Rozdział 16

160 14 7
                                    

Poczułam cudowną ulgę, gdy zadzwonił do mnie jeden z prawników, którzy zajmowali się nadal sprawą wyjaśniania mojej poczytalności. Mimo tego, że Jordan gnije gdzieś w policyjnej kostnicy, ja i tak muszę się wyjaśnić przed zarządem. 

— Mam dla pani dobre wiadomości. Udało nam się przyspieszyć proces wyjaśniający. Sędzia jest nam przychylny. Możemy udać się… – zapadła chwila ciszy —… do pani firmy, powiedzmy za dwie godziny? – dopytał. 

— Świetnie – odparłam. — Spotkajmy się na miejscu. 

Po tej krótkiej wymianie, zrobiło mi się trochę lżej na duszy. A gdy ekipa sprzątająca wysłała mi informacje, że mój apartament również jest gotowy do ponownego wprowadzenia się, miałam ochotę pisnąć ze szczęścia. Czym prędzej zadzwoniłam po taksówkę. Rzeczy, z których korzystałam w posiadłości, nie należały do mnie, więc nie miałam czego zabierać. 

Spieprzyłam po całości, ale bynajmniej nie będę musiała się już więcej widzieć z Fryderykiem. Tak będzie lepiej, starałam sobie to wmówić i tego się trzymać. 

Sebastiana też nie było w domu, zostawiłam mu więc kartkę z wiadomością u gosposi, mówiąc, żeby przekazała mu ją od razu, jak wróci. Podałam w niej numer telefonu, prosząc o kontakt w sprawie uregulowania płatności. 

— Za nim wyjdę, mogę zadać pani pytanie? – zapytałam starszą kobietę, która wyraziła zgodę skinieniem głowy. — Dlaczego nie widziałam tu pani wcześniej? Jestem w posiadłości kilka dni i w sumie zastanawiało mnie to, jak to się dzieje, że moja sypialnia, za każdym razem jest nienagannie posprzątana, albo dostajemy tak pyszne posiłki. – Kobieta posłała mi ciepły uśmiech. 

— Ja, druga pracownica, ogrodnik i pan Sebastian mieszkamy w drugim skrzydle. Nie wolno nam przebywać w tej części domu, gdy jest tu pan Redman. On ceni sobie własną prywatność i jest typem... – zastanowiła się przez moment —... samotnika.

— Rozumiem – odparłam. Dziwny zwyczaj, pomyślałam sobie. — Do widzenia. Miło było spotkać, tu kogoś, kto… – „ma w sobie trochę więcej kultury” dopowiedziałam w myślach. —… nieważne. 

Dobrze było opuścić własność Redman. Poczułam dużą ulgę. Byłam zła na niego. Wydaje mi się, że dorośli ludzie, którzy pójdą ze sobą do łóżka, nie uciekają jak psy z podkulonym ogonem. Nawet jak żałują całego zajścia. 

Pomimo moralnego kaca, tego dnia wszystko szło dobrze. Spotkanie z prawnikiem i zarządem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Firma czekała na mój powrót. Oczywiście nie obeszło się bez kondolencji i słów wsparcia, a ja miałam ochotę wykrzyczeć, że mój stan to wina tego sukinsyna, którego śmierci nie żałuję. 

Już prawie opuszczałam siedzibę firmy, gdy w holu wpadłam na Gregory’ego. Prawą rękę Jordana. 

— Greg! – zawołałam. — Możemy porozmawiać? Szukałam cię wcześniej. 

Mężczyzna na mój widok, bardzo się zmieszał. Poluzował krawat na szyi i rozejrzał się dookoła, jakby był obserwowany. Jego dziwne zachowanie udzieliło się i mi, bo za nim podeszłam do niego, również spojrzałam na prawo i lewo. Jednak szybko otrząsnęłam się z dziwnych myśli i stanęłam naprzeciwko dodając:

— Masz chwilę? Możemy porozmawiać? – Nie wiem dlaczego, ale jego zachowanie zaczęło mnie przerażać. Był cały spocony i wydawał się nieobecny. — Greg, mówię do ciebie! – Podniosłam głos o jeden ton i pstryknęłam palcami przed jego oczami. 

— Odchodzę Rose – odparł. — Nie mam już siły siedzieć dłużej w tym głównie. Uważaj na siebie, bo… – Przeczesał dłonią włosy i spojrzał na mnie oczami jak wystraszona łania. — To niebezpieczni ludzie Rose. Nie możesz z nimi dyskutować. Po prostu rób, to co mówią, a wszystko będzie dobrze. Ale ja już nie mam siły. 

— O czym ty mówisz do cholerny? – Wycharczałam przez zaciśnięte zęby, tak żeby ludzie, którzy koło nas przechodzili, nie zrozumieli jak dziwną i popieprzoną rozmowę właśnie prowadziłam z jednym ze swoich pracowników. 

— Uważaj na siebie. Albo sprzedaj to wszystko w cholerę i odejdź. – Złapałam mężczyznę za rękę, bo ten chciał już się odwrócić i odejść. 

— Jeśli nie chcesz tutaj rozmawiać, to możemy spotkać się u mnie – zaproponowałam. 

— To nic nie da Rose. Albo zaakceptujesz warunki, albo zginiesz jak twój ojciec, gdy chciał się wycofać. – Moje serce zabiło mocniej i na chwilę się zatrzymało. Co ty pieprzysz! Chciałam dodać na głos, jednak on kontynuował. — Sprawdź papiery budowlane, a właściwie to wykonanie konstrukcji. Pamiętasz tę zawaloną galerię z dwa tysiące szóstego roku? Twój ojciec miał prawdziwe raporty. Sprawdź pokrycie jakiegokolwiek dachu w twojej galerii. Zrozumiesz, o czym mówię. Rose, mam rodzinę… Zrozum. Nie mogę dłużej w tym siedzieć. Muszę wyjechać. – Po tych nowościach stałam jak w amoku. Nawet nie zarejestrowałam momentu, kiedy Gregory się oddalił. O czym on bredził do jasnej cholerny? 

_________________________

No i jak? Ciekawi co będzie dalej? Jeśli podoba Wam się ta historia, to ja czekam na każdą ocenę i dobre słowo, bo to daje mi masę motywacji ❤️🙏

ROSE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz