Rozdział 17

1K 38 3
                                    

Gdy tylko wyjechaliśmy z tunelu, rażące światło wpadło do auta. Zmrużyłam na chwilę oczy, gdy po kilku sekundach, przyzwyczaiły się do palących promieni słonecznych, ponownie je otwarłam.
Zdjęliśmy metalowe osłony okien, a gorące powietrze wywietrzyło zatęchły smród rozkładających się ciał, który panował w tunelu. Siedziałam oparta na ramieniu Newt'a, kątem oka zobaczyłam że delikatnie masuje rękę na której wcześniej zobaczyłam fioletowe żyły. Serce znów ścisnęło mi się w klatce piersiowej, w tamtym momencie chciałam rzucić mu się na szyję, przytulić mocno i nie puszczać. Odwróciłam się i spojrzałam chłopakowi w oczy, odwzajemnił spojrzenie i posłał mi uśmiech. Uczucie w klatce piersiowej się nasiliło, bez zastanowienia rozłożyłam ręce i wtuliłam się w jego tors. Mogłabym wcale nie przerywać tej chwili, no ale, co dobre szybko się kończy. Rozdzieliła nas głowa Patelniaka. Jakby nie mógł wystawić jej obok nas, tylko pomiędzy.

- Przepraszam, nie chciałem was w to wszystko wciągać. - Zaczął Thomas, omiatając każdego z nas wzrokiem.
Brenda odwróciła się w naszą stronę i spojrzała na niego z małym grymasem na twarzy, a Jorge pokrencił głową, wzrok miał wbity w lusterko.

- Miał chyba na myśli ,,dziękuję za ratunek". - Wyjaśnił Siggy jeszcze bardziej wciskając się głową do kabiny. W pewnym momencie myślałam że mnie przygniecie ramieniem, albo wyląduje na siedzeniu pomiędzy mną a Newt'em.

- Nie ma za co. - Na twarzy nastolatki pojawił się uśmiech.

- Nie róbcie sobie nadziei. Ten tunel był ostatnią linią obrony, jeżeli Poparzeńcy tu byli, w mieście pewnie też są. - Poinformował nas Jorge.

- Chyba że znaleźli inną linię obrony. - Newt przysunął się bliżej okna i zaczął intensywnie się w coś wpatrywać. Zrobiłam to samo, w pierwszym momencie nie wierzyłam w to co widzę. Miasto. Miasto otoczone ogromnym murem, niczym ogromna forteca. Mężczyzna od razu wcisnął hamulec, pojazd gwałtownie się zatrzymał. Patelniak wyciągnął głowę i stanął na pace, aby wszystko zobaczyć z góry. Reszta naszej grupy wyszła z auta i stanęła nad urwiskiem.

- Śmieszne, tyle czasu chcieliśmy uciec, a teraz sami wracamy. - Newt przeczesał włosy palcami.

- Jak cholera. - Stwierdziłam, podchodząc bliżej metalowych prętów, które robiły za barierkę.

- Jak się tam dostaniemy? - Mój brat spojrzał na ciemnoskórego.

- Nie wiem, te mury są nowe. Właśnie taki mają sposób na to wszystko.

- Powaleni ludzie. Tutaj na nic nie wpadniemy. Jedźmy. - Brenda skierowała się w kierunku auta, a za nią pozostali. Stałam w bezruchu, nadal wpatrując się w betonowe mury. Pomyśleć że kiedyś byłam otoczona podobnymi, wokół których biegali dozorcy. Tu jest podobnie, oni są otoczeni a wokół biegają Poparzeńcy i zaraza, chociaż jakby tak przypatrzeć się temu bliżej to te sytuacje całkowicie się różniły. Na przykład że względu na to co znajdowało się w środku. W labiryncie mieszkałam w małej drewnianej chatce, a DRESZCZ i jego załoga mieszkają w pięknych, ogromnych wieżowcach, które przykuwają uwagę nawet na kilkadziesiąt kilometrów.

Podszedł do mnie Thomas i objął mnie delikatnie ramieniem. Tak samo zaczął wpatrywać się w wieżowce.

- Wierzysz że go znajdziemy? - Zapytał po chwili

- Tak jak całą resztę. - Odpowiedziałam pewna swego. - Thomas, dlaczego nie chciałeś aby pojechała razem z wami? - Spojrzałam na jego zmęczoną twarz.

- Na początku miałem jechać sam, nie chciałem nikogo narażać. Chłopacy chyba mnie usłyszeli gdy wykradałem broń i się przyłączyli. Zapewne także nie chcieli nikogo narażać. - Przytaknełam, wiedziałam że chłopak nie kręci.

- Wracajmy do auta. - Udałam się w stronę maszyny.

Brunet zwinie wskoczył do środka,przez okno i usiadł obok Patelniaka, który rozłożył się na siedzeniu. Spojrzałam na Newt'a który by oparty o drzwi.

- Zamieniłem się z nim, musimy pogadać. - Powiedział podając mi rękę, aby pomóc mi wejść. Wskoczyłam na koło i z małym trudem przełożyłam nogę na pakę. Jeansy w których chodziłam były mało elastyczne, co sprawiało mi trudności w robieniu niektórych ruchów. Po chwili usiadłam wygonie na kocu leżącym w kącie, poklepałam miejsce obok dając znak aby blondyn usiadł. Pierwsze minuty drogi siedzieliśmy w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem, leżałam oparta o klatkę piersiową chłopaka, ten natomiast bawił się moimi włosami, które wirowały na wszystkie strony z powodu wiatru.

- O czym chciałeś pogadać? - Złapałam go za rękę i zaczęłam rysować kółka na jego dłoni.

- Szczerze, to o niczym, chciałem spędzić z tobą trochę czasu. Przynajmniej te ostatnie chwile. - Ostanie zdanie powiedział o wiele ciszej, łamiącym głosem. Brzmiało to jak pożegnanie, które zbliża się do nas wielkimi krokami. Utwierdziło mnie to tylko w moich najgorszych przeczuciach.

- O czym ty mówisz?

- Tori, nie ważne. Zapomnij o tym. - Powiedział kierując wzrok na miasto.

- Jeśli chodzi o to. - Przyłożyłam dłoń do miejsca gdzie znajdowały się fioletowe znaki.- Niczego to nie zmienia, będzie dobrze, zaufaj mi.

- Nie będzie. Pomału zaczynam się zmieniać, czuję to w sobie. - W jego oczach widziałam przerażenie i smutek. Bał się, nie wiedziałam czego dokładnie, śmierci, utraty rozumu, czy bliskich.

- Możemy ci pomóc, musimy powiedzieć Thomas'owi, on na pewno da ci trochę krwi.

- Nie, nie chcę aby ktokolwiek inny się dowiedział, nie teraz. Najpierw uratujemy Minho, nie możemy go stracić.

- A ja nie mogę stracić ciebie Newt. Nie rozumiesz? Kocham cię, jesteś częścią mnie. - Ścisnęłam mocniej jego dłoń.

- Też cię kocham. Tylko proszę obiecaj mi to. - Czułam jak z oczy wypływają mi pojedyncze łzy. Dotknęliśmy się czołami, po czym wyszeptałam.

- Obiecuje. - W tamtym momencie, łza spłynęła mi po policzku. Nie mogłam go stracić. Już we wspomnieniach, których nie miewam od czasu walki z DRESZCZem, czułam że coś nas łączyło, pomimo różnych kłótni, czy wymazania pamięci, odnaleźliśmy się, zakochaliśmy w sobie na nowo. Teraz kolejny raz miałam to stracić, tylko tym razem nieodwracalnie. Dotknełam szyi w poszukiwaniu sznurka z przyczepionym serum, które dała mi kiedyś Mary, podczas rozmowy w namiocie. Moglibyśmy podać je Newtowi od razu, tylko że chłopak uparł się aby najpierw odbić Minho. Przejechałam dłonią po karku, ale wyczułam tylko naszyjnik z serduszkiem. - Cholera!

- Co się stało? - Newt spojrzał na mnie z niepokojem.

- Nie mam... nie mam serum. Jest ono niezbędne do tego aby zadziałała krew. - To zdarzenie sprawiło że sytuacja stała się jeszcze gorsza. Zazwyczaj cały czas pilnowałam aby mieć je na szyi, jakim cudem akurat w tak ważnej chwili mogłam je zgubić.

- Spokojnie. - Chłopaka mocno mnie przytulił.

- Jak mam być spokojna? - Powiedziałam przyciskając głowę do jego torsu.

- W DRESZCZu napewno mają coś podobnego, zdobędziemy lek. Nie wariuje jeszcze, bez obaw. - Odsunął się trochę, spojrzał mi w oczy, poczym musnął moje usta. Niemal od razu oddałam pocałunek, jeszcze bardziej przytulając się do chłopaka. W tamtym momencie nawet posmak słonych łez mi nie przeszkadzał.

𝐍𝐢𝐞𝐮𝐧𝐢𝐤𝐧𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐏𝐫𝐳𝐞𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 - 𝐍𝐞𝐰𝐭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz