Rozdział 8

50 3 0
                                    

Wesołych świąt kochani 🎄

***

W drodze do galerii handlowej wciąż czuję jego usta na swoich. Muszę przyznać, że William Warner całuje tak samo dobrze, jak wygląda, a może i lepiej. Jeżeli po jego pocałunku zachowuje się jak idiotka, to co by było, gdybym pozwoliła mu na znacznie więcej. Potrząsam głową, aby odpędzić te myśli, jednocześnie besztając się. Przestań o tym myśleć, bo to się źle skończy. Aby rozproszyć swoją uwagę od tego, co chodzi mi po głowie, zagaduję bruneta.

- Zrezygnowałeś z usług Sama i postanowiłeś mnie sam odebrać - bardziej stwierdzam, niż pytam.

- Spostrzegawcza jesteś - rzuca z ironią w głosie.

- Wiem, ale chodzi mi o to, że rano jak wyjeżdżaliśmy do pracy, zawoził nas Sam, co oznacza, że musiałeś wrócić do siebie i jeszcze specjalnie przyjechać po mnie - kiwa jedynie głową na moje spekulacje - Ale dlaczego ?

- Stwierdziłem, że babskie zakupy mogą trwać w nieskończoność i jeżeli mnie w to wciągnęłaś, to niech przynajmniej Sam cieszy się swoją wolnością.

- Ha ha, bardzo śmieszne - rzucam sarkastycznie - Chcę zaznaczyć, że to ty chciałeś, abym odświeżyła swoją szafę, zamiast zabrać ubrania ode mnie z mieszkania.

- Spokojnie schowaj pazurki.

- Nawet ich nie wyciągnęłam, gdyby tak było, wyglądałoby to inaczej. Nie wiem, czy uszedłbyś z życiem - ostatnie słowa mówię żartem.

- Dobrze, uznajmy, że ci wierzę, a teraz powiedz, jak tam twój powrót do pracy ?

- Nic specjalnego, zwykle nadrabianie zaległości z suką przebywającą w tym samym budynku, a nawet na tym samym piętrzę.

- Musicie się naprawdę nie znosić. O co poszło ?

- O nic, to ona pewnego dnia zaczęła się do mnie przyczepiać w każdej nawet najmniejszej sprawie.

- Nie masz pojęcia, dlaczego tak się stało ? - dopytuje.

- Nie i nie chce wiedzieć. Czy naprawdę musimy o tym rozmawiać ? Może lepiej ty opowiedz, jak minął ci dzień w pracy - staram się zakończyć ten temat.

- Tak jak zwykle. Nic ciekawego się nie działo.

I to by było na tyle z naszej rozmowy. Resztę drogi umila nam jedynie radio, które włączył brunet na samym początku naszej trasy. Po ucięciu rozmowy przez Willa, postanawiam nie zwracać na niego uwagi i patrzeć się w okno. Droga nie jest jakaś wybitnie piękna czy coś w tym stylu. Nie otacza nas dzika roślinność, jedynie wielkie wieżowce, które częściowo przysłaniają niebo. Zamiast odgłosów dzikiej natury, słychać klaksony samochodów i ogólnie ruch uliczny. Witam w dużym mieście. Na jednej z tych ulic, trochę oddalonej od centrum, jest moje mieszkanie. Do którego nie spieszy mi się wracać. Dwa tygodnie spędzone u Willa, wyciszyły mnie i odcięły trochę od zgiełku miasta. Jego okolica jest spokojna, a dom z tym malowniczym ogrodem jest moją oazą spokoju, której mi brakowało. Nie wiem, na ile jeszcze będę mogła cieszyć się tym spokojem, ale postaram się wykorzystać ten czas w stu procentach.

- Jesteśmy na miejscu. Planujesz wrócić do świata żywych, czy mam poczekać jeszcze trochę - jego głos wybudza mnie z moich myśli, a ja niechętnie wysiadam z auta - Prowadź - wskazuje ręką na wejście, więc tam podążam.

Rozglądam się po wnętrzu tego ogromnego budynku i zastanawiam się, gdzie iść najpierw. Nie podoba mi się to, że brunet uwziął się, aby za mnie zapłacić. Jestem samowystarczalna i głupio się czuję, gdy ktoś za mnie reguluje rachunek. Wiem to idiotyczne i bardzo feministyczne, ale co mogę na to poradzić, że już taka jestem. Na pewno będę się kłócić jeszcze o to, kto ma zapłacić za te rzeczy, ale najpierw udam się do sklepu z bardziej elegancką odzieżą, który właśnie rzucił mi się w oczy.

- Chodźmy najpierw tam - wskazuję, wcześniej wybrany przez siebie sklep, a mężczyzna bez słowa za mną podąża.

Na progu wita nas ekspedientka, która na widok Willa automatycznie się prostuje i wypycha biust do przodu. Trochę mi jej szkoda.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc ? - te słowa bardziej kieruje do niego, bo sądzę, że mnie nawet nie zauważa.

- Dzień dobry, potrzebuję ubrań dla mojej dziewczyny - wskazuje na mnie, a mina kobiety zrzednie.

Mówiłam wam, że tak będzie.

- Oczywiście, proszę za mną, coś dla Pani wybierzemy.

Niechętnie lawiruję między alejkami ubrań, jednocześnie odbierając to, co proponuje mi ekspedientka. Ostatecznie kończę przed przymierzalnią z wielką stertą ubrań, które mogą kosztować tyle, co samochód średniej klasy albo i nawet wiecej. On chyba chce się do bankructwa doprowadzić. Powiem wam, że gdybym przyszła sama, to od razu po zobaczeniu ceny sukienki, którą teraz przymierzam, wyszłabym i udawała, że nigdy mnie tu nie było. Ale trzeba przyznać, że idealnie na mnie leży i podkreślają moją figurę. 

- I jak ? - pytam się po wyjściu z odgrodzonej części pomieszczenia.

Jego wzrok dokładnie skanuję moją sylwetkę, a ja dla efektu okręcam się wokół własnej osi.

- Bierz wszystko, to co ci się spodoba i nie spoglądaj na ceny - mówi od niechcenia, ale ja wiem, te kreacja zrobiła na nim wrażenie.

Oczywiście, jakby inaczej. Już nie wiem, czy chcę mu robić awanturę, o to kto ma płacić. Chyba, że wybrałabym tylko jedną rzecz, co będzie trudne, bo wszystkie wyglądają niesamowicie. Ugh, dlaczego nie mogliśmy wziąć moich ubrań z mieszkania, tylko iść na te głupie zakupy.  Z niechęcią i wielkim staraniem, aby nie patrzeć na ceny przymierzam kolejne ubrania. Tak samo jak z pierwszą sukienką, po założeniu danej rzeczy wychodzę i pokazuję się ekspedientce i brunetowi. Kiedy mam już zamiar wyjść z przymierzalni z zamiarem kupienia, wyłącznie tej pierwszej rzeczy, którą mierzyłam, słyszę głos Willa zwracającego się do kobiety:

- Weźmiemy wszystko, o czym wcześniej wspomniałem i mogłaby Pani znaleźć jakieś buty do tej granatowej sukienki.

Mam ochotę krzyknąć, że chyba zwariował.  Wychodzę, aby powiedzieć, że nie chcę żadnych butów i to, co wybrałam w zupełności mi wystarczy, ale jej już nie ma i czeka na mnie jedynie brunet.

- Chodźmy do kasy, a potem do kolejnych sklepów.

Zrezygnowana kiwam jedynie głową i podążam za nim. I tyle było z mojej niezależności. W kolejnych sklepach scenariusz się powtarza, mimo moich wyraźnych sprzeciwów. Faceci, dlaczego oni zawszę muszą sprawować nad wszystkim kontrolę. Tyle czasu dawałam sobie radę bez nich, a jak już się trafił jeden i to jeszcze bez mojej woli, to wywraca mój świat do góry nogami. Niestety muszę przyznać, że podoba mi się ta jego władcza odsłona, jeżeli tak dalej będzie to przepadnę z kretesem zwłaszcza po tym pocałunku, na parkingu przed moim miejscem pracy. Dlaczego to wszystko nie może być łatwiejsze ?

Po zakupach wracamy do jego domu w milczeniu, każdy pogrążony we własnych myślach, przy akompaniamencie muzyki lecącej w radiu. Na progu wita nas ucieszony Bobby, który idzie za nami aż do kuchni, gdzie decydujemy się coś zamówić.

- Co byś zjadła ?

- Może zamówimy chińszczyznę, co ty na to ? - proponuję.

- Dla mnie okej.

W oczekiwaniu na jedzenie, zmieniam ubranie na dresy i luźną koszulkę. Dodatkowo zmywam makijaż i schodzę na dół. Will tak samo, jak ja przebrał się w wygodne ubrania i już ustawia wszystko na nasz seans filmowy, a ja odbieram zamówienie. Usadawiamy się wygodnie na  kanapie i pogrążamy się na nowo w "Doktorze Strange", ponieważ ostatnio usnęłam tak szybko, jak tylko oparłam, głowę o bruneta. Tej części nigdy nie oglądałam, więc staram się dokładnie uchwycić każdy moment, ale w oczekiwaniu na jedną ze scen po napisach końcowych usypiam, jak zwykle na jego ramieniu. Półprzytomną jeszcze czuję, jak ktoś mnie podnosi i wnosi po schodach. Wtulam się bardziej, w jego ciepłe ciało, niczym kot przymilający się do nogi właściciela. Wiem zabójcze porównanie.  Niestety to uczucie ciepła zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, a ja zapadam coraz bardziej w odmęty Morfeusza.

Not my debtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz