stół na którym przed chwilą opierał łokcie. Wystraszyłam się i odruchowo trochę się odsunęłam, wiedziałam jednak że muszę być nieugięta.
- A co zamierzasz zrobić z resztą dzieciaków?! Trzy miesiące temu było nas tutaj około czterdziestu, a jedna kabina pociągu nie zmieści tyle osób. Dodając jeszcze dzieciaki które nie uciekły od tej przeklętej organizacji. Chcesz ich skazać na śmierć poprzez wyssanie krwi i zawieszeniu na jakiejś metalowej konstrukcji?
- Nie mamy wyjścia. - Powiedział spokojniej, cały czas nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
- Mamy mapę, możemy się zaczaić na innym odcinku trasy, mamy także górolot do dyspozycji. Będzie to jeszcze łatwiejsze niż teraz.
- Nie, Victoria nie! Pogódź się z tym, pomyśl że odbiliśmy wszystkich.
- Nigdy tak nie pomyślę. - Powiedziałam pod nosem, jednak na tyle wyraźnie aby usłyszał. Posłałam mu zawiedzione spojrzenie i wyszłam z budynku.
Szłam przed siebie na nikogo nie zwracając uwagi. Byłam wściekła, przecież on ratował odpornych, a teraz tak po prostu chce się poddać, nie pojmowałam tego. Od śmierci Mary, coś w nim pękło, stał się kompletnie inną osobą. Zastanawiałam się czy gdyby mi by się coś takiego przytrafiło. Też bym się zmieniła? Gdybym straciła Thomasa, Newt'a, Brendę z którą bardziej się związałam przez ten czas, Lily i Minho. Tak dobrze że są już z nami, nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła z nimi porozmawiać. Długo musieli na nas czekać, trzy miesiące pod władzą tych psycholi, dużo zdążyło się przez ten czas pozmieniać, między innymi pogodziłam się z Newt'em, po sytuacji z Emily, nie umiałam się na niego długo gniewać, zwłaszcza że nie była to jego wina.
- Co taka zamyślona? - Z transu wyrwał mnie głos Brendy dochodzący z góry. Uniosłam głowę, dziewczyna opierała się o parapet okna.
- Po prostu... - Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie, czasami lubiłam pomyśleć w samotności, chociaż w punktu widzenia drugiej osoby wyglądało to raczej komicznie.
- Dobra, dobra, chodź do nas, ktoś na ciebie czeka. - Wróciła do pomieszczenia.
W ostatniej chwili przytaknęłam, zaczęłam wchodzić na piętro. Znajdowaliśmy się w budynku medycznym, na parterze był warsztat samochodowy w którym Jorge naprawiał i ,, udoskonalał" auta. Ominęłam ciemnoskórego, a on posłał mi uśmiech, lecz jego mina wygląda tak jakby mówił ,,trzymaj się, wszystko się ułoży". Szybko weszłam po kamiennych schodach na górę, w pokoju siedzieli Thomas, Newt, Harriet, Brenda opierała się o ścianę. Weszłam w głąb pomieszczenia i na łóżku lekarskim zobaczyłam Arisa i Lily trzymających się za ręce. Uśmiechnęłam się mimowolne i podbiegłam do przyjaciół aby ich uściskać.
- Wiedziałam że po nas przyjdziecie, ale myślałam że szybciej wam to zajmie. - Powiedziała odwzajemniając uścisk.
- Och zamknij się - Powiedziałam a z oczy popłynęły mi łzy szczęścia. Właśnie między innymi przez takie uczucie miałam chęć, odbić wszystkich. Każdy zasługiwał na szczęście i wolności, którą albo zabrał DRESZCZ, albo choroba, która nie wiadomo skąd się wzięła.
- A gdzie jest Minho. - Oderwałam się od przyjaciółki i spojrzałam na chłopaków, którzy wymienili ze sobą smutne spojrzenia.- No właśnie, jeśli o niego chodź. - Zaczął Tommy, trochę zakłopotany.
- No słucham. - Skrzyżowałam ręce na piersi i stanęłam obok łóżka.
- Nie był w tym wagonie. - Dokończyła Harriet.
- Żartujesz? - Spytałam rozśmieszonym tonem. Miałam nadzieję że to nieśmieszny żart, lecz twarze przyjaciół pozostawały tak samo poważne.- Pewnie zaraz wyskoczy za ściany. - Dodałam po chwili gdy nikt mi nie odpowiadał.
- Niestety to nie żart. - Dodał Aris, a moja mina zmieniła się diametralnie.
- Purwa! Pieprzony DRESZCZ. - Oparłam się o parapet i zobaczyłam jak Vince zaczął opowiadać nowo przybyłym o naszym planie na ucieczkę. Przewróciłam oczami gdy zobaczyłam mężczyznę.
Większość osób zaczęła wychodzić spokoju. Harriet zaprowadziła Arisa i Lily do naszej ,, stołówki", Brenda poszła do Jorga, a Thomas wyszedł bez słowa, najprawdopodobniej udał się w pobliże dzieciaków, aby posłuchać Vince'a. Chociaż po jego minie od razu mogłam wywnioskować że coś kombinował.
Zostałam sama z Newt'em. Chłopak podszedł bliżej i objął mnie ramieniem.- Teraz mam jeszcze jeden powód aby wykorzystać mapę którą znaleźliśmy. - Nie odkrywałam wzroku od ogniska z przed którym stał Vince.
- Nawet nie próbuj iść sama i nie wpadaj na kolejny durny pomysł. Po minie Thomasa widzę że coś planuje, nie naśladuj go. - Powiedział próbując spojrzeć mi w oczy.
- Przecież musimy coś zrobić, nie tylko dla Minho.
- Zrobimy, ale najpierw plan. - Zdjął rękę z mojego ramienia, a jego bluzka delikatnie się podwinęła. Zauważyłam że wiją się po niej małe, ciemne żyłki. W głowie pojawiła mi się najgorsza myśl, od razu chciałam się zapytać czy to jest to, o czym myślę.
- Newt... - Spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Zawahałam się, głos zaczął mi drżeć.
- Tak?
- Kocham cię. - Uśmiechłam się delikatnie i przytuliłam chłopaka, natomiast w środku poczułam okropne uczucie. Stwierdziłam jednak że nie mogę się zapytać wprost, jeśli naprawdę by był zakażony to by mi o tym powiedział, a sama narazie nie chciałam naciskać.
- Ja ciebie też Vicky. - Odpowiedział i pocałował mnie w czoło.

CZYTASZ
𝐍𝐢𝐞𝐮𝐧𝐢𝐤𝐧𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐏𝐫𝐳𝐞𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 - 𝐍𝐞𝐰𝐭
Science FictionHistoria siedemnastoletniej dziewczyny która wydostała się z labiryntu. Na początku wszystko układa się dobrze, lecz czasem sprawy zaczynają się komplikować. Poznaje nowych przyjaciół z którymi musi uciekać przed wrogiem, podczas podróży wiele rzecz...