ROZDZIAŁ XX LILY BOWERY

113 16 11
                                    

To the all boys I have ever loved

 

To nie tak, że jakoś bardzo chciałam odnaleźć Margo albo przypodobać się w ten sposób rodzicom Rey'a. Potrzebowałam po prostu chwili oddechu. Ten dzień był bardzo długi i byłam już naprawdę potwornie zmęczona, ale wiedziałam, że muszę wytrzymać do dwunastej.
Wyszłam z pokoju Rey'a i wyciągnęłam telefon, wybierając numer mamy. Wolałam się upewnić, że wszystko z nią w porządku, chociaż wątpiłam, że uda mi się do niej dodzwonić, bo pewnie spała. Gdy nie odebrała po paru sygnałach, zaniechałam tych prób. W tym samym czasie usłyszałam ciche siąknięcie nosem i obróciłam się w stronę, z której dochodziło.
Szpital, mimo tak późnej godziny, dalej był pełen życia. Rey nie był jedynym pacjentem, którego odwiedziła rodzina tej nocy, dlatego po korytarzach wciąż kręciło się mnóstwo ludzi. Bez problemu jednak rozpoznałam Margo stojącą obok automatu do kawy. Szczerze, to nawet nie liczyłam na to, że uda mi się ją znaleźć, dlatego zdziwiłam się moim szczęściem. Z drugiej strony jednak oznaczało to, że naprawdę będę musiała z nią porozmawiać, dlatego po chwili wahania przemogłam się i podeszłam do niej.
- Hej, wszyscy się martwią, dlaczego cię jeszcze nie ma – powiedziałam, stając po przeciwnej stronie maszyny. Margo uniosła na mnie swoje jasne oczy, w ogóle nie podobne do oczu Rey'a. Miała zmarszczone brwi i patrzyła na mnie z wyraźną wrogością.
- A ja od wieczora zastanawiam się, co ty tutaj robisz – wywarczała, odwracając się z powrotem w stronę automatu.
Auć. Myślałam, że Rey skonsultował swoją decyzję z rodziną. Gdy przyszłam, nie wyglądali ma zaskoczonych, co uznałam za dobry znak. Potem wszystko wydawało mi się być w porządku, naprawdę starałam się, by mnie polubili, bo nie chciałam robić Rey'owi dodatkowych problemów.
- Rey chciał, żebym tu była – powiedziałam w końcu. 
Margo wcisnęła z wielką zawziętością przycisk na automacie, po czym spojrzała na mnie z wrogością wyraźnie wypisaną na twarzy.
- Gówno prawda – oznajmiła, a ja aż cofnęłam się o krok. – Wiesz, czego chciał Rey?
Nie dostrzegając zrozumienia ma mojej twarzy, ciągnęła dalej.
- Nowego serca. Napisałam ogłoszenie na tym cholernym portalu, bo szukał nowego serca. Tymczasem co dostał? Rozchwianą emocjonalnie dziewczynę z problemami. Jakby sam miał ich już mało. – Spojrzała na mnie z chłodem, a może nawet z pogardą. – Gdyby szukał dziewczyny, napisałby na portalu randkowym, a nie na jebanej stronie dla samobójców!
Każde jej słowo było jak smagnięcie biczem.
Czułam, jak tracę oddech.
- Mieliście układ, on mówił mi o tym. – Wycelowała we mnie oskarżycielsko palec, ściszając głos do szeptu, przez co zabrzmiało to jeszcze bardziej mrocznie. – Za dwa tygodnie miałaś się zabić i oddać mu serce. Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło, prawda?
Przełknęłam z trudem ślinę, wiedząc, że wyczyta odpowiedź z mojej twarzy.
Wszystko. Zmieniło się wszystko.
Moja mama wreszcie stanęła na nogi i zaczynała radzić sobie w życiu.
Poznałam moją babcię, która okazała się całkiem miłą osobą.
Moi dziadkowie z Lyons mi wybaczyli.
Wreszcie czułam się tak, jakbym gdzieś należała. Znowu miałam rodzinę.
Poczucie wyobcowania naprawdę zabija. Brak poczucia przynależności napawa strachem. Jako ludzie musimy gdzieś należeć, bo nikt z nas tak naprawdę nie jest do końca samotnym wilkiem. Potrzebujemy stada, uczucia, że komuś na nas zależy.
Komukolwiek.
I Rey. On wywrócił mój świat zupełnie do góry nogami, przekroczył wszelkie granice, jakie miałam i sprawił, że spojrzałam na całe moje życie całkiem inaczej. Dał mi nadzieję, że pomimo tego, co się stało, mogę iść dalej. Że jeśli będę chciała, będę mieć szansę.
Dalej miałam w sobie te same demony, co jeszcze parę miesięcy temu. Wciąż nie mogłam się pogodzić z tym, co zrobiłam. Dostrzegłam jednak, że mam dwie opcje.
Mogłam albo dać się zgnieść przez wyrzuty sumienia i zatracić przez to szansę na to życie, jedno jedyne, które mi przysługiwało, albo nauczyć się żyć na nowo.
Nie wiedziałam, do czego byłam w życiu przeznaczona. Chciałam jednak dać sobie i szansę i się tego dowiedzieć.
Z automatu wyleciał kubek i po chwili zaczęła lecieć z niego gorący, czarny napój. Margo jednak patrzyła teraz tylko na mnie.
- Margo, moje serce na pewno... nie jest jedyną opcją – wykrztusiłam w końcu z siebie.
Na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania. Zacisnęła ręce w pięści, jakby z trudem powstrzymywała złość, a nawet wściekłość.
- Nie jest jedyną opcją?! – wyrzuciła z siebie, robiąc krok na przód. – Jedyną opcją dla mojego brata jest nowe serce! Dałaś mu nadzieję, a teraz próbujesz się wymigać! – krzyknęła.
Serce waliło mi gwałtownie, bo nie wiedziałam zupełnie, jak mam ją uspokoić.
- Margo, spokojnie...
- Jesteś oszustką! Nabrałaś nas wszystkich! Dałaś mu nadzieję, a teraz masz go w dupie, bo co? Bo zmieniłaś zdanie? Bo nagle zapragnęłaś żyć?! Bo myślisz, że on cię, kurwa, kocha?! – wrzeszczała jak w furii.
- Margo, ja... – spróbowałam wyciągnąć rękę w jej stronę, by jakoś ją uspokoić, ale okazało się to wielkim błędem.
- NIE DOTYKAJ MNIE, OSZUSTKO! – wrzasnęła piskliwym głosem.
Nagle czas na chwilę zwolnił.
Widziałam, jak ręka Margo powędrowała w stronę automatu do kawy i zacisnęła się na czarnym, parującym kubku.
A potem poczułam wrzący płyn na twarzy.
Pisnęłam głośno, czując obezwładniający ból przenikający całe moje ciało.
Upadłam na podłogę, wyjąc żałośnie z bólu. Jedyne, co chciałam, to zniknąć, zemdleć, stracić przytomność, by tylko po to, by przestać czuć.
Na szczęście nie musiałam czekać na to długo i osunęłam się w nieświadomość jak w najsłodsze ukojenie.

ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz