Rozdział 3

62 3 0
                                    


Tydzień w posiadłości Willa minął mi naprawdę szybko. Oboje wpadliśmy w przyjemną rutynę, która nam odpowiadała. Przeważnie to on robi śniadanie, ja obiad a z kolacją różnie bywa. Wieczory spędzamy tak samo, odkąd obejrzeliśmy "Iron Mana", ponieważ postanowiliśmy obejrzeć po kolei wszystkie części Marvela o Avengersach. Udało mi się nawet zrobić kilka zdjęć zachodu słońca odbijającego się w stawie w ogrodzie.

- O czym tak myślisz ? - mówi Will, zwracając moją uwagę.

- W sumie o niczym ważnym, tylko chyba spotkam się z Jade , moją przyjaciółką. Muszę wreszcie spędzić czas z kimś innym, kto nie jest tobą, twoim kierowcą albo Bobbym.

- Co zamierzasz je powiedzieć ? Chodzi mi o to, że jeszcze powinnaś przez kilka dni smażyć się na plaży.

- Prawdę... - przerywam, widząc jego zdziwioną minę - no co, nie mamy przed sobą tajemnic, dlaczego miałabym to zmienić ze względu na ciebie ?

- Nie sądzisz, że może ona może różnie zareagować na taką informację ?

- Sądzę, że jak na standardy normalnego człowieka tak, ale my jesteśmy dosyć specyficzne i dopóki nie wyrządzisz mi żadnej krzywdy, wszystko rozejdzie się po kościach - odpowiadam ze śmiechem.

- Okej, czyli mam się jej obawiać ? Chce tylko ostrzec, że przez pewien czas chodziłem na zajęcia z kickboxingu i karate - również się śmieje.

- Przekaże jej, że będzie miała godnego przeciwnika - moja mina jest bardzo poważna, gdy wypowiadam te słowa.

Już po chwili oboje płaczemy ze śmiechu. Ktoś patrząc na nas z boku mógłby uznać to za dziwne, ale przez ten tydzień zbliżyliśmy się do siebie. Co prawda nie wiemy na swój temat wielu rzeczy, lecz nie zwracamy na to uwagi.

- Dobra, już przestań się śmiać - mówię przez śmiech, ocierając łzy.

- Jak ty też przestaniesz.

- Nie mogę.

Dopiero po kilku minutach mogę wziąć oddech bez obawy, że znów wybuchnę śmiechem.

- To, o której się spotykacie ? - przerywa ciszę brunet, gdy również się uspokoił.

- Nie wiem, pewnie koło dwunastej.

- Okej, muszę lecieć. Widzimy się wieczorem - zbiera swoje rzeczy, wychodząc.

- No to co Bobby zostajemy sami. Co powiesz na spacer po okolicy ?

Pies w odpowiedzi macha ogonem, wskazując na smycz.

- Wiedziałam, że ten pomysł przypadnie ci do gustu.

Zabieram smycz, zakładam buty, a potem wychodzę z domu, pamiętając o jego zamknięciu. Pogoda jest naprawdę ładna, dlatego chcę ją wykorzystać w pełni, a po za tym spacer dobrze mi zrobi. Wychodzimy na ulicę i pierwsze, co mi się rzuca w oczy, to przepych, który mnie otacza.

- Cóż, misiaku, widać, że twojemu panu się powodzi. Dom w takiej ulicy, nie jest najtańszy- stwierdzam, głaszcząc zwierzaka za uchem- Co powiesz na to, abyśmy przebiegli mały odcinek i proszę nie szarżuj, nie mam jakieś wspaniałej kondycji - uśmiecham się do niego.

Truchtem przebiegam jakiś kilometr do skrzyżowania, a potem kieruje się w stronę parku, według wskazówek nawigacji. Kiedy jestem na miejscu wyjmuję telefon i piszę SMS-a doJade.

Ja: "Ty, ja o 13 w Talbi"

Już po sekundzie dostaje wiadomość zwrotną.

Not my debtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz