Rozdział 26

443 15 6
                                    

Kolejny dzień zaczął się jak co dzień. Zapewnieniami Fryderyka, że wszystko będzie dobrze. Że nie pozwoli mi zrobić krzywdy i, że cieszy się, że ja czuję się już lepiej. Bo faktycznie tak było. Nawet jeśli nachodzą mnie chwilowe wątpliwościami, tak jak wczoraj przed rozmową z tym parszywym gryzoniem Fraserem, to jednak szybko minęły.

Chciałam wczorajszego wieczoru poruszyć w końcu z Redmanem temat, o moich podejrzeniach względem jego osoby, ale w końcu odpuściłam nie chcą psuć nam cudownego wieczoru, który spędziliśmy w łóżku, na oglądaniu telewizji. Jak normalna para. Nie wiem, jak to się stało, ale utknęłam w lawinie uczyć, jakie zaczęły na mnie spływać względem tego mężczyzny. A co najważniejsze byłam szczęśliwa.

Dzisiejszego dnia to Sebastian mnie pilnował, ponieważ Fryderyk miał własne sprawy do załatwienia. A McNamara miał dwa dni wolnego w klinice. Cokolwiek i tam się dzieje, musi zostać szybko wyjaśnione.
W drodze do windy zatrzymał mnie Henry. Jeden z trzech udziałowców i osoba odpowiedzialna za dział finansowy.

– Dzień dobry Rose. Nie udało mi się ciebie wczoraj złapać, a chciałem powiedzieć, że dokonałaś świetnego wyboru tej firmy budowlanej. Jedna z lepszych.

– Dziękuję Henry.

– Wiesz, jeśli miałabyś kiedyś ochotę dołączyć do mnie i Jasona na lunchu, to zapraszamy. Często razem jemy, a miło by było poznać panią prezes.

– Z miłą chęcią. Może w przyszłym tygodniu? Odezwij się do mojej asystentki. – Uśmiechnęłam się, gdy mężczyzna wyszedł na swoim piętrze, gdy zatrzymała się winda.

– Tak zrobię Rose. Miłego dnia – posłał mi równie szczery uśmiech.

Henry, jak i Jason zostali dokładnie sprawdzeni przez Fryderyka. Ale nie znalazł nic na nich. Normalni mężczyźni, mający rodzinę, płacący podatki i regularnie mandaty. Żadnych dziwnych przelewów na ich kontach bankowych, telefony, maile również czyste jak łza. Nie licząc tego, że Jason zdadzą swoją żonę, ale to nie zbrodnia i nie nam go oceniać. Poza tym nie są podejrzani i brani pod uwagę, jakoby współpracowali z Brendanem.

– Co zamierzasz robić Sebastian oprócz tego, że będziesz mnie pilnował? – zapytałam mojego dzisiejszego towarzyszy broni?

– Hmm? Niech no pomyślę – postukał się palcem po skroni – chcesz wiedzieć, czy się nie zanudzę? Nie martw się o to Rose.

– Twoja sprawa. Nie chcesz, nie mów. Ja mam dziś dużo pracy i wcześniej niż przed siedemnastą stąd nie wyjdziemy. – Ciekawość wzięła górę, bo chłopak trzymał w dłoni laptopa. Chciałam wiedzieć co zamierza. Czy też ma pracę taką samą jak Redman?

– Ale lunch jemy razem. – Wyszliśmy z windy i udaliśmy się w stronę biura. Przywitałam się z moją asystentką, odebrałam korespondencję i kolejny raz utonęłam w papierach.

***

Wykończona całym dniem prawie wisiałam na Sebastianie. Gdyby nie on nawet nie zjadłabym dziś nic. A tak to zamówił nam posiłek do firmy i mogłam zrelaksować się, chociaż chwilę na biurowej kanapie.

– Wiesz, że nic nie wyczarujesz z tych papierów z poprzednich lat? To firmy słupy. Jedyna szansa w tym gnojku Fraserze.

– Wiem o tym doskonale. Ale robię listę galerii, które trzeba sprawdzić jako pierwsze. Kseruje plany budowy. Po wszystkim muszę upewnić się, że te konstrukcje są zgodne z przepisami i zostały zrobione tak, jak trzeba. –
Gdy opuściliśmy windę, podszedł do nas ochroniarz.

– Pani prezes, od godziny wypuszczamy wszystkich wyjściem ewakuacyjnym na tyłach firmy. Przód siadł. Mamy awarie, a firma do naprawy przyjedzie, dopięto jutro. – Poinstruował nas.

– Rozumiem. Czy to coś poważnego? – Wychyliłam się zza mężczyzny i spojrzałam na główne drzwi, które drugi strażnik chciał na siłę dosunąć. Ponieważ szczelina, jaka została nie była na tyle duża, żeby przez nią przejść, ale za to wiało chłodem z zewnątrz.

– To chyba ze starości. – Wzruszyłam ramionami. – Jutro wszystko wróci do normy.

– Proszę nas nie odprowadzać. Znam kod. Dobranoc panom. – Odwróciliśmy się z Sebastianem na pięcie i skierowaliśmy się w stronę drugich drzwi.

Gdy otworzyłam je, uderzył w nas mróz i sypiący śnieg. Świetnie. A do samochodu mieliśmy kawałek drogi.

Nagle zostaliśmy zatrzymani przez akcje, jaka rozegrała się przed naszymi oczami. W jednej chwili szliśmy i śmialiśmy się z żartu, jaki właśnie wpadł McNamarze do głowy, a w drugiej staraliśmy się wyjść cało z napaści.

– Potrzebujecie aż trzech kutasów, żeby porwać kobietę? – Sebastian wyciągnął broń i wymierzył w dwóch napastników, będąc na celowniku trzeciego. A ja skamieniałam. Uświadomiłam sobie, że nawet nie posiadam spływy. Głupia ja, uczę się strzelać, ale żeby wsadzić gnata do torebki, to już nie przyszło mi na myśl.

– W sumie to czterech kutasów. – Po tych słowach młody mężczyzna został potraktowany paralizatorem i padł na ziemię. A ja zostałam wciągnięta do czarnej furgonetki i odurzona jakimś świństwem. Kolejny raz w moim organizmie zaczęły krążyć narkotyki. I kolejny raz życie ze mnie zadrwiło. Poczułam tylko łzę, która uciekała i spływała po policzku i za chwilę zapadła ciemność. Oby tym razem na zawsze.

***

– Obudź się kurwa! – Mężczyzna wylał na mnie kubeł zimnej wody, a moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. W moją stronę świeciła się bardzo mocna żarówka, która raziła po oczach. – Mamy do pogadania! – Siarczysty policzek, jaki posłał mi, przywołał wspomnienie Jordana. I tego jak zaatakował mnie przed hotelem.

Miałam cichą nadzieję, że jednak będzie dobrze, że zapewnienia Fryderyka się sprawdzą, że będę bezpieczna w tej walce. Ale nikt nie mógł przewidzieć porwania, jedna osoba nie była w stanie pokonać czterech facetów wielkości byków. Oby Sebastian się odcknął za nim zmroził go śnieg.

Przede mną ktoś dostawił sobie krzesło i na nim usiadł, szturchając mnie w nogę.

– Nie grzeczna dziewczynka. Bardzo, bardzo niegrzeczna. Najpierw sobie pogadamy, ustalimy kilka rzeczy, a potem przeoramy ci tą głupią cipkę, żeby więcej nie przyszły ci do głowy takie rzeczy, jak na przykład zmiany firm budowlanych.

– Pierdol się! – Krzyknęłam i za chwilę splunęłam krwią, pod nogi drugiego porywacza, który kolejny raz mnie uderzył.

– Nasz szef jest bardzo zawiedziony, że taka wieloletnia współpraca poszła na marne. – Wychrapał zdartym gardłem.

– Wasz szef jest mordercą. Przez niego i jego machlojki zginęli niewinni ludzie.

– Chyba potrzebujesz motywacji. Przyprowadź go. – Przesłuchujący mnie odezwał się do kogoś, a ten wyszedł z pomieszczenia. Boże tylko nie Sebastian. Mają go kurwa.

– Jeśli mu coś zrobicie, to przysięgam, że nie spocznę, aż wymorduje was wszystkich! Wy chore skurwysyny! Słyszycie! – Zaczęłam rzucać się na przykutym krześle i szarpać rękami i nogami. Podchodząca do gardła żółć i rosnąca gula spowodowały, że chciało mi się wymiotować. Powstrzymałam to jednak i usłyszałam, jak kolejny raz otworzyły się drzwi.

Spojrzałam w tamtą stronę, ale było to na nic. Światło tak mnie raziło, że widziałam tylko kontury postaci.

– Jeśli mu coś zrobicie, to gówno dla was zrobię! Rozumiecie! Zostawcie go bydlaki. – Jeden z mężczyzn ścisnął mnie za policzek i skierował oświetlenie w stronę szamotaniny i tego, kto został wprowadzony. O. MÓJ. BOŻE. GREG.

– Niespodzianka. – Główny dowodzący klasnął w dłonie i podniósł się z krzesła. Podszedł do mnie, złapał za włosy i pociągnął głowę w dół. – To, co teraz pogadamy? – Podniósł rękę do góry i wykonał jakiś gest dwoma pałami, a wśród czterech ścian, w których się znajdowaliśmy, rozniósł się huk. Wystrzał, upadające ciało i mój krzyk.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 09, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ROSE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz