Siedziałam w samolocie, wpatrując się w szybę i chmury pod nami.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała mama, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Wreszcie poznasz babcię i dziadka. Pamiętasz, zawsze chciałaś ich poznać.
- Pamiętam... – burknęłam. Tak było kiedyś.
- Wreszcie będziesz miała okazję. Nie odwiedzaliśmy ich nigdy, bo nie lubili za bardzo... Ale teraz wszystko się zmieniło, prawda?
Prawda. Nie było ojca, nie było problemu. Już byłam pewna, że nie polubię moich dziadków.
- Cieszysz się, że wracamy na jakiś czas do Kansas?
Nie wiem, skąd nagle moja mama miała w sobie tyle optymizmu. Chyba klub wsparcia, psycholog i leki wreszcie zaczynały na nią działać. Zmieniła się. Zupełnie, jakby zapomniała już o tym, co zrobiła.
Nie byłam pewna, czy wracanie do Kansas było najlepszym pomysłem, jednak od Lynons wciąż będzie nas dzieliło bardzo dużo kilometrów. Miałam nadzieję, że wystarczająco, by wspomnienia nas nie zabiły.
Nie miałam jednak nic przeciwko powrotowi do Kansas. Cieszyłam się, że znowu zobaczę gwiazdy. Poza tym chciałam odpocząć od Clearwater i wszystkiego, co było z nim związane.
Szkoła już powoli zaczynała mi się dawać w kość, mimo że nie było już tak źle jak na początku. Teraz nie byłam już tam taka samotna, ale wciąż nie spowodowało to, że wszystko, co było złe, minęło. Od pewnego czasu zaczęłam znajdować w mojej szafce anonimowe liściki. Normalnie nie zawracałabym sobie tym głowy, ot, ktoś robi sobie głupie żarty. Było w nich jednak coś niepokojącego.
Tylko naiwni wierzą, że coś kiedyś się zmieni.
Przeszłość nigdy się nie odmieni
Sumienie ma to siebie to, że trudno je zagłuszyć.
Były zbyt osobiste, by mogły być zwykłym żartem. Przypominały mi bardziej wpisy z Wykończonych. Jakby ktoś próbował odebrać mi nadzieję albo przypomnieć, dlaczego nie powinnam jej mieć. Nie podobało mi się to.
Drugą sprawą był Rey. Cieszyłam się, że w końcu opowiedziałam mu o wszystkim. Czułam się tak, jakby ktoś zdjął mi z pleców ogromny ciężar. Wreszcie mogłam znowu oddychać, bo teraz mój sekret nie był tylko czymś, co mnie dusił. Dzięki Rey’owi odkryłam, że ktoś może mnie zrozumieć.
Nie odrzucił mnie.
Nie odtrącił.
Wydawać by się mogło, że nic to nie zmieniło, czułam jednak, że może to być jedynie złudzenie. To nie było coś, z czym można było od tak przejść do porządku dziennego. Wiedziałam jednak, że nie mogłabym wyjechać, nie mówiąc mu tego wszystkiego.
Bałam się, że później mogłabym nie mieć na to czasu.
Nie miałam pojęcia, ile mama będzie chciała zostać w Kansas. Jedynym pocieszeniem było to, że musiałam wrócić po nowym roku, bo zaczynała się szkoła. Wtedy znowu będę mogła zobaczyć Rey'a. Potem kilka dni minie jak parę sekund i nadejdzie piętnasty.
Czyli koniec.
Zamknęłam oczy i oparłam się ciężko o okno, pogrążając się w szumie samolotu. Zawsze działał na mnie kojąco.
I tym razem udało mi się zasnąć.~~♡~~
- Tak miło cię w końcu poznać, Lily.
Babcia, kobieta o idealnie białych, krótkich włosach, ze sznurem drobnych pereł na szyi, przytuliła mnie delikatnie. Ubrana była w elegancką, czarną garsonkę, przez co czułam się okropnie nie na miejscu w zwykłym, ciemnym swetrze i jeansach.
Nie miałam pojęcia, że moi dziadkowie mieszkają w tak wielkiej rezydencji na północy stanu. Ten dom był tak wielki, że gdy tylko do niego weszłyśmy, od razu poczułam się bardzo mała. Był stylizowany na wiktoriański dwór, a moja babcia okazała się prawdziwą damą.
Okazało się niestety, że dziadek zmarł jakiś czas temu. Świadomość, że nigdy go już nie poznam, była bardzo przygnębiająca, ale z drugiej strony nie znałam moich dziadków przez całe życie. Postanowiłam skupić się na tym, by choć trochę poznać moją babcie, jednak od samego początku czułam, że jest ona bardzo podobna do mojej mamy za czasów, gdy mieszkałyśmy w Lyons. Ta sama wyniosłość, spojrzenie znad uniesionej brody. Wiedziałam, że ciężko będzie mi znaleźć z nią wspólny język.
Przez to wszystko jeszcze bardziej zatęskniłam za moimi dziadkami z Lyons. Kochałam ich. Nauczyli mnie wszystkich ważnych rzeczy w życiu, a mój dziadek był bardzo wyjątkowym człowiekiem. To on pokazał mi, jak zajmować się zwierzętami i jak wygląda praca na farmie. Jaki był ojciec mojej mamy? Nie miałam pojęcia.
Teraz jednak nie było powrotu do dziadków z Lyons. Wiedziałam, że po tym wszystkim nas znienawidzili. Tak naprawdę mimo uniewinniającego wyroku dla mojej mamy wiedziałam, że nikt z miasta jej nie uwierzył.
Tam już nic na mnie nie czekało.
- Tutaj będzie twój pokój – powiedziała babcia, prowadząc mnie do niedużego pokoju na drugim piętrze.
- Dziękuję, proszę p... babciu. – Z trudem powstrzymywałam się przed nazywaniem jej panią. W gruncie rzeczy była dla mnie zupełnie obcą osobą.
- W porządku, jako moja wnuczka zasługujesz na najlepsze – uśmiechnęła się do mnie, a ja starałam się zrobić to samo.
- Dziękuję – powiedziałam po raz kolejny.
- Mam nadzieję, że teraz już bez żadnych przeszkód będziemy mogły nadrobić ten stracony czas – powiedziała takim tonem, jakby recytowała wyuczoną formułkę z pamięci. – Dobranoc.
- Dobranoc. – Poczekałam, aż wyjdzie i dopiero wtedy opadłam ciężko na łóżko. Byłam wyczerpana zarówno lotem, jaki i wszystkim, co się po nim wydarzyło.
Jedynym, na co mogłam mieć siłę, byłaby rozmowa z Rey'em, ale niestety on nie odzywał się do mnie od rana. Trochę mnie to martwiło, ale starałam się nie panikować i nie dopuszczać do siebie myśli, że jednak po tym, co mu powiedziałam, nie chce ze mną kontaktu.
Z drugiej strony, dlaczego milczał cały dzień? Mówiłam mu wczoraj, jak bardzo boję się tego dnia, a on nawet się nie odezwał.
Szybko skarciłam się za tę myśl. Nie mogłam być taka egoistyczna, przecież ja tez mogłabym napisać pierwsza. Dlaczego więc wciąż jeszcze tego nie zrobiłam?
Dobrze znałam odpowiedzieć na to pytanie. Po tym, jak dowiedziałam się nieco więcej o Rey’u, cała nasza znajomość wydawała mi się taka... nierealna. Jakim cudem niby to ze mną chciał spędzać swój czas? Miał tylu przyjaciół i znajomych, a mimo to z nieznanych mi przyczyn to właśnie ja przez ostatnie dwa tygodnie dowiedziałam go codziennie w szpitalu.
Kocham cię, Lily.
Tę myśl też przegoniłam z głowy szybko. To nie była prawda, a już na pewno nie powód, dla którego spędzał ze mną tyle czasu. To po prostu nie mogło być prawdziwe, bo życie to nie bajka czy książka. Tylko tam najprzystojniejszy chłopak w szkole zakochuje się w najgorszej dziewczynie, a potem żyją razem długo i szczęśliwie. To zwykłe kłamstwo wciskane małym dziewczynkom, by nie traciły nadziei na wspaniałe życie.
Tymczasem... no właśnie, co się działo tymczasem?
Uniosłam się na łokciach, wpatrując się w telefon.
Co się dzieje tymczasem, Rey'u Kaleganie?
CZYTASZ
ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]
RomanceRey Kalegan przez całe swoje życie miał szczęście. Bycie gwiazdą szkolnej drużyny baseball'owej, popularność wśród rówieśników i pewne stypendium do sportowego college'u w stanowej szkole. Wszystko straciło jednak znaczenie, gdy pewnego dnia dowiedz...