Witajcie moje dzielne czytelniczki. Dziś trochę krótszy fragment niż zawsze, ale w końcu pojawia się trochę konkretów. Jutro i w niedzielę będę pisać, więc na bieżąco będą się pojawiać rozdziały.
___________________________________Rano po sennej marze pozostał tylko ślad. Nie mogłam uwierzyć, że kod miałam cały czas w głowie. Jestem niemal pewna, że ten szereg cyfr otworzy skrytkę w banku.
Przeciągnęłam się i odkryłam, że po drugiej stronie łóżka nie ma Fryderyka. Była sobota rano, więc nie musiał jechać do swojej firmy. Za nim zadałam sobie jednak pytanie, gdzie jest, wyczułam ręka karteczkę na poduszcze.Jak wstaniesz, to
czekam na ciebie
w gabinecie.Ok. Czyli obowiązki na pierwszym miejscu. Wstałam z łóżka, narzuciłam na siebie szlafrok i udałam się na spotkanie z Redmanem.
— Hej. – Zajrzałam nieśmiało do gabinetu. – Mogę? – dopytałam.
— Wchodź śmiało. – Mężczyzna wstał od biurka, okrążył je, podszedł do mnie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Nawet nie wiem, kim my właściwe dla siebie jesteśmy. Ale bardzo mi się to podoba.
— Dzień dobry. – Przywitał się ze mną. — Musiałem popracować i coś sprawdzić.
— Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się do niego. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdujemy, tworzyliśmy całkiem fajną normalną parę.
— Dzień doberek gołąbeczki. – Do gabinetu wszedł Sebastian, wesolutki jakby właśnie wygrał los na loterii. Ubrany był na sportowo, a ślady potu na koszulce świadczyły, że wracał z jakichś ćwiczeń. W jednej ręce podrzucał jabłko. Podszedł do mnie, położył rękę w dole pleców i pocałował w policzek.
— No co tak patrzysz Redman? Jest prawie jak siostra. – Wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu i puścił mi oczko.
— Siadaj i skup się na tym, co mam ci do przekazania! – Warknął Fryderyk do chłopaka i gestem wskazał mi, żebym zajęła miejsce obok McNamary.
— Ty zazdrośniku. – Blondyn pokiwał palcem wskazującym i nie dawał za wygraną, a ja widziałam jak szczęka Redmana wręcz faluje ze złości.
— Po weekendzie udamy się z Rose do banku. – Fryderyk nie dał się kolejny raz zbić z tropu. — Zobaczymy, co uda się nam znaleźć w tej skrytce. Dodatkowo sprawdziłem politykę twojej firmy. – Popatrzył teraz na mnie, a jego oczy przybrały łagodniejszy charakter. — Popytałem to tu, to tam i okazało się Rose, że nie musisz ogłaszać przetargu na budowę. Nie jest to konieczne. Zazwyczaj tak działaliście, ale nie jest to wymóg konieczny, dlatego w poniedziałek podpiszesz wstępną współpracę z firmą mojego znajomego. To nam pomoże zlokalizować ludzi, którzy są w to zamieszani.
— To zdenerwuje Frasera, jednocześnie dając nam jak na tacy ludzi, którzy jeszcze pociągają sznurki w tym przedstawieniu – podsumowałam.
— Dokładnie Rose. Szybko się uczysz. – Sebastian klasnął w dłonie i pochwalił mnie.
— Sprawdziłem tego całego Brendana. Jest czysty jak łza. Człowiek nawet nie dostał nigdy w życiu pieprzonego mandatu, a to się nie zdarza. Dlatego dałem mu ogon. Chciałem porozmawiać też z tym przyjacielem twojego męża, ale zapadł się podziemie.
— Gregiem? – Przytaknął skinieniem głowy. — Chciał wyjechać. Pewnie wiedział, że coś mu grozi, więc wlazł w jakąś dziurę i szybko z niej nie wyjdzie.
— Możliwe. Dlatego musimy teraz być wyjątkowo ostrożni. Nie wiemy z kim mamy do czynienia ani jak bardzo niebezpieczni są ci ludzie.
— Rozumiem. Czy mamy jakiś plan działania? – zapytałam, dość mocno wystraszona powagą sytuacji i tonem Redmana.
— Nie ufam nikomu oprócz Sebastianowi i sobie. Więc wszystko zostaje bez zmian. Jednak chciałbym, żebyś oficjalnie wprowadzała nas do firmy, jako swoich ochroniarzy. Nie mogę pozwolić Rose, że coś przeoczymy.
— Och… To o to chodzi. Myślę, że nie powinno być z tym problemu.
Ustaliliśmy jeszcze dyżury, w które dni kto będzie miał warte przy mnie i mogłam wrócić do sypialni. Po prysznicu i śniadaniu, dałam się porwać mojemu super bohaterowi na przejażdżkę.
***
Niedziela minęła nam leniwie. A nowy tydzień przywitał mrozem, chłodem i śniegiem. Nie cierpiałam zimy. W drodze do samochodu z Fryderykiem minęliśmy Sebastiana, który pogwizdując, zmierzał do nowej pracy. Uwielbiałam jego charyzmę i ducha walki. I miałam nadzieję, że odkryje co dzieje się za zamkniętymi drzwiami kliniki.
Całą drogę do banku milczałam, a Redman nie naciskał na rozmowę. Ręce mi się pociły, a całe moje ciało było pokryte w gęsiej skórce.
Po wejściu do JPMorgan Chase Bank podałam dokument tożsamości, kluczyk do skrytki, a bardzo miły pan zaprowadził nas do pomieszczenia, gdzie mogłam za pomocą szyfru otworzyć sejf. Miałam cztery podejścia.Trzęsącą się ręka chciałam wystukać na panelu wyświetlacza kombinacje liczb, jednak w tym samym czasie, dłoń Fryderyka objęła moją, przysunął sobie ją do ust i złożył delikatny pocałunek.
— Ja to zrobię, a ty się uspokój trochę. Zaraz mi tu zejdziesz na zawał. – Kiwnęłam głową i wzięłam kilka głębszych oddechów.
— Trzy, dwa, pięć, jeden, cztery, sześć, osiem, siedem, dziewięć – wymówiłam ciągiem, bez zająknięcia. Po sekundzie usłyszeliśmy charakterystyczny brzdęk opuszczonych zapadni skrytki, która stanęła otworem. A w niej znajdowała się czarna teczka.
— Chodź, nie będziemy tu tego czytać. – Mężczyzna złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz przed bank, gdzie mroźne powietrze trochę obudziło moje zmysły.
— Dobra, otwieram. – Rozplątałam czarne gumki i wyjęłam kilka dokumentów. Protokoły zawalonego centrum handlowego, opatrzone pieczątkami i podpisami osób z nadzoru budowlanego i jakiejś powołanej komisji. A gdy je czytałam, w oczach stanęły mi łzy.
Wyłapywałam poszczególne słowa, które miały znaczenie i doprowadziły do zawalenia się jednej czwartek powierzchni: błędy konstrukcyjne i wykonawcze, elementy nośne źle zaprojektowane, przekroczenie nośności pod ciężarem śniegu, niedokręcone prawidłowo stalowe elementy bądź tylko na jedną śrubę, brak uwzględnienia worków śnieżnych, wadliwe zaprojektowanie wielogałęziowych słupów, nie zastosowano też stężeń połaciowych i pionowych, uszkodzenia dachu, zmiany dokonane w projekcie wykonawczym w porównaniu do projektu budowlanego, różnica w klasie stali, nieodśnieżany dach, brak wzmocnień żelbetonowych w całości dachu.
To tylko nieliczne informacje, jakie odczytałam razem z Fryderykiem. Z dokumentów wynikało, że mój ojciec ukręcił temu łeb i zamiótł wszystko pod dywan. Firma widmo po katastrofie była niemożliwa w zlokalizowaniu. Nie mieliśmy również żadnych dodatkowych nazwisk ani innych poszlak, które wskazałyby nam winowajców. Za wszystko odpowiadał tylko mój ojciec.
— Zadzwoń do pracy Rose, weź dzień wolnego. I tak nic tam po tobie. – Miał rację. W tym stanie nie dam rady pracować.
— Musimy zawiadomić policję. – Odezwałam się w końcu, gdy Fryderyk odpalił samochód i włączył się płynnie do ruchu.
— Wszystko w swoim czasie. Najpierw znajdźmy gryzoni, którzy są za to odpowiedzialni. – Nie protestowałam. Zamierzałam mu zaufać w tej kwestii. Nie wierzyłam, że to wszystko wina mojego ojca. Boże tylko ile galerii było w ten sposób postawionych? Musimy działać szybciej.

CZYTASZ
ROSE
RomanceRose kiedyś miała wszystko. Pozycję, przyjaciół i pieniądze. Jej życie zmienia się w chwili kiedy wychodzi za mąż. Wtedy pojawiają się problemy. Kobieta traci ojca. Przyjaciele się od niej odsuwają, a ona większość czasu spędza na szpitalnych koryta...