Rozdział 9. Prawda o pożarze.

63 6 0
                                    

Ten morderca na mnie spojrzał nadal trzymając zdjęcie. Na twarzy miał szok.

-Annie?- Spytał się z niedowierzaniem. Spojrzałam na niego wystraszona. Skąd on zna moje imię?- A-Annie. Nie bój się. To ja. J-Jeff.- Na jego słowa nie chciałam uwierzyć.

-Udowodnij.- Warknęłam. On natomiast wyją z kieszeni spodni fotografie. Dał mi ją. Rozłożyłam ją i... Zamarłam. To było zdjęcie przed moim wyjazdem do babci oraz przed aresztowaniem Liu. Łzy napłynęły mi do oczu. Spojrzałam na niego. Stał przede mną i pewnie czekał na moją odpowiedź. Wstałam z łóżka i dałam mu solidnego plaskacza. On nawet się nie skrzywił.- Zasłużyłem.- Powiedział gdy po chwili oberwał kopniak między nogi. Tym razem się skrzywił.- Na to również zasłużyłem.- Powiedział gdy po chwili wstał.

-Dlaczego mnie zostawiliście?! Dlaczego?!- Wykrzyczałam gdy Jeff dał swoje dłonie na moje policzki. Łzy spływały mi po twarzy.

-Annie spokojnie. Wytłumaczę ci wszystko.- Powiedział kiedy zamknął okno i zasłonił je żaluzją. Zapalił lampkę na moim biurku. Usiedliśmy na moim łóżku.- Ja... Po powrocie ze szpitala nie byłem sobą. Sam nie wiem czemu zamordowałem swoich rodziców i rodziców Jane.- Powiedział.

-Zaraz skąd znasz Jane?- Spytałam się.

-Chciała mi pomóc ale... No wyszło jak wyszło.- Powiedział zdejmując kaptur z głowy.

-A Liu? Co z nim?- Spytałam się obawiając się najgorszego.

-Przeżył ale ma pełno szwów na twarzy. Wybaczył mi to, że chciałem go zabić.- Powiedział łapiąc mnie za rękę. Łzy bardziej zaczęły spływać mi po policzkach.- Annie? Co się stało?- Spytał się zmartwiony.

-J-Ja... M-Moja mama nie żyje. Jakiś gnojek ją potrącił.- Powiedziałam bliska płaczu. Jeff od razu mnie przytulił, a ja się wtuliłam w niego.

-Obiecuję, że już cię nie zostawię.- Powiedział czułym głosem gdy przymknęłam oczy. Nie wiem czemu ale usnęłam w ramionach Jeffa.

(Perspektywa Jeffa)

Nie mogłem uwierzyć. Moją kolejną ofiarą mogła być Annie. Zachowałem się podle, że ją zostawiłem. Ale już tego nie zrobię. Nie dam jej zranić. Kiedy Annie usnęła w moich ramionach położyłem ją delikatnie na łóżko. Podszedłem do jej biurka i napisałem list który schowałem do jej plecaka. Następnie zgasiłem lampkę i wyszedłem przez tylne wyjście domu. Nie chciałem by Annie się przez powiew zimnego powietrza na zewnątrz. Następnie poszedłem do rezydencji. Nie miałem zamiaru powiedzieć nikomu o tym, że spotkałem się od tak długiego czasu Annie.

Przyjaciółka Mordercy.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz