Rozdział 18

1K 36 5
                                    

Dotarliśmy na obrzeża miasta. Jechaliśmy powoli przedzierając się autem przez tłum mieszkańców. Przysunełam się bliżej krawędzi bagażnika, zaczęłam obserwować pobliskich ludzi, poszarpane ubrania, rozczochrane włosy. Większość wpatrywała się w naszą grupę z wściekłością, przez głowę przebiegły mi myśli że zaraz rzucą się na pojazd, a by nas obrabować. Pod pobliskim budynkiem spostrzegłam także dwójkę dzieci, wyglądały na około 7 lat, wyrywały sobie kawałek chleba, zacisnęłam ręce w pięści, nie mogłam uwierzyć że takie czasy nastały.

- Nie przeglądaj się tak bo jeszcze ich sprowokujesz. - Newt zaczął masować moją dłoń. Drugą ręką otworzył szybkę, która w tamtym momencie dzieliła nas od reszty grupy.

- Musimy gdzieś zaparkować. Najlepiej w takim miejscu aby nie znaleźliśmy tego caceńka. - Jorge poklepał kierownicę Jeepa i skręcił w jedną w węższych uliczek.

- Może nie być łatwo. Wszędzie kręcą się tutaj podejrzani ludzie. - Frypan niemalże położył się na oknie i przypatrywał się poszczególnym osobom.

- Nie kracz smrodasie. - Thomas złapał ciemnoskórego za kołnierz kurtki i trochę odsunął od szyby.

Kolejne kilkanaście minut szukaliśmy miejsca gdzie będziemy mogli bezpiecznie, z dala od kręconych się ludzi zaparkować. Gdy Jorge stanął w ślepym zaułku, pomiędzy trzema kamiennymi blokami wysiedliśmy z auta. Wzięłam do ręki koc i razem z Brendą zarzuciłyśmy na tylną część pojazdu. Materiał miał podobny kolor do budynków, więc mogłyśmy uznać jakoś wtapia się w tło i robi amatorską zasłonę. Ruszyliśmy w stronę głównych ulic. Im szersze były, tym więcej ludzi się na nich znajdowało, więcej trupów leżało pod budynkami, a co za tym idzie większy smród, który wprawiał o mdłości. Chociaż był on bardziej do zniesienia, niż to co panowało w tunelu. Weszliśmy w tłum, Thomas od razu zarządził abyśmy się nie rozdzielali, złapałam Newt'a za rękę, a ten posłał trochę zdziwione spojrzenie, pewnie się tego nie spodziewał, lecz niemalże od razu odwzajemnił uścisk i mocniej złączył nasze palce.
Nadal ślepo podążaliśmy za ludźmi, którzy raczej sami nie wiedzieli dokąd idą.

- Thomas, jaki masz plan? - Zapytałam klepiąc brata po ramieniu.

- Zobaczysz. - Odpowiedział od razu.

- Czyli znów idziesz na żywioł. - Powiedziałam pod nosem i przewróciłam oczyma, co nie uszło uwadze Newt'a, który od razu się uśmiechnął.

- Jesteśmy głosem wyrzutków! DRESZCZ chowa się za murami, chcąc mieć lek tylko dla siebie! Podczas gdy my chorujemy! Jednak nas jest więcej, zjednoczony się i powstańmy! - Obok nas przejechało ogromne auto, na którym siedzieli zamaskowani i uzbrojeni mężczyźni. Jeden z nich trzymał w ręku megafon i nawoływał do buntu, jego głos rozchodził się na różne strony. Przeskanowałam każdego z mężczyzn, spostrzegłam że jeden z nich, który siedział okrakiem na rogu dachu opancerzonego Jeepa, przyglądał się uważnie chłopakom. Jednak nim zdążyłam otworzyć usta, aby o tym powiedzieć, Newt pociągał mnie za rękę, zaczęliśmy się przeciskać na początek zgromadzenia.

- Thomas, tedy nie wejdziemy! - Krzyknęła Brenda próbując przekrzyczeć protestujących.

- Za daleko zaszedłem aby się teraz wycofać.

- Brenda ma rację, nie tędy droga, znajdźmy inne wyjście - Jorge, poparł dziewczynę, lecz chłopak zignorował jego słowa.

- Cholera, w co żeśmy się wpakowali. - Skomentował Newt.

Thomas podszedł na skraj tłumu, ludzie rzucali tam własnoręcznie robionymi petardami i odpadami. Gdy wszyscy dotarliśmy do bruneta, on dokładnie przypatrywał się zaporze. Poczułam niepokój. Newt rozglądał się uważnie dookoła, zrobił poważną minę poczym dodał.

𝐍𝐢𝐞𝐮𝐧𝐢𝐤𝐧𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐏𝐫𝐳𝐞𝐳𝐧𝐚𝐜𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 - 𝐍𝐞𝐰𝐭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz