Rozdział 11

1.2K 53 13
                                    

W tym samym czasie kiedy brunet zdążył zapytać, Brenda straciła przytomność. Razem z Newt'em położyliśmy ją na piasku. Uklękłam przy dziewczynie i sprawdziłam puls, nie wiadomo było jak jej organizm może reagować na wirusa, wolałam upewnić się czy wszystkie funkcje życiowe są w porządku. Chwilę później dołączył do mnie Jorge, położył głowę brunetki na kolanach i zaczął głaskać po włosach.

- Co się jej stało? - Vince zaczął bacznie się nam przyglądać.

- Nie wiem. - Jorge odpowiedział mu całkowicie zdezorientowany, było słychać że jego głos coraz bardziej się łamie.

Thomas spojrzał na mnie i dał jasno do zrozumienia aby nic nie mówić o ugryzieniu. W odpowiedzi dostał tylko lekkie kiwnięcie, chociaż według mnie powinni się dowiedzieć, mogli by coś zrobić, ale z drugiej strony rozumiałam przyjaciela, chciał ją chronić. Nie ufał nowo poznanemu mężczyźnie i wolał nie wtajemniczać go na starcie.
Spojrzałam na Vince'a który nadal nie odrywał wzroku od Brendy. Dokładnie skanował wzrokiem jej całe ciało, jego oczy zatrzymały się dopiero na nogawce z której lekko wystawał bandaż. Podszedł bliżej, podniósł kawałek spodni i odwinął opatrunek. Wszyscy ujrzeli okropnie brudną ranę, która była śladem po ugryzieniu, na łydce znajdowały się dziury po zębach, z których rozchodziły się malutkie fioletowe pajęczynki.

- To poparzeniec! - Szybko odskoczył od naszej grupy i wycelował bronią w brunetkę.

- Czekaj! Przecież możecie jej pomóc! - Thomas wyszedł na przeciw Vince'a i uniósł ręce.

- Tak możemy, kończąc jej cierpienia. - Położył palec na spuście.

- Jeśli chcesz ją zabić, najpierw będziesz musiał pozbyć się mnie. - Zasłoniłam przyjaciółkę swoim ciałem. Szczerze to chyba nigdy nie byłam bardziej zdeterminowana, z mordem w oczach spojrzałam na mężczyznę.

- I mnie. - Newtie przybliżył się do mnie, tym samym jeszcze bardziej zasłaniając zakażoną.

- Wy chyba sobie żarty robicie! Ona zniszczy obóz w tydzień! - Coraz bardziej zdenerwowany zaczął wymachiwać przed nami bronią.

Zaczynałam się bać że niechcący jego palec za mocno naciśnie wajchę i któryś z nas oberwie kulką. Mimo tego starałam się trzymać nerwy na wodzy, aby nie zacząć panikować, czekoladowo oki jednak zauważył że coś jest nie tak i złapał mnie mocno za rękę, jednocześnie przekazując mi odrobinę jego anielskiego spokoju, wydawało się że ani trochę się nie bał.

- Vince, co się dzieje? - W tym samym czasie podeszła do nas starsza kobieta. Wyglądała przyjaźnie, biło od niej dziwne ciepło, od razu poczułam że już ją widziałam. Słysząc jej słowa mężczyzna opuścił pistolet, jednocześnie dając mi chwilę wytchnienia.

- Przyprowadzili nam poparzeńca Mary.

- Podobno możecie jej pomóc. - Powtórzyłam błagalnym tonem słowa Thomasa.

Miałam nadzieję że chociaż ona zrozumie że są nam potrzebni. Gdybyśmy nie widzieli w nich nadziei to nie szukalibyśmy ich tak długo i nie narażali swojego życia.

- My nie, ale wy tak. - Momentalnie wszystkie spojrzenia były odwrócone na mnie i na Thomasa.

- My? - Tym razem brunet popatrzył się na kobietę jego oczy momentalnie zrobiły się dwukrotnie większe.

- Tak. Chłopcy, zabierzcie dziewczynę do namiotu, pomożemy jej. - Zwróciła się do mężczyzn którzy stali pół metra za nią.

Mężczyźni wzięli Brendę ostrożnie na ręce i zanieśli w stronę dużego brązowego namiotu, zapewne był to taki ala szpital, ponieważ przed wejście znajdowały się własnoręcznie wykonane nosze.

- Ty nas znasz? - Podniosłam się z kolan i stanęłam na przeciwko kobiety.

- Jak Thomas pracowałam dla DRESZCZU, pod koniec mojej kariery w ich siedzibie, twój brat zdradził mi współrzędne wszystkich ukrytych baz, był naszym tajnym źródłem.

Kiedy usłyszałam te słowa poczułam jakby przejechał mnie czołg. Tyle czasu spędziłam z Thomas'em szukając Prawego Ramienia. Byłam pewna że ten mały chłopczyk z moich wspomnień już dawno nie żyje albo został zarażony, a tak naprawdę był cały czas przy mnie. Pieprzony DRESZCZ rozwalał rodziny, aby znaleźć cholerny lek na pożogę. Przecież nie tylko my mogliśmy być rodzeństwem, większość naszej grupy mogła je mieć.

- Pogubiłem się. Chcesz powiedzieć że Victoria i Thomas są rodzeństwem?! - Patelniak stanął pomiędzy mną a brunetem.
W odpowiedzi dostał tylko kiwnięcie głową.

- Dokładniej Bliźniakami. - Dodała po chwili. Spojrzałam na Tommy'ego, wyglądał jakby oczy miały mu zaraz wylecieć z orbit. - A co się stało z Mią? - Kontynuowała swoją wypowiedź.

- Purwa! Jaka Mia?! - Azjata uniósł ręce w górę, pomału zaczynał tracić cierpliwość.

Rozumiałam jego zdenerwowanie, w końcu nie codziennie okazuje się że dwójka twoich przyjaciół, o ile uważa mnie za przyjaciółkę, jest rodzeństwem. Wolałam nie trzymać go dłużej w niepewności, jeszcze by nam tu oszalał z niewiedzy.

- Nasza młodsza siostra. - Obróciłam się w jego stronę. Nie bardzo lubiłam poruszać ten temat, ledwo co przypomniałam sobie o siostrze i od razu ją straciłam, narazie niezbyt to do mnie dotarło. - Popełniła samobójstwo w strefie, po tym jak dziabnął ją dozorca.

Kolejny raz przypomniałam sobie niską, niebieskooką brunetkę która leżała na łóżku, cała w czarnej mazi i fioletowych żyłach. Wokół której walało się mnóstwo desek, wyrwanych z podłogi. Tyle trudu tylko po to aby zdobyć zardzewiały gwóźdź i wbić go sobie w serce, ponieważ nie miała nadziei że kiedykolwiek wyzdrowieje. Jad buldożercy przejął nad nią kontrolę.
Coraz więcej łez zaczęło spływać z moich oczu, czułam jak pieką mnie powieki, a gula w gardle jeszcze bardziej się powiększa, ścisnęłam ręce w pięści i wbiłam paznokcie w dłonie aby nie zacząć szlochać. Poczułam jak czyjeś silne ręce obejmują mnie delikatnie i obracają w swoją stronę. Usłyszałam lekko przyspieszone bicie serca, dokładnie wiedziałam do kogo należy. Jeszcze bardziej wcisnęłam głowę w klatkę piersiową Newt'a, on zaczął głaskać mnie po włosach. Kiedy się uspokoiłam, ktoś inny złapał mnie za rękę.

- Vicky, musimy iść, Brenda na nas czeka. - Tommy przyglądał mi się że współczuciem. Wiedział jakie to jest dla mnie ciężkie, zresztą dla niego też musiało, przed chwilą dowiedział się że ma rodzeństwo w dodatku jedna siostra nie żyje.

Kiwnęłam głową i oderwałam się od ukochanego. Popatrzyłam mu w oczy i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Odwróciłam się jeszcze w stronę Minho który patrzył na mnie zaniepokojony, z powodu chwilowego załamania, wysiliłam się na słaby uśmiech w stronę przyjaciela, poczym razem z Thomas'em udaliśmy się za Mary.

- Idź za nimi i postaraj się zająć czymś Victorię jak najdłużej. - Emily szepnęła do Teresy.

- A ty co będziesz robić?

- Nie wiesz? Zajmę się naszym blondaskiem. - Wredny uśmiech zagościł na jej twarzy.

𝐍𝐢𝐞𝐮𝐧𝐢𝐤𝐧𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐏𝐫𝐳𝐞𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 - 𝐍𝐞𝐰𝐭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz