No to do czwartku, byle wena była...
– Cliffciu, może gdzieś pojedziemy? – odezwał się Louis, kiedy z samego rana jadł śniadanie.
Zamienił ostatnio tylko kilka słów z Liamem i niestety znowu był sam, bo przyjaciel musiał wracać, a wydawało mu się, że dobrym pomysłem będzie, jeśli odstresuje się przed odcinkiem z Harrym i sam się gdzieś wybierze. Chyba że Simon go kłamał i on wcale się tam nie zjawi.
– Niedługo Halloween – dodał, popijając kawę.
Harry zawsze wtedy ozdabiał jakoś dom, potem rozdawali pukającym do drzwi dzieciakom słodycze, dzieciakom, które o mało co nie schodziły na zawał, widząc któregoś z nich w drzwiach i w końcu wyduszając z siebie „jest pan tym panem z telewizji". A potem jego mąż przebierał się w najróżniejsze rzeczy i spędzali w łóżku całą noc.
– Gdzieś na drugi koniec świata, co o tym myślisz? Chiny? A może Japonia, a potem Tajlandia? Australia?
Chyba zacznie jednak od Japonii. Dużo sake to wcale nie najgorszy pomysł. Chciał się odciąć od wspomnień, a zmiana otoczenia na pewno mu w tym pomoże. Wziął telefon i zaczął wyszukiwać lotów. Naprawdę musiał stąd zniknąć na te parę dni. I chyba miał szczęście, bo znalazł wieczorny, bezpośredni lot prosto do Tokio, jeszcze tylko hotel i załatwione.
– Pakuj się, Cliff, wyjeżdżamy stąd – odezwał się do psa, który już od kilku minut w ogóle nie zwracał na niego uwagi, zajęty swoją pełną miską. – A w następnym tygodniu może zrobimy sobie małą wycieczkę po Europie, co ty na to? Na pewno ci się spodoba. Mówię do ciebie, mały ignorancie – zaśmiał się.
Oczywiście Clifford nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, ale sama jego obecność sprawiała, że Louis się uśmiechał, wystarczyło tylko spojrzeć na tę kudłatą kulkę. Nie wyobrażał sobie już teraz życia bez niego. Tak przynajmniej miał dla kogo wstawać każdego ranka i kim się opiekować. Zdecydowanie wolał zwierzęta niż ludzi, one nie raniły.
Kilka godzin później, wieczorem, siedział już w samolocie, całkowicie spakowany, razem z Cliffordem pewnie drzemiącym sobie w luku bagażowym. Chyba już zaczynał się przyzwyczajać do podróżowania, ale niestety nie był już na tyle mały, że łapał się na przelot w kabinie pasażerskiej.
Naprawdę cieszył się, że ucieka od Halloween i tego wszystkiego.
– I jak? – zapytał Harry, prezentując się przed Nickiem w swoim błyszczącym od stóp do głów kostiumie. Był dzisiaj Eltonem i był zachwycony tym całym błyskiem na sobie. Miał całkiem dobry pomysł, przecież uwielbiał się mienić.
Jak gwiazda...
– Może być – odpowiedział tamten i Harry od razu poczuł niemiły skurcz w żołądku.
I to wszystko? Tylko na tyle było stać tego mężczyznę, kiedy on potrzebował zapewnienia, że wyglądał najlepiej na świecie? Louis na pewno by to powiedział, ale on nawet nie mógł o nim myśleć, miał go zapomnieć.
– Okej, jedziemy? – odpowiedział jedynie.
Mężczyzna przytaknął tylko i oboje poszli do taksówki, która czekała na nich na dole przed mieszkaniem starszego. Harry nie odzywał się do niego przez całą drogę, czuł się urażony i właściwie chyba już teraz nie miał ochoty gdziekolwiek jechać. Wysiedli w milczeniu, kiedy dotarli na miejsce i Nick wprowadził ich do środka, gdzie od razu otoczyła ich głośna muzyka. Nick zaczął z kimś rozmawiać i młodszy natychmiast wykorzystał okazję.
– Pójdę do drinka – poinformował go i zniknął między tańczącym tłumem.
Naprawdę było mu przykro, ale czy powinien pozwolić Nickowi zepsuć sobie tę noc? Zdecydowanie nie. Zrobi mu na złość, upije się i będzie bawił się rewelacyjnie, nieważne czy z nim, czy bez niego, może nawet pozna kogoś, z kim wyląduje na chwilę w łazience. Miał do tego święte prawo.
CZYTASZ
We can learn to love again [Larry]
Fanfiction[[ Love you like a love song - część 3 ]] Louis Tomlinson - znany piosenkarz, wyoutowany gej, prywatnie spełniony i kochający mąż. Harry Styles - wchodząca gwiazda muzyki biegająca wszędzie z tęczową flagą, może odrobinę ekscentryk, oczko w głow...