17. Propozycja

185 11 1
                                    

Edward

Gdy jak zwykle siedziałem w pokoju wpadła Alice. Cała wesoła. Usiadła obok mnie na łóżku i powiedziała:

- Będziemy mieli gości. Cieszysz się? - Zapytała patrząc się na mnie z iskierkami zachwycenia w oczach.

- Tak a kto nas odwiedza? - Zapytałem głosem wypranym z emocji. Nie miałem ochoty nikogo widzieć nie miałem również ochoty czytać siostrze w myślach więc ta odpowiedź na pewno ją zainteresowała.

- Miałam wizję, że jadą do nas Denalczycy. Będą jutro rano. Mają zostać kilka dni. Widziałam również, że rozmawiacie. I wyglądałeś na bardziej żywego niż jesteś teraz. - Powiedziała nadal pełna entuzjazmu.

- Aha Fajnie. Coś jeszcze masz mi do powiedzenia? Jeśli nie to proszę wyjdź bo chciałbym być sam. - Naprawdę nie miałem ochoty na żadne spotkania i rozmowy. Przyzwyczaiłem się do swojej samotności i już mi ona nie przeszkadza.

- Nie, nic więcej nie mam dla Ciebie. Chciałam tylko żebyś wiedział. - Powiedziała lekko się uśmiechając. Wstała i poszła w stronę drzwi. - Jakbyś czegoś potrzebował możesz na mnie i resztę liczyć. - Powiedziała i wyszła zostawiając mnie samego.

Położyłem się, patrzyłem w sufit i myślałem. Zastanawiałem się co może robić teraz Bella. Czy jest szczęśliwa? Czy już o mnie zapomniała? Ja nie mogę o niej zapomnieć. Zakochałem się i nic już nie zmieni moich uczuć. Myślałem by popełnić samobójstwo ale nie chcę zranić mojej rodziny. Mimo, że mnie bardzo denerwują to bardzo ich kocham i nie chcę ich zranić.

Następnego ranka zgodnie z wizją Alice przyjechali do nas „kuzyni" z Alaski. Nie chciałem być nie grzeczny więc zszedłem na dół by się z nimi przywitać. Zmusiłem się na uśmiech. Carlisle podszedł do drzwi i je otworzył. Do salonu weszli wszyscy członkowie klanu z Alaski: Eleazar, Carmen, Kate i Tanya.

- Witaj Edwardzie. Jak się masz? - Podeszła do mnie Carmen z zatroskaną miną. Jestem pewien, że moja rodzina poinformowała ich co się stało z moją ukochaną.

- Witaj Carmen. Bywało lepiej. A u Was wszystko w porządku? - Zapytałem wysilając się na uśmiech.

- Tak u nas wszystko dobrze dziękujemy. Jest nam bardzo przykro z powodu tego co się stało. Jak będziesz czegoś potrzebował wiedz, że możesz na nas liczyć. - Uśmiechnęła się szczerze i przytuliła mnie.

- Dziękuję ale nic nie potrzebuję. Poradzę sobie. - Powiedziałem i uśmiechnąłem się ponuro. - Przepraszam ale chciałbym już pójść do swojego pokoju.

- Dobrze. - Odpowiedziała Carmen i podeszła do Esme i Alice, które siedziały na kanapie.

Podszedłem jeszcze do Eleazara i uścisnąłem z nim rękę a z dziewczynami się przytuliłem. Później poszedłem do siebie. Usiadłem w fotelu koło okna i rozmyślałem. Tak naprawdę nie myślałem nad czymś konkretnym po prostu siedziałem i patrzyłem w las. Moje bezsensowne rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.

- Proszę. - Powiedziałem i spojrzałem w stronę drzwi.

Otworzyła je Tanya. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Zmusiłem się by odczytać jej myśli.

„Nie rozumiem dlaczego to robi. Zostawiła go a on zamiast zacząć się interesować się kimś innym to on się zachowuję jakby dostał jakiejś depresji?! Muszę go jakoś ożywić może w końcu się mną zainteresuję"

- Może chciałbyś pójść ze mną na polowanie? - Zapytała podchodząc bliżej mnie. Po krótkiej chwili pomyślałem, że może nie jest to zły pomysł.

- Dobrze możemy się wybrać.

Uśmiechnęła się tylko i razem wyskoczyliśmy przez okno. Nie polowałem od około tygodnia więc potrzebowałem dużo pożywienia. Zapolowałem na trzy pumy i na cztery jelenie. Gdy w końcu się na jadłem pobiegłem w stronę domu. Po kilku chwilach dołączyła do mnie Tanya. Wskoczyliśmy przez wcześniej otworzone okno do mojego pokoju.

- Chciałbym Ci powiedzieć, że i tak nie będziemy razem. Nawet po tym jak zostawiła mnie Bella. Ja nadal ją kocham a wiesz jak silne jest uczucie wampira. Więc nie rób sobie nadziei. - Powiedziałem i czekałem na jej reakcję.

- Naprawdę tak Ci na niej zależy?! - Zapytała z niedowierzaniem.

- Tak i nadal zrobił bym dla niej wszystko. Niestety znalazła innego a ja nie chcę jej zranić i zniszczyć jej związku. Ja nawet nie wiem gdzie ona jest. - Powiedziałem załamany.

- Wiem gdzie jest Bella i jeśli mi coś obiecasz to nic jej się nie stanie. - Powiedziała z powagą.

- Jak to wiesz gdzie jest Bella?! Skąd?!

- Nie powiem Ci. - Powiedziała a jej oczy ciskały pioruny na samą myśl o niej. - Chcesz żeby była bezpieczna?

- Tak bardzo tego chcę. - Powiedziałem z nadzieją, że może chociaż zobaczę moją ukochaną.

- W takim razie musimy zostać parą. Ja Ci zagwarantuję, że ona jest bezpieczna a my będziemy razem. - Powiedziała z wrednym uśmieszkiem.

//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////

Tak kończę ten rozdział ma on ponad 700 słów. Jak zwykle proszę o komentarze i pomysły. Dzięki, że jesteście i na razie. Bajo :)

ZMIERZCH - MIŁOŚĆ JEST TRUDNA CZĘŚĆ I \\ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz