Rozdział 24

48 3 0
                                    


Zaczynam się szarpać i gryzę mojego napastnika w rękę, ale to nic nie daje, wciąż ciągnie mnie w nieznanym kierunku. Gdy powoli zaczynam tracić siły, słyszę głosy wołające mnie . To dodaje mi trochę siły i udaje mi się wykrzyczeć krótkie "Pomocy" częściowo zagłuszone. Najwidoczniej to wystarczyło, bo gdy jesteśmy już przy wyjściu z restauracji pojawia się Will i Sydney. Jego twarz wyraża czystą furię, ale widząc moje błagające o pomoc spojrzenie trochę łagodnieje.

- Wypuść ją.

-Nie ze mną te numery Warner. Teraz wiesz jak to jest mieć słaby punkt. Tyle czasu czekałem i proszę. Wystarczyło podstawić ci dziewczynę - czuje jak chłodny metal pistoletu dotyka mojej skroni, a po mojej twarzy zaczynają spływać łzy. Nienawidzę się za to, że nie potrafię tego przyjąć na chłodno bez emocji. To mnie przerasta - Kiedyś ja byłem zdany na twoją łaskę, a teraz role się odwróciły. To ty musisz błagać mnie. To ja mam kontrole. Nie tylko nad jej życiem, ale i nad twoim.

Udaję mi się zebrać siły i myśli na tyle, aby mu się sprzeciwić - Nie słuchaj go, próbuje cię tylko wyprowadzić z równowagi, byś nie mógł trzeźwo ocenić sytuacji i popełnić, jakiś błąd, który wykorzysta - nie wiem skąd w mojej głowie, takie przypuszczenia, ale nie mam czasu analizować tego.

- Siedź cicho - uderza mnie kolbą pistoletu, a po mojej twarzy zaczyna płynąć stróżka krwi.

Czuję się, jak w jakimś filmie akcji lub śnie. To wszystko, co się dzieje, nie może być prawdziwe. Jak ze zwykłego spotkania absolwentów, gdzie jedyna wrogość to słowne docinki i obraźliwe spojrzenia, pełno plotek i ogólnie zero zmartwień, przerodziło się to w próbę porwania i pewnie niedługo dojdzie do strzelaniny. Nie wiem nawet, czy ktoś wzywał policje albo inne służby ratunkowe. Jedyne na czym mogę się skupić to chłodny metal pistoletu, który jest przystawiony do mojej głowy. Tak niewiele brakuje, jedno głupie pociągnięcie za spust, a powiem wszystkim tu zebranym, jak i całemu światu pa pa, ja zwalniam się z życia albo raczej zwolnili mnie z niego. Wyskoczy głupie "game over", jak w tych wszystkich grach, tylko tutaj nie będzie opcji "zagraj jeszcze raz".

W takich chwilach ludzie mówią, że całe życie przelatuje im przed oczami, a ja widzę tylko te ciemne tęczówki, pełne bólu, cierpienia i nieokiełznanej furii. Wiem, że jeżeli z tego wyjdę już nigdy nie spojrzę w te oczy, nie przypominając sobie tego, co się tu zdarzyło. Tego strachu, bólu i rozczarowania. Co zrobiłam nie tak, że znalazłam się w takiej sytuacji ? Gdzie popełniłam błąd ? I czy Summer wiedziała co się stanie ? Te jej słowa bym na siebie uważała. Musiała wiedzieć, coś... cokolwiek na ten temat, dlatego mnie ostrzegała. Widać było to w jej oczach - obawa, że coś mi się stanie, a ona nie jest w stanie mi pomóc.

- Puść ją. Przecież chodzi ci o mnie. Ona nie ma z tym nic wspólnego. Po co chcesz ją w to mieszać ? I tak nie ma wpływu na to, co zrobię. Nie ważne, jak bardzo próbowałbyś sobie to wmówić, tu nic nie ma. To tylko postronna osoba, po co mieszać ją w nasze niewyjaśnione sprawy - wyrywa mnie z myśli chłodny ton Willa.

- Zależy ci na niej - upiera się przy swoim mój oprawca.

- Wydaje ci się. Mnie nie zależy na nikim. Sam to powiedziałeś. Nikt tego nie zmieni, a zwłaszcza ona. Jej śmierć niczego nie rozwiąże, tylko narobisz sobie problemów. Ale jeżeli mi nie wierzysz możesz spróbować - zachęca go - Strzelaj, niedługo i tak pojawi się tu policja. Nawet jakby udało ci się uciec, kamery wszystko zarejestrują - te słowa bolą, mimo tego, że jest możliwość, że mówi to tylko, aby porywacz stracił  mną zainteresowanie i wypuścił mnie. To i tak boli, bo wiem, że nie mam stu procentowej pewności.

- Tylko tak mówisz, chcesz mnie zwieść - szarpie mną i mocniej przyciska lufę do mojej skroni.

- W takim razie strzelaj- podchodzi bliżej, jego ruchy są ledwo zauważalne. Wykorzystuje jego roztargnienie, aby znaleźć się bliżej - Przekonasz się, czy tylko odwracam twoją uwagę, czy mówię prawdę, a jeżeli tchórzysz - już jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko - Daj mi spróbować - chwyta jego dłoń i w tym momencie słyszę dźwięk wystrzału, opadam na kolana, by uniknąć kuli, a potem czekam, aż przyjdzie ból, ale go nie ma.

Odsuwam się kilka kroków i gdy według mnie jestem w bezpiecznej strefie, odwracam się, by zobaczyć co się stało. Will obezwładnił mojego napastnika, a broń leży tak blisko niego, że podchodzę i odkopuję ją. W następnej chwili pojawia się policja i przechwytują podejrzanego.

- Nic ci nie jest ? - pytam, robiąc szybkie oględziny jego ciała, aby mieć pewność.

- To ty miałaś przystawioną broń do twarzy i martwisz się o mnie. Jesteś niemożliwa kobieto - kręci głową z niedowierzaniem, ale ja już wiem. Podjęłam decyzję, która będzie bolesna, ale najbardziej rozsądna, biorąc pod uwagę okoliczności.

- To ty rzuciłeś się na uzbrojonego człowieka, mając do dyspozycji wyłącznie możliwości swojego ciała - zwracam mu na to uwagę.

- A co miałem zrobić. Stać i patrzeć, ewentualnie czekać na policje, nie wiedząc czy uda im się opanować tą sytuacje bez rozlewu krwi - wzdycha, a potem kręci głową - Obiecałem, że nic ci się nie stanie i zawiodłem. Nie oceniłem dobrze ryzyka i pozwoliłem, by stała ci się krzywda.

- Ale gdy pojawiła się sytuacja kryzysowa, dałeś radę. Zobacz stoimy tu we dwójkę, żadnemu z nas nic poważnego nie jest.

- Nie prawda, bardzo prawdopodobne, że możesz mieć wstrząs mózgu, a do tego masz pęknięty łuk brwiowy - dotyka mojego skaleczonego miejsca, a ja się krzywię - Gdzie ta cholerna karetka, powinni cię zbadać i opatrzyć.

- A co z tobą ? - wskazuje na powiększającą się plamę na jego boku.

- To tylko draśnięcie - mówi, a ja czuję, jak ktoś się na mnie rzuca.

- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - woła Sydney, a ja ją niepewnie obejmuję.

- Najpierw niech ją zbadają - kiwa na pogotowie ratunkowe, aby tu podeszło, a sam idzie złożyć zeznania.

- Masz niesamowitego faceta, to jak nagle zmienił postawę z wyluzowanego gościa, na maszynę do zabijania, tylko dlatego, że powiedziała mu, że długo nie wracasz i zaczynam się martwić, bo widziałam wychodzącą za tobą Summer. A potem to, co tu się stało.

- Masz rację, ten facet jest inny niż wszyscy - daję sobie opatrzeć łuk brwiowy, a potem kontynuuję - Tajemniczy, zabawny i opiekuńczy, a przy tym niezwykle poważny. Jestem pewna, że ma jeszcze wiele kart do odsłonięcia, ale niekoniecznie będzie mi dane je wszystkie poznać.

- O czym ty mówisz ? - patrzy na mnie jakby wyrosła mi druga głowa, ale wcale jej się nie dziwie. Brunet właśnie ryzykował swoim życiem, aby mnie uratować, a ja jej mówię coś takiego. Na jej miejscu też byłabym zdezorientowana. Mimo to nie odpowiadam na jej pytania i dalej daję się badać by mieć pewność, że nic mi nie jest.

- Nie wykryliśmy żadnych urazów wewnętrznych ani zewnętrznych prócz rozciętego łuku brwiowego,ale na to wystarczy założyć opatrunek. Obejdzie się bez szwów. Mimo to zgłosiłbym się na Pani miejscu do lekarza, ponieważ obrażenia mogą pojawiać się nawet w ciągu kilku do kilkunastu godzin po zdarzeniu. Wciąż pewnie trzymają Panią emocje, dlatego mogą być one niewidoczne. Czy chce Pani jechać razem z nami do szpitala ? - pyta jeden z ratowników.

- Nie dziękuję. Gdybym zauważyła u siebie niepokojące objawy, na pewno zgłoszę się do specjalisty - żegnam się z nimi, a oni przechodzą do Willa. Zauważam jego sprzeciw, ale kręcę mu głową i niechętnie ustępuję.

Podchodzę do funkcjonariuszy i składam zeznania, starając się dokładnie opisać przebieg wydarzeń. Widzę, że chcą zapytać o jeszcze kilka dodatkowych rzeczy, ale powstrzymują się, orientując się w jakim stanie jestem.

Gdy to mam już za sobą, nie zwracając uwagi na to, jak wyglądam ani na to co pomyślą sobie o mnie inni, choć pewnie już wiedzą, co się stało, idę zabrać swoje i Willa rzeczy. Czuję te oceniające i współczujące spojrzenia, które nie robią na mnie już żadnego wrażenia. Jestem wyprana z emocji, niczym robot zaprogramowany do wykonania konkretnych czynności bez okazywania uczuć. Poruszam się i robię wszystko w  wyćwiczony sposób. Wiem, że niektóry chętnie podeszli do mnie, okazali swoje wsparcie lub zapytali się, co dokładnie się wydarzyło i czy nic mi nie jest, ale powstrzymują się. Nawet klasowe divy potrafią okazać współczucie. Cóż mój rozmazany makijaż, potargana fryzura i stróżka krwi na moim ciele, pewnie im daje jednoznaczny sygnał.

Schodzę na dół, gdzie czeka już na mnie, w rozpiętej koszuli, po założeniu opatrunku i zmartwionym wyrazem twarzy. Kiedy do niego podchodzę, wiem, że chce coś mi powiedzieć, ale kiwam jedynie głową w zaprzeczeniu i mówię - Jedźmy już stąd, chcę odpocząć.

Not my debtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz