Całą drogę myślałam o tym, co trzymam w dłoniach. Jak ojciec mógł pozwolić, żeby doszło do czegoś takiego? W którym momencie życia się pogubił? I dlaczego? Przecież mieliśmy wszystko. Renomę, prężnie się rozwijaliśmy, a do tego pieniędzy też nam nie brakowało. Tata poświęcał się i zaharowywał, żeby mnie żyło się lepiej, a konsekwencje tego są tragiczne w skutkach.
W galerii w czasie zawalenia przebywało jakieś tysiąc siedemset osób. Zginęło sto sześćdziesiąt pięć, a prawie pięćset zostało poważnie rannych.
Byłam zła, zawiedziona i rozczarowana. A może ojciec padł ofiarą? Był tylko pionkiem w całej tej grze o pieniądze? Przypominając sobie słowa Jordana z dnia jego zabójstwa, to mogłoby mieć jakiś logiczny sens.
— „Rose, posłuchaj mnie, nie wiesz, w jakim bagnie tkwił twój ojciec. Nie znałaś go od tej strony. Myślisz, że dlaczego tak szybko dorobił się majątku? Oni cię zabija. Jeśli ja zginę, przyjdą do ciebie. Wbrew wszystkiemu, w co wierzysz, chroniłem cię.”
Teraz byłam zdeterminowana jak wtedy gdy zginął Robort. Liczę, że te szczury wypełzną z nory szybciej niż później. Wtedy przysięgam, że zgotuje im prawdziwe piekło na ziemi. Więzienie będzie zbyt łagodną karą. Ktokolwiek to jest, nie zasługuje na żaden uczciwy proces, na stałe posiłki i ciepłą pryczę.
— Rose? Jesteśmy. Słyszysz mnie? – Fryderyk stał z otwartymi drzwiami samochodu i wyciągniętą ręką w moją stronę. Nawet nie zorientowałam się, że dotarliśmy na miejsce. Podałam mu dłoń i spojrzałam w te ciemne jak otchłań oczy. On był moją sprawiedliwością. I nic nie szkodzi, że jeszcze nie wyjawił mi swojej tajemnicy o sobie. Mój mroczny rycerz i obrońca w jednym, da mi to, czego najbardziej potrzebuje. Zemsty.
— Chce, żeby zginęli. Wszyscy. Bez wyjątku. I niczego nie pragnę bardziej w tej chwili niż ich cierpienia. – Redman skinął głową i poprowadził mnie w stronę wejścia do domu. Nic nie mówiliśmy, tylko zmierzaliśmy do jego gabinetu. Czekał nas intensywny tydzień.
Fryderyk
Ta jej determinacja sprawiła, że ujawniła swoją cząstkę waleczności. Już nie trzęsła się, jak to miała w zwyczaju, nie wyglądała jak osaczone zwierzę łowne przez stado dzikich zwierząt, nie płakała i nie obejmowała ciała jakby chciała stworzyć niewidoczną tarczę, która ją ochroni.
Szła dumnie, a misja, jaką niosła na swoich barkach, przepełniała mnie dumą. Dzisiaj ewoluowała. Rzucę jej pod nogi wszystkich, którzy byli w to zamieszani i sprawie, że zazna ukojenia.
Usiadłem za biurkiem i patrzyłem, jak porusza się po pomieszczeniu. Robiła to, jak zawsze z gracją, tylko że tym razem jej uniesiona głowa i to jak pewnie stała podniecały mnie. Boże była idealna. W końcu poczułem, że moja potrzeba chronienia jej, zeszła na drugi plan, a pragnąłem uzdrowienia jej duszy. Pierwszy kawałek dziś wskoczył na swoje miejsce, a ja dopilnuje tego, żeby reszta też tam się znalazła. Odzyskam jej pewność siebie.
— Po wszystkim, jak już winni poniosą konsekwencje, sprzedam firmę, a pieniądze oddam na sprawdzenie galerii i ich generalne remonty. – Opróżniła napełnioną szklaneczkę szkocką i odwróciła się w moją stronę.
— Chodź tu do mnie. – Musiałem jej dotknąć. To jej wydawanie poleceń i zawziętość sprawiły, że miałem ochotę ją pieprzyć. Jestem chorym sukinsynem. Wiem to. Ale moja ciemna demoniczna strona potrzebuje tego. Żyje w tym świecie od trzydziestu sześciu lat, a zabijam od dziewiętnastu. Jestem przesiąknięty śmiercią, krwią i złem i odnalazłem kogoś, kto w końcu chce oddychać tym samym powietrzem co ja i się tego nie boi. Może Rose tego jeszcze nie wie, ale udowodniła to z chwilą śmierci swojego męża. Do dzisiaj traktowałem ją jak kruchą skorupę, którą tak naprawdę nie była, a musiała dojrzeć do pewnych rzeczy.
CZYTASZ
ROSE
RomanceRose kiedyś miała wszystko. Pozycję, przyjaciół i pieniądze. Jej życie zmienia się w chwili kiedy wychodzi za mąż. Wtedy pojawiają się problemy. Kobieta traci ojca. Przyjaciele się od niej odsuwają, a ona większość czasu spędza na szpitalnych koryta...