Rozdział 25

43 6 0
                                    

Od razu po powrocie zamykam się w swoim pokoju. Nie dopuszczam nikogo do siebie, ani nie odpowiadam na niczyje wiadomości. Przechodzę do łazienki i wreszcie spoglądam na siebie w lustrze. Wyglądam tragicznie - rozmazany makijaż już nie prezentuje się tak pięknie jak na początku, cudowne fale są teraz jednym wielkim ptasim gniazdem, a kombinezon jest cały pognieciony. Od łuku brwiowego do dekoltu ciągnie się stróżka krwi, przypominająca o tym, co się wydarzyło. To właśnie od niej zaczynam pozbywanie się dowodów dzisiejszego zajścia. Kolejnym na mojej liście jest makijaż. Pozbywam się ubrań i wchodzę pod strumień gorącej wody sączącej się z włączonego prysznica. Chcę, aby woda zmyła ze mnie te złe wspomnienia i uczucie wciąż chłodnego metalu na mojej skroni.

Spędzam tam przynajmniej pół godziny, i gdy wreszcie czuję się względnie lepiej, wychodzę. Niczym robot podchodzę do lustra i znów oceniam swoje odbicie. Mimo tego, że włosy wyglądają lepiej, po makijażu nie został ślad, a tym bardziej po krwi, która znaczyła moje ciało, wewnętrznie jestem jedną wielką kupą nieszczęścia. Wiem, co muszę zrobić, ale nie wiem, czy jestem na to gotowa, a tym bardziej czy tego chcę.

Najpierw muszę porozmawiać z Willem, ocenić sytuacje, ale sądzę, że i tak nie zmienię zdania. Chyba po prostu łudzę się, że wyjaśnienia z jego strony - prawda, którą muszę poznać, w pewien sposób mnie uspokoi i powie, że ta decyzja nie jest słuszna. Wiedziałam, że coś takiego może się stać, czułam, że to się posypie. Nie będzie tak kolorowo. To w ogóle nie powinno się wydarzyć, to co czuję nie powinno istnieć, ale jednak jest i boli jak cholera na samą myśl o tym, co muszę zrobić, ale to jutro na dziś już wystarczy.

Osuszam ciało ręcznikiem, zakładam na siebie jeden z podkradzionych Willowi podkoszulków i kładę się spać. Mimo ogólnego zmęczenia sen nie przychodzi, a mnie męczą wizje tego, co mogłoby się stać, ale na szczęście się nie stało. Gdy wreszcie zasypiam na zegarku jest trzecia nad ranem, a mój organizm jest tak wycieńczony, że nie ma siły walczyć.

***

Budzą mnie oślepiające promienie słońca i już wiem, że ten dzień nie będzie łatwy. To, co muszę zrobić, nie będzie proste. Ta rozmowa będzie jednym wielkim skupiskiem bólu. Oby opanowanie emocji poszło mi lepiej niż wczoraj.

Z wielkim ociąganiem wreszcie wstaję z łóżka i ogarniam poranną toaletę, mimo tego że mamy już południe. Robię wszystko, aby wydłużyć ten czas, ten moment konfrontacji. Nie jestem na niego gotowa, ale to zaszło już za daleko.

Gdy już względnie się ubrałam i spakowałam, schodzę na dół, gdzie czeka on. Siedzi skupiony na stołku barowym popijając kawę i robiąc coś na swoim laptopie, zapewne pracuje. Przyglądam mu się przez chwilę, a potem witam się z nim.

- Hej, dawno wstałeś ?

- Nie, z jakąś godzinę temu - spogląda na zegarek, aby się upewnić - Nie robiłem ci niczego do jedzenia, bo nie wiedziałem, kiedy się obudzisz, a tym bardziej sam nie chciałem tego robić. Należy ci się chwila odpoczynku, po ostatnich wrażeniach.

- Dzięki, że o tym pomyślałeś - uśmiecham się niemrawo.

- Jak chcesz to mogę coś ci na szybko ugotować ?

- Nie kłopocz się, po za tym musimy porozmawiać, a w ten sposób odciągalibyśmy nieuniknione.

Wzdycha ciężko i poprawia się na krześle - Myślałem, że będę mieć trochę więcej czasu, aby przygotować się do tej rozmowy.

- Sądzę, że im dłużej byśmy to przeciągali tym gorzej byłoby zacząć ten temat. Czasami trzeba zerwać plaster szybko, bez ociągania, a nie powoli i delikatnie.

- Masz rację - zamyka laptop i skupia na mnie całą uwagę - Zacznij pierwsza. Postaram się odpowiedzieć na wszelkie nurtujące cię pytania.

- Po pierwsze chcę to skończyć. Ta cała akcja ze spłatą długu trwa zbyt długo. Mam już dosyć, nie interesuje mnie, czy odzyskałeś to, o co był ten cały cyrk czy nie, ale nie mieszaj mnie w to więcej. Ja mówię pass.

- Okej, czyli zaczynamy z przytupem - milczy przez chwile, zbierając myśli - Powiedz czego potrzebujesz, a ja to załatwię. Jeżeli chodzi o cały bagaż i transport tego - nie sprzecza się, przyjął to dosyć spokojnie, albo przynajmniej tak stara się to pokazać - To też jedna z wiadomości, którą chciałem ci wczoraj przekazać i pewnie bym to zrobił, gdyby sprawy nie potoczyłyby się w ten sposób. Chciałem dać ci wolną rękę, abyś zadecydowała, czy chcesz zostać, czy zakończyć to wszystko. Wiem, że teraz to i tak nie ma sensu, ale naprawdę mi na tobie zależy i to, co wtedy mówiłem nie było prawdą. To było po to, aby skupić jego uwagę na mnie - spogląda na moją twarz poszukując, jakiś oznak czegoś, co da mu znak, że warto walczyć, ale nie okazuję emocji, mimo tego, że rozpadam się od środka - Chciałem, żebyś to wiedziała.

- Dziękuję za szczerość i cieszę się, że rozumiesz, że to, co jest między nami nie ma sensu ani przyszłości. Może gdybyśmy się poznali w inny sposób, ale to tylko gdybanie. Skupmy się na tym, co jest teraz.

- Wiem, mimo tego nie żałuje tego co się stało. Jedyne co bym zmienił, to oszczędziłbym ci tego bólu i strachu.

- Nie dałbyś rady to jest część ciebie. Ten świat, w którym normalne jest, że ktoś będzie próbował cię zabić, gdzie trzeba wzbudzać szacunek i strach, aby coś znaczyć. To nie moja bajka - szok, który pojawił się na jego twarzy przez sekundę może dwie za krótko, aby mieć stu procentową pewność, że tam był, ale ja wiem - Czytać o tym, jak wielka miłość przezwycięża wszystko, zapomina o przeciwnościach, bo razem przejdziemy przez kłody podsuwane nam pod nogi, jest w książkach i tam pozostanie. Życie to nie film, nic nie dzieje się tak jakbyśmy tego chcieli, a ja nie jestem gotowa wejść w twój świat, mimo tego że już i tak zostałam w niego wciągnięta, nie chcę w nim pozostać. Udowodnili mi to wszyscy po trochu - śledzenie samochodu i każdego mojego kroku, nie przez ciebie, ale osoby trzecie. To włamanie i ten facet w windzie, a teraz to. Nawet Summer wiedziała kim jesteś i że zwiastujesz kłopoty, tylko ja po prostu nie chciałam tego widzieć.

- Jaki facet ? - pyta, lekko zbity z tropu.

- Czy to teraz ważne ? - daje mu chwilę, ale widzę to zrezygnowanie - No właśnie. Po prostu chcę stąd wyjść i niech nikt mnie już więcej nie powiąże z tobą, a tym bardziej nie chcę być środkiem do celu, środkiem do osiągnięcia czegoś od ciebie. Znudziło mi się to już. Muszę wreszcie wziąć sprawy we własne ręce i odzyskać panowanie nad swoim życiem - z każdym kolejnym moim słowem widzę, jak zamyka się i to mnie boli, ale wiem, że nie mogę inaczej. Tak już musi być.

- Rozumiem. Wszystko załatwię - to nie jest już mój Will, teraz to tylko bezwzględny biznesmen dokonujący transakcji, robot skupiony na wykonaniu zadania - Czy jest coś jeszcze, co chcesz, abym załatwił.

- Z chwilą, gdy wyjdę z tego domu, zapomnij o tym, co było i usuń wszystkie informację na mój temat. Wiem, że masz ich całkiem sporo, dlatego chcę, aby teczka z moim imieniem i nazwiskiem uległa autodestrukcji, w każdej możliwej postaci.

- Wszystko, co ma związek z tobą zniknie z mojego życia z chwilą przekroczenia przez ciebie progu tych drzwi.

- Dziękuję i cieszę się, że to rozumiesz - nie mogę uwierzyć, że rozmawiam z nim w taki sposób. Jakbyśmy mówili o jakieś umowie, negocjowali jej warunki, a nie mówili o naszym życiu.

- Czy to wszystko ? - ten chłodny ton i pusty wzrok, zapamiętam już na zawszę. Im dłużej patrzę na niego, to w jaki sposób odcina się ode mnie, zamyka ten rozdział na moje życzenie, czuję wzrastającą falę łez. Muszę stąd iść jeszcze chwila i wybuchnę.

- Nie musisz się martwić, że wypożyczę Sama, aby pomógł mi z przeprowadzką, już załatwiłam tę kwestie - zabieram walizki i powoli udaję się w stronę wyjścia ostatni raz spoglądając na niego i omiatając wzrokiem ten dom - Wiesz mi też na tobie zależy, mimo tego wszystkiego nigdy cię nie zapomnę - szepczę, przez ściśnięte gardło idąc prosto do drzwi. Nie wiem nawet, czy mnie usłyszał, ale wiem, że gdy tylko je przekroczę zostawię za sobą cząstkę siebie. Nigdy już nie będę tą osobą co wcześniej - Żegnaj Will...

Not my debtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz