2

590 54 11
                                    

Unikanie Bobby'ego było łatwiejsze niż Dean sądził. Bobby wstawał o szóstej, kładł się spać o dziesiątej wieczorem, bo nie był w stanie wysiedzieć dłużej. To poskutkowało, że Dean wracał po dwudziestej drugiej i wychodził kilka minut przed szóstą. Nie wysypiał się przez to na tyle, na ile by chciał, ale wolał się nie wysypiać niż rozmawiać z tym człowiekiem. Bał się o sobotę, ale Castiel sam zaproponował, że skoro podróż trwa osiem godzin to mogą wyjechać przed szóstą. Wszystko trafił jednak szlag, gdy Castiel napisał, że ojciec go przytrzymał i spóźni się kilka minut.

Było zimno, więc Dean postanowił poczekać w domu. Siedział jak na szpilkach, mając nadzieję, że Castiel przyjedzie, zanim Bobby zdąży wstać i wyjść ze swojego pokoju. Niestety Bobby był szybszy.

— Wreszcie cię widzę — powiedział mężczyzna, siadając obok Deana przy stole w kuchni, z którego był widok na podjazd, w który Dean wpatrywał się, licząc, że jak najszybciej zobaczy tam Castiela. — Czemu siedzisz w kurtce?

— Czekam na kolegę. Zaraz przyjedzie.

Bobby zmarszczył brwi.

— Umówiliście się na szóstą rano w sobotę? — spytał, nie potrafiąc uwierzyć w to, że młodzież umawia się na takie wczesne godziny.

— Yhm — odparł Dean, przygryzając wargę. Mógł jednak czekać na zewnątrz.

— Co to za kolega? — spytał Bobby.

— A co cię to obchodzi?

Głos Deana był szorstki i było słychać w nim złość i dyskomfort. Bobby'emu naprawdę było żal tego chłopaka. Czemu widział w nim swojego wroga?

— Chcę mieć pewność, że nie wpakujesz się w złe towarzystwo.

Dean parsknął i spojrzał na Bobby'ego.

— Możesz wreszcie przyznać, że boisz się, że skończę w więzieniu jak tata i dlatego wtrącasz się w moje życie? — spytał, słyszalnie zirytowany.

— Martwię się o ciebie. I tak, boję się, że zrobisz coś głupiego, żeby tylko zrobić mi na złość i będziesz miał problemy z prawem. Ale wierzę, że mogę ci pomóc...

Dean nie potrafił uwierzyć w to, że Bobby przyznał, że tak właściwie go skreślił. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nigdy nie powinien mu ufać.

— Kończę rozmowę — stwierdził, wstając i idąc w stronę drzwi.

— Dokąd idziesz? — spytał Bobby.

— Wolę czekać na zewnątrz niż tu z tobą kurwa gadać i słuchać jak to niczego nie osiągnę. Pierdol się, Bobby. Dzięki za nic.

Dean trzasnął drzwi, Bobby ruszył za nim, ale akurat w tym momencie podjechał Castiel. Dean był mu wdzięczny za wyczucie czasu.

— Dean! — krzyknął Bobby, ale chłopak jedynie uniósł w jego stronę środkowy palec i wsiadł do samochodu Castiela.

— Kto to? — spytał Castiel, widząc, że Bobby biegnie w ich stronę.

— Jedź, kurwa — powiedział ostro Dean, a Castiel wolał ruszyć niż go zdenerwować, więc wcisnął gaz, odjeżdżając w ostatniej chwili.

Dean przymknął oczy i próbował się uspokoić, ale po chwili poczuł dziwny zapach. Spojrzał na Castiela i wytrzeszczył oczy.

— Co to jest, do cholery?! — spytał, słyszalnie przestraszony.

— Marihuana — odparł Castiel. — Nie tylko ty miałeś kłótnię rano. Chcesz?

Dean pokręcił głową i starał się ukryć to jak bardzo Castiel go tym przestraszył. 

Szkoła Miłości [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz