Posiłek minął bardzo szybko. Praktycznie ja mówiłam, a Fryderyk tylko mi się przyglądał, słuchał i od czasu do czasu przytakiwał. Nie chciałam zdradzać za dużo szczegółów swojego życia obcemu mężczyźnie, więc rozmawialiśmy o mojej firmie. W końcu po posiłku, mogłam zadzwonić do Roberta. Gospodarz wstał, zostawił na stoliku telefon i życzył mi dobrej nocy. Zapewniając, że mogę spędzić u niego jeszcze jedną noc.
Wybrałam numer Roberta. Raz. Drugi. Trzeci. Za każdym razem połączenie kierowane było na pocztę głosową. W końcu postanowiłam zadzwonić do jego kliniki.
— Centrum Psychologiczno Medyczne doktora Roberta Cor'a. – Telefon odebrała jedna z lekarek, którą doskonale znałam.
— Cześć Angel, tu Rose, czy zastałam Roberta? – W słuchawce zapadła głucha cisza. Po chwili usłyszałam jednak szloch.
— Angel…? – zapytałam niepewnie.
— Rose, Rober nie żyje. Wczoraj odbyły się uroczystości pożegnalne. – W tym momencie wszystko przestało do mnie docierać. Rozpadłam się na kawałki. Moje serce pękło. Żółć podeszła do gardła. Rzuciłam telefonem o ścianę. Oczy zaszły mgłą. Gardło ścisnęła niewidoczna ręką, na piersi spadły gruzy kamieni, a kolana ugięły się pod moim ciężarem. Zalała mnie fala cierpienia, a do uszu nagle zaczął dochodzić potworny dźwięk. Mój krzyk. Krzyk rozrywający serce na pół.
Nie wiem co się ze mną działo przez kilka kolejnych dni. Pamiętam tylko, jak Fryderyk próbował mnie uspokoić w szale, który targał moim ciałem. Na początku była to rozpacz, potem istna furia, a następnie nastała pustka. Moje serce wypełniła próżnia. Nicość. Pochłonęła je czarna dziura. W takim stanie mijały dni. Dzień zmieniał się z nocą, a ja tkwiłam na łóżku i chciałam umrzeć. Nie jadłam, nie spałam, tylko całymi godzinami wpatrywałam się w sufit. Któregoś dnia, Fryderyk już nie wytrzymał stanu w jakim się znajduje i wokół mojej osoby znowu zrobiło się zamieszanie. Lekarz i pielęgniarka, na zmianę doglądali mojej osoby. A ja tkwiłam w swojej rozpaczy. Robert nie żyje. Robert nie żyje. Nie żyje. Nie żyje. Żyje… Żyje.
Ta gonitwa myśli spychała mnie do czeluści nieznanych mi dotychczas uczuć. To już nie jest nienawiść do Jordana. To jest chęć mordu. Ja chce go zabić. Chcę go własnoręcznie zamordować. Chcę patrzeć w jego oczy i odebrać mu życie, ponieważ wiem, że to on za tym stoi. Dzisiaj to zrobię.
***
— A ty dokąd Wonder Women? – Po wyjściu z domu, udało przekroczyć mi się tylko prog. Myślałam, że już wszyscy śpią i uda mi się odejść niezauważona, jednak zostałam złapana przez Fryderyka.
— Wracam do domu.
— Bezmyślność – zganił mnie.
— Słucham?
— Zachowujesz się bezmyślnie w tym momencie. Co zamierzasz?
— To bez znaczenia. Im mniej wiesz tym lepiej dla ciebie.
— Czytałem gazety, wiem, że to nie był wypadek. Winisz za to męża. Możliwe, że to prawda, ale co zamierzasz? Chcesz go zamordować? Czym? Tłuczkiem do mięsa, czy szpilką od obcasa? Naprawdę, Rose? Zachowujesz się bezmyślnie. Już nie pamiętasz, co on ci zrobił?
— A ty co! Dobry Samarytanin? O co ci, kurwa, chodzi? Nawet mnie nie znasz! – zaczęłam wyrzucać z siebie, co przyniosła ślina na język.
— Powiedz co chcesz zrobić. – Podszedł do mnie i złapał moja twarzy w obie dłonie. Jego oczy były ciemne jak noc. I takie mroczne, niebezpieczne i widziałam w nich jeszcze coś. Obietnicę? — A jeśli znam kogoś, kto może… – Nie pozwoliłam mu dokończyć i przerwałam.
— Chce zamordować mojego męża! – wykrzyczałam.
— Jutro się tym zajmę. – Złapał mnie za rękę i zaprowadził do mojej sypialni. Położył do łóżka. Zgasił światło. Pogłaskał po włosach i szczelnie okrył kołdrą. — A teraz śpij Rosalita. Czas leczy rany.
***
Z samego rana po śniadaniu, którego oczywiście prawie nie ruszyłam, zostałam poproszona do gabinetu Fryderyka.
— Rose, poznaj Sebastiana McNamara. Sebastian, to Rosalita Henderson. Zleceniodawca. – Zleceniodawca? I już? To takie proste. Wyrok wydany.
Nie mogłam do końca w to uwierzyć, że czyjeś być albo nie być, można kupić jak paczkę cukierków w sklepie.
— Dzień dobry. Proszę mi mówić Rose. – Mężczyzna stanął na wprost mnie. Był podobnego wzrostu i budowy co Fryderyk. Miał jasne blond włosy, ułożone w całkowitym nieładzie. Miałam wrażenie, że chyba nawet nic z nimi nie robił, gdy budził się po nocy. Niebieskie oczy. Ale nie takie czysto niebieskie. Raczej połączone z szarością. Był piękny na swój sposób, ale nigdy nie gustowałam w młodszych mężczyznach. O. BOŻE. Przecież on jest ode mnie młodszy jakieś dziesięć lat.
— Ile ma pan lat? – Czy ja właśnie powiedziałam to na głos?
— Wystarczająco, piękna Rose. Proszę mi mówić Cień. Albo Sebastian. Jak wolisz – Mężczyzna ujął moją prawą dłoń i pocałował w nią.
— Wiesz już, co chce zrobić? – zapytałam mężczyzne.
— Tak. Dziś wykonam wyrok. Cudowny zbieg okoliczności, obchodzimy Halloween. To będzie takie mroczne. Wiesz, Rose, że celtyccy kapłani wierzyli, że, w noc duchów, zaciera się granica między zaświatami, a światem ludzi żyjących? Może mąż dziś po wszystkim wpadnie jeszcze pożegnać się z tobą?
— Jeśli myślisz, że zmienię zdanie, to nic z tego. – odpowiedziałam.
— Nawet mi to nie przeszło przez myśl. To ma być szybka śmierć, czy wolna? Jakimś specjalnym narzędziem? Ma być w kawałkach czy jednak w całości?
— Wystarczy Sebastian! – Fryderyk w tym momencie upomniał mężczyznę. Podniósł się z fotela i podszedł do nas. — Możesz go po prostu zastrzelić? Bez tej całej dramaturgii?
— Nie ty wydajesz polecenia tylko nasza piękna dama. – Sebastian uśmiechnął się i puścił do mnie oczko. Co za człowiek!
— Jeśli chcecie, żebym zmieniła… – nie dane mi było dokończyć myśli.
— Nie! – powiedzieli obaj jednocześnie.
— To skoro już ustaliliśmy, że mój mąż dziś zginie, że jest ku temu wyjątkowy dzień. To jest jeszcze jedna sprawa. Chcę przy tym być.
— Nie! – znowu pełna synchronizacja. JEZU. Czy oni czytają sobie w myślach?
— Pracuje sam piękna Rosalita – stwierdził stanowczo Sebastian.
— Potrzebuje kilku informacji od męża – upierałam się przy swoim.
— Nie ma mowy – stwierdził stanowczo po raz kolejny.
— Kurwa. To ja cie zatrudniłam. To ja ci za to zapłacę i to ja… – znów mi przerwano.
— Rezygnuje ze zlecenia.
— Co? Nie! Sebastiana. – Wciągnęłam mocno powietrze w płuca. — To dla mnie ważne. Proszę. Muszę to zrobić. Potrzebuje tego, żeby pogrzebać przeszłość. –Widziałam, że mężczyzna bije się z myślami. Patrzył na mnie tak jakby chciał wniknąć do mojego umysłu i dowiedzieć się co siedzi mojej głowie.
— Dobrze. Pierwszy raz łamię wszystkie swoje zasady. W imię czego? – widziałam, że jednak nie na rękę mu ta decyzja.
— Prawdy Sebastian. W imię prawdy – odparłam.
— Bądź gotowa o dwudziestej drugiej. Cała na czarno. – Po tych słowach odwrócił się i wyszedł. Ja zostałam z Fryderykiem.
— Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł. – Po dłuższej ciszy, w końcu usłyszałam jego głos.
— Muszę to zrobić. Jeśli mam żyć dalej. – Tyle wystarczyło, żeby już nic więcej nie mówił.
CZYTASZ
ROSE
RomanceRose kiedyś miała wszystko. Pozycję, przyjaciół i pieniądze. Jej życie zmienia się w chwili kiedy wychodzi za mąż. Wtedy pojawiają się problemy. Kobieta traci ojca. Przyjaciele się od niej odsuwają, a ona większość czasu spędza na szpitalnych koryta...