Doktor Savgrey był twardym negocjatorem, ale ja okazałem się w tym jeszcze lepszy. Dzięki temu mój powrót do domu z jednego dnia przeciągnął się na trzy. Na tym etapie naprawdę nie mogłem marzyć o niczym lepszym. Jeden dzień na powrót, drugi na próbę stroju Lily i trzeci na bal. Idealnie.
Czas do powrotu minął bardzo szybko i zanim się obejrzałem, już pakowałem się do domu. To było dziwne uczucie, bo powinienem się pakować w domu, a nie do. Jednak większość rzeczy, które potrzebowałem na co dzień, miałem ze sobą w szpitalu.
Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy Margo nie przyjechała, by mnie odebrać, ale wiedziałem, że nie da rady unikać mnie przez cały czas. Nie mogła przecież siedzieć przez te trzy dni cały czas w swoim pokoju. Przez tę myśl zacząłem się zastanawiać, czy Margo wybiera się na bal. Wątpiłem w to, ale miałem nieśmiałą nadzieję, że może jeśli się z nią dzisiaj pogodzę, to zdecyduje się pójść. W końcu dla żadnego z nas ta noc nigdy się już nie powtórzy.
Mama przez całą podróż była bardzo zdenerwowana, ale widziałem, że stara się to ukrywać. Naprawdę była mi jej żal, gdy na nią patrzyłem, bo przez ostatnie miesiące miałem wrażenie, że postarzała się bardziej niż przez ubiegłe lata. Zauważyłem, że gdy ze mną robiło się gorzej, ona zupełnie zapominała o sobie. Odrosty, zaniedbane paznokcie i brak pełnego makijażu, który zwykła nosić do pracy, to tylko niektóre przykłady.
Patrzyłem na nią z tylnego siedzenia i pierwszy raz tak naprawdę zacząłem się zastanawiać, jak wyglądałoby jej życie, gdyby mnie w nim zabrakło. Owszem, wiele razy się kłóciliśmy i wiedziałem, że ciągle doprowadzam mamę do szewskiej pasji ze względu na mój brak odpowiedzialności, ale przecież byłem jej dzieckiem. Nie miałem pojęcia, co by zrobiła, gdybym...
Wdowa. Sierota. Zabawne, że nie ma słowa, które określałoby rodzica, które stracił swoje dziecko. Może niektóre rzeczy są zbyt okrutne, by nazywać je po imieniu. Może jeśli czegoś jednoznacznie nie zdefiniujemy, łatwiej nam wyprzeć się istnienia tego?
Moja rodzina beze mnie dalej by istniała. Była jeszcze Margo. Rodzice musieliby się nią zająć, bo nawet nie chciałem myśleć o tym, jak ona by zareagowała. To było coś zupełnie innego i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, bo ja też nie umiałem wyobrazić sobie, co bym zrobił, gdyby jej coś się stało. Może się kłóciliśmy, może nie zgadzaliśmy się we wszystkim, ale ona dalej była moją siostrą. Bliźniaczką. Częścią mojej duszy. Była częścią mnie w sposób, który nikt poza nami by nie zrozumiał. Nie umiałem sobie wyobrazić, że mógłbym dalej oddychać, gdyby jej nie było.
Nie chciałem myśleć o tym wszystkim, bo ostatnio zbyt dużo w moim życiu było smutnych myśli. Coraz częściej jednak łapałem się na tym, że widzę inną opcję niż nowe serce i nie podobało mi się to. Tą drugą opcją była moja śmierć. Do tej pory nigdy na poważnie nie brałem tego pod uwagę, nawet gdy wskakiwałem w ocean, by ratować pijanych kumpli albo gdy zapijałem się do nieprzytomności na podłodze bliżej nieznanych mi ludzi. Zawsze wiedziałem, że to nie koniec. Że ktoś mnie uratuje.
A teraz? Kto mógł mnie ocalić?
Dojechaliśmy do domu, w którym zgodnie z moimi przypuszczeniami niewiele się zmieniło. Może gdybyśmy mieszkali gdzieś, gdzie podczas świąt pada śnieg, łatwiej byłoby zauważyć ile czasu minęło, odkąd byłem tu po raz ostatni. Tymczasem miałem wrażenie, że nic się tu nie zmieniło od mojego wyjazdu. To było zarówno pocieszające, jak i niepokojące. Cieszyłem się, bo wróciłem do mojego domu, w którym wszystko było po staremu, a ja nie musiałem się do niczego przyzwyczajać. Martwiło mnie jednak to, że jeśli coś mi się stanie, to ile czasu zajmie mojej rodzinie, by ruszyć dalej?
Od razu udałem się do mojego pokoju, gdzie wszystko było już przygotowane na mój powrót. Obok łóżka miałem stojak ma kroplówkę, którą musiałem brać codziennie, by „nie stracić potrzebnych witaminek”, jak to określił doktor Savgrey. I jeszcze jakieś urządzenie, które miało monitorować pracę mojego serca. Oprócz tego moje łóżko miało kilka dodatkowych poduszek i domyśliłem się, że to gest mamy, która chciała, bym miał tu wygodniej przez cały dzień, który będę musiał tu spędzić. Ten gest mnie nieco rozczulił. Z brakiem satysfakcji stwierdziłem, że ostatnio zrobiłem się beznadziejnie melancholijny.
Po jakimś czasie mama i tata w końcu dali mi odrobinę spokoju i wyszli z mojego pokoju. Siedziałem na łóżku spokojnie, wpatrując się w monitor z moim spokojnym pulsem. Podobało mi się to. Chciałem mieć moc, by móc powiedzieć mojemu sercu, że właśnie tak się powinno zachowywać, ale chyba serce nigdy nie działa pod czyjeś dyktando.
Nagle usłyszałem ciche pukanie do drzwi i już byłem pewien, że to mama wróciła, by upewnić się, że niczego nie potrzebuję, ale ze zdziwieniem dostrzegłem ciemną głowę Margo w drzwiach.
- Hej, Rey... Możemy... pogadać? – spytała nieśmiało, nie patrząc na mnie, a ja pospiesznie skinąłem głową.
- Wejdź, Margo – powiedziałem, przesuwając się na łóżku, by zrobić jej miejsce.
Weszła powoli do środka, jakby nie czuła się tu zbyt pewnie. Początkowo nie patrzyła na mnie prawie w ogóle, ale w końcu jej oczy uniosły się. Nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały i miałem wrażenie, że oboje w tej chwili poczuliśmy to samo.
Margo wyglądała okropnie, naprawdę. Była blada, jej policzki były zapadnięte, a skóra poszarzała. Wyglądała tak, jakby dopiero co przestała płakać, a poza tym ubrana była w jakiś stary, rozwleczony sweter, który wisiał na niej żałośnie. Wyglądała bardzo źle, ale z jej wyrazu twarzy udało mi się wyczytać, że ja nie prezentuję się o wiele lepiej.
- Rey...
- Margo...
Nie czekała dłużej i rzuciła się z płaczem w moją stronę.
- Rey, tak strasznie cię przepraszam! – zaczęła szlochać, obejmując mnie mocno. Może między nami wydarzyło się wiele okropnych rzeczy, ale w tamtym momencie nie liczyło się nic poza jej obecnością obok mnie.
Tak bardzo za nią tęskniłem i zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy miałem ją z powrotem przy sobie.
- Przepraszam cię za wszystko... Nie chciałam tego zrobić, to było... ja... ja nie chciałam! Przepraszam... Rey, nie chciałam cię zostawiać, ale ja... nie umiałam tam wrócić. Bałam się, że ją tam zastanę i znowu nie będę umiała się powstrzymać... Nienawidzę siebie za to. Nigdy nie chciałam cię opuścić i ja... tak strasznie przepraszam! – mówiła chaotycznie, a co chwilę jej wypowiedź była przerywana kolejnym wybuchem płaczu, ale naprawdę nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
Ważne było jedynie, że znowu jest przy mnie, znowu mam ją przy sobie i mogę z nią porozmawiać. Czułem się tak, jakby ktoś oddał mi kawałek mojej duszy i znowu stanowiłem całość. Może teraz wszystko mogło być łatwiejsze? Bardzo chciałem w to wierzyć.
- Spokojnie, Gogo, już dobrze – powiedziałem, przytulając ją mocno i gładząc po włosach. – Jednak, wiesz, to nie mnie należą się przeprosiny.
- Wiem, Rey... – westchnęła ciężko, spoglądając na mnie. – Ja po prostu... nie mogłam. Nie umiałam tam przyjść, by się z nią zobaczyć. Za każdym razem, gdy myślę, co jej zrobiłam... Nie wiesz, jak to jest, Rey. Czuję się jak potwór. Zniszczyłam jej życie, rozumiesz? Jak mam spojrzeć jej po tym wszystkim w oczy?
- Na pewno jak ją przeprosisz, to będzie to wszystko łatwiejsze – stwierdziłem łagodnie.
- Nie wiem... nie umiem... boję się tego... Wiem, że zrobiłam coś bardzo złego, przez co czuję się tak, jakbym... jakbym znalazła się w jakimś mroku. Nie wiem, jak się stąd wydostać... – Znowu zaczęła płakać, a ja jedyne, co mogłem zrobić, to usiłować ją pocieszyć.
- Już dobrze, Gogo. Jestem przy tobie. Wydostaniemy się stąd razem...
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu Margo uspokoiła się trochę.
- Idziesz na bal? – zapytałem, zdając sobie sprawę, że nawet tego nie wiem. Zbyt długo nie było mnie w domu i zbyt długo nie rozmawialiśmy.
- Nie. – Margo pokręciła smutno głową. – Nie dam rady.
- No co ty, sis, jak ja dam radę, to ty też – powiedziałem z przekonaniem, szturchając ją nieco w żebra.
- To nie dla mnie – stwierdziła, choć nie do końca się z tym zgadzałem. – Zresztą... nie wyobrażam sobie iść tam bez Kath... Ona zawsze tak o tym marzyła, miała te wszystkie plany... Przepraszam, może nie powinnam o niej wspominać – dodała pospiesznie, widząc moją skrzywioną minę.
- Nie, nie, wszystko w porządku – powiedziałem, myśląc intensywnie.
No właśnie. Kath zawsze miała plany. Nie tylko na Bal Maturalny, ale na całe życie. Chciała wyjechać, zwiedzać świat i koniecznie odwiedzić Japonię. Pasjonował ją ten kraj i kiedyś nawet uczyła się japońskiego. Poza tym wiedziała, jak nazwie swoje pierwsze dziecko i że gdy zamieszka sama, to kupi sobie szynszylę i da jej na imię Atylla. Zawsze widziała swoje życie jako coś, co miało trwać. Po co inaczej miałaby myśleć o przyszłości?
Nagle przypomniałem sobie o tym, co mówiła mi Lily. Wtedy od razu odrzuciłem tę myśl, ale... co, jeśli Kath nie skoczyła z klifu? Co, jeśli Katherine Soakford żyje?
- Myślę, że w końcu nadszedł czas, byśmy zaczęli o niej pamiętać – stwierdziłem cicho. Zbyt długo traktowaliśmy jej samobójstwo jako temat tabu. Może gdybyśmy wcześniej zaczęli o tym wszystkim rozmawiać, szybciej doszlibyśmy do wniosku, że to wszystko jest strasznie pokręcone.
- Może masz rację – mruknęła Margo, ale bez przekonania. Wiedziałem, że dużo czasu jeszcze będzie musiało minąć, nim naprawdę o niej porozmawiamy.
- Mimo wszystko myślę, że powinnaś pójść. Drugiej takiej okazji nie będziemy mieć – powiedziałem i naprawdę w to wierzyłem.
Bal Maturalny to jedna z tych rzeczy w życiu, które zdarzają się tylko raz. Nigdy już nie będziemy mieli osiemnastu lat i nikt dla nas nie urządzi już takiego przyjęcia. To coś ja wesele, tyle że teoretycznie wesele może odbyć się więcej niż raz. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym to przegapić.
- Zastanowię się jeszcze – obiecała moja siostra, ściskając moje ramię, ale domyślałem się, że bardziej mówi to po to, by mnie pocieszyć, niż jakby naprawdę chciała to jeszcze rozważyć.
- Mama i tak pewnie ma już dla ciebie gotową sukienkę – zaśmiałem się, a Margo przewróciła oczami.
- Założę się, że ona ma już w głowie nawet projekt mojej sukni ślubnej – zażartowała, a ja nie mogłem się z tym nie zgodzić.
- Moim zdaniem już dawno straciła nadzieję, że kiedyś sobie kogoś znajdziesz.
- Hej! – Margo żartobliwie uderzyła mnie w ramię poduszką. – Znajdę sobie kogoś kiedyś, nie martw się o to, braciszku.
Margo nigdy nie miała chłopaka, więc nie byłem tego taki pewien. Nie chciałem jej bardziej denerwować, więc tylko grzecznie pokiwałem głową.
- Oczywiście.
- Poza tym to kolejna sprawa. Nie mam z kim iść na bal – stwierdziła, krzywiąc się lekko.
- Nikt cię nie zaprosił? – Nie wierzyłem w to.
Mimo że była moją siostrą, to doskonale widziałem, że Margo jest naprawdę śliczna. Długie, czarne i kręcone włosy, duże, jasne oczy i pełne usta o różowym kolorze. Była żeńską wersją mnie, więc musiała być piękna.
- Nikt wystarczająco wartościowy – odparła wymijająco.
Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, dlaczego moja siostra tak bardzo boi się mieć chłopaka. Po prostu bała się komuś zaufać. Przywiązać się do kogoś na nowo tak jak do Kath i potem znowu go stracić. I znowu cierpieć. Wiedziałem to, bo sam czułem to samo. Dlatego tak długo imprezowałem, pozwalając, by mnóstwo dziewczyn znalazło się w moim łóżku, ale nie w moim sercu.
Czułem jednak, że gdy nadejdzie odpowiedni czas, Margo zmieni zdanie. Miłość znajduje nas zaskoczonych i nie mamy wpływu na to, kiedy się pojawi i co z nami zrobi.
- I dobrze. Nikt nie będzie mi porywać mojej małej siostrzyczki – ścisnąłem ją mocno, a ona aż jęknęła.
- Pięć minut! Tyle jestem od ciebie młodsza, draniu!
- Mnie to wystarczy – wzruszyłem ramionami. – Możesz iść ze mną i Lily.
Margo od razu skrzywiła się na tę możliwość.
- Nie ma takiej opcji – powiedziała. – Nie będę wam psuć tego wieczoru. Nie chcę, żebyś musiał się mną jeszcze dodatkowo martwić.
- Mimo wszystko chciałbym, żebyś też to przeżyła. – Uniosłem się nieco. – A jak tam w szkole? Ludzie ją zaczęli się tym ekscytować.
- Nie byłam tam od czasu... – Wiedziałem, co ma na myśli. – Mam wrażenie, że wszyscy od razu dowiedzą się, co zrobiłem, a wtedy już w ogóle będą mnie mieli za wariatkę. A ponadto będą mieli ku temu dobre powody.
- Nikt nie ma cię za wariatkę – zapewniłem ją szybko, jednak ona tylko pokręciła przecząco głową.
- Dobrze wiesz, że bez ciebie nie mam tam żadnych przyjaciół. Ograniczanie się tylko do jednej osoby jest najwyraźniej bardzo niebezpieczne.
Wiedziałem, co ma na myśli. Kath była jej najlepszą przyjaciółką i nigdy nie potrzebowała nikogo poza nią. Gdy jej zabrakło... Margo nie miała już nikogo.
- Niedługo wrócę i wszystko będzie normalnie – powiedziałem, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem, bo brzmiało to zbyt absurdalnie.
- Na razie wróć do zdrowia. Ze wszystkim innym sobie poradzimy. – Margo ścisnęła mnie mocno, a ja wiedziałem, że tak długo jak będziemy razem, naprawdę nic nam nie grozi.
Gdy Margo już wyszła z pokoju, znalazłem coś na łóżku. Była to mała, kwadratowa kartka o żółtym kolorze. Wziąłem ją do ręki i rozwinąłem, by przeczytać, co jest na niej napisane.
Należy pamıętać
Przez chwilę chciałem wierzyć, że to jakeś zagubione memo mamy, które zostawiła sobie, gdy szykowała mój pokój. Wpatrywałem się jednak w pismo, bo znałem je zbyt dobrze. Tylko jedna osoba nigdy nie stawiała kropek nad i. Tylko jedna osoba pisała w ten sposób, ale zupełnie nie wiedziałem, jak to wytłumaczyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/240745001-288-k911966.jpg)
CZYTASZ
ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]
RomansaRey Kalegan przez całe swoje życie miał szczęście. Bycie gwiazdą szkolnej drużyny baseball'owej, popularność wśród rówieśników i pewne stypendium do sportowego college'u w stanowej szkole. Wszystko straciło jednak znaczenie, gdy pewnego dnia dowiedz...