Rozdział 4

59 3 0
                                    


Po rozmowie z Jade wróciłam do domu Willa, a ze względu na to, że za jakąś godzinę, półtorej miał wrócić, postanowiłam zacząć robić coś do zjedzenia. Po przejrzeniu kilku propozycji decyduję się na zapiekankę makaronową. Przygotowuje wszystkie składniki, a następnie zabieram się za jej robienie. Podsmażam pokrojoną cebule wraz z czosnkiem, w tym samym czasie gotuje makaron na sposób al dente. Kroje paprykę z pomidorem, a także kurczakiem w paski, a potem dorzucam je do podsmażonej cebuli, zalewam wodą, dodaję kostkę rosołową oraz przecier pomidorowy i duszę przez piętnaście minut. Na sam koniec gotowy makaron przekładam do naczynia żaroodpornego, zalewam sosem i dodaje starty ser. Wkładam to wszystko do wcześniej nagrzanego piekarnika i pieczę przez dwadzieścia minut.

W tym czasie sprzątam powstały bałagan i dosypuję świeżej karmy oraz dolewam  wodę Bobby'iemu. Nie odłączonym moim rytuałem podczas gotowania jest nucenie, więc nie mogło go zabraknąć i tym razem. Zwykle kończy się to później śpiewem, co prawda nieudolnym, gdy nie zna się słów, a tym bardziej nie umie się śpiewać, ale nie przeszkadza mi to. Willowi raczej też nie, bo jak na razie słyszał mnie tylko raz i mam nadzieję, że przez kawałek, więc jeszcze nie jest tego do końca świadom.

- Bobby, jak myślisz, sąsiedzi Willa, słyszą to moje jazgotanie ? - pytam się psa, na co on tylko unosi głowę.

- Myślę, że nie można nazwać tego jazgotaniem - słyszę za sobą niski głos - a tym bardziej wątpię, aby słyszeli to moi sąsiedzi.

- Musisz tak straszyć ? - żale się, trzymając za klatkę piersiową.

- Wybacz, zapominam, że zatracasz się w gotowaniu, co jest niebezpieczne. Ktoś by włamał się do twojego mieszkania, a ty zwróciłabyś dopiero uwagę na to, gdybyś poczuła broń przy swoim ciele.

- Przesadzasz, myślę że zorientowała bym się wcześniej. Tutaj wiem, że mogę się spodziewać tego, że ktoś wejdzie, bo obecnie mieszkam z tobą, ale u siebie jestem na to bardziej wyczulona.

- Powiedzmy, że ci wierzę.

- Zawsze możesz się przekonać, kiedy wreszcie wrócę do siebie.

- Aż tak ci źle u mnie ? - udaje oburzenie.

- Ależ skąd, gotowe śniadania zaraz po przebudzeniu, kto by na to narzekał. Do tego mieszkasz w spokojnej okolicy, same plusy.

- To wyzysk.

- Skąd, pytasz się mnie czy źle mi tutaj, a jak wymieniam plusy mieszkania z tobą to narzekasz. Weź się zdecyduj - śmieje się pod koniec wypowiedzi.

- Ale jednym z twoich plusów jest gotowe śniadanie rano.

- Ciesz się, że nie powiedziałam, że plusem jest to, że Bobby jest twoim zwierzakiem.

- Cudownie teraz to nawet pies mnie wygryzł - unosi ręcę w poddańczym geście - A co ze mną ? Czy to nie plus ?

- Dlaczego miałbyś być plusem ? - udaje niezrozumienie.

- Domyśl się, a ja w tym czasie pójdę wypłakać się w poduszkę.

- Dać ci husteczkę ? - śmieje się.

- Dam sobie radę - po tych słowach wychodzi z kuchni.

- Jak myślisz Bobby, co ugryzło twojego pana ? Może miał ciężki dzień ?

Pies jedynie przechyla głowę w jedną i drugą stronę w odpowiedzi na moje pytania.

- Na ciebie zawsze można liczyć - kiwam głową i wracam do przerwanej czynności.

Not my debtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz