ROZDZIAŁ XXII LILY BOWERY

92 20 6
                                    


Nie byłam zupełnie gotowa, by spotkać się z Rey'em, a już w ogóle, by spotkać się z jego matką.
- Lily, wejdź, czekaliśmy na ciebie! – wykrzyknęła na mój widok, poprawiając swoje nienagannie ułożone włosy. Chyba musiała dojrzeć moje wyraźne zagubienia na twarzy, bo wyjaśniła szybko. – Rey zasnął, więc na razie nie chciałam go budzić. Wiesz, on potrzebuje teraz naprawdę dużo odpoczynku. Nie musisz się jednak niczym przejmować, we dwie jeszcze lepiej sobie poradzimy.
Uśmiechnęłam się, a przynamniej postarałam się to zrobić, bo czułam się bardzo niepewnie. Pani Kalegan wydawała się naprawdę miłą kobietą, zbyt bardzo jednak kojarzyła mi się z wszystkimi byłymi koleżankami mamy. Spotykały się tylko na plotki i to najwcześniej o sobie. Ogólnie całe życie Rey'a przywodziło mi na myśl to, które ja straciłam, a może nawet nigdy nie miałam. Wystawne życie, rodzice kochający się nawzajem. Miałam nadzieję, że on nigdy tego nie straci.
- Napijesz się czegoś? – zapytała jego mama, prowadząc mnie do przestronnej kuchni połączonej z dużym i dobrze oświetlony salonem.
- Wody, proszę – wykrztusiłam z siebie z trudem. Wdech i wydech. Musiałam się jakoś uspokoić, by nie wyjść przed panią Kalegan na zupełną wariatkę.
- Zaraz ci przyniosę. Pójdę też od razu po sukienkę i możemy zacząć poprawki. Mam nadzieję, że ci się spodoba – mrugnęła do mnie, po czym ruszyła w inną stronę, kręcąc biodrami przy każdym kroku. Widocznie przebywanie w świecie mody uczy takich rzeczy.
Stwierdziłam, że bardziej głupio będę wyglądać, jeśli będę tak stać jak kołek na środku salonu, więc podeszłam do dużej sofy w rogu pokoju. Usiadłam na niej ostrożnie, zachwycając się jej miękkością i przyjemnym w dotyku materiałem. Wtedy właśnie usłyszałam jakiś hałas i poderwałam głowę, licząc na to, że może wreszcie zobaczę Rey'a.
- Hej. – To nie był Rey, tylko Margo. Moje ciało od razu spięło się na jej widok. Nie mogłam nic na to poradzić, ostatnim razem, gdy zostałam z nią sam na sam, zaczęła mnie wyzywać i oblała gorącą kawą.
- Hej – powiedziałam, nie bardzo zadowolona z tego, jak słabo zabrzmiał mój głos.
- Rey czekał na ciebie, ale zasnął. Musi odpoczywać – powiedziała Margo, praktycznie powtarzając słowa swojej matki. Podeszła bliżej i w końcu padło na nią światło, przez co mogłam lepiej jej się przyjrzeć.
Wyglądała dużo gorzej, niż wtedy, gdy widziałyśmy się po raz ostatni. Sprawiała wrażenie, jakby zupełnie zapadła się w sobie. Była taka... szara. Jakby była tylko cieniem albo duchem.
Założyłam, że ja też nie prezentuję się dzisiaj najlepiej, bo Margo zakryła usta dłonią, kiedy tylko lepiej mnie zobaczyła. Założyłam dzisiaj bluzkę z wysokim dekoltem, ale nie zasłaniała ona wszystkiego. Poza tym żaden makijaż nie zasłoniłby tego, co miałam na twarzy.
- Boże... – sapnęła Margo, a jej oczy w momencie wypełniły się łzami. – Przepraszam. Przepraszam, Lily.
Tego się nie spodziewałam. Widocznie ostatni czas nie był lekki nie tylko dla mnie. Naprawdę nie przypuszczałam, że Margo mogła żałować tego, co zrobiła, ale gdy na nią teraz patrzyłam, nie miałam żadnych wątpliwości.
Podniosłam się i ruszyłam w jej kierunku. Jej ostatnie słowa cały czas brzęczały w mojej głowie, ale teraz starałam się je ignorować.
NIE DOTYKAJ MNIE, OSZUSTKO!
- Rozumiem, Margo. Rozumiem. – Wyciągnęłam przed siebie rękę, a ona nieśmiało ją ścisnęła. 
Moje serce waliło gwałtownie, bo naprawdę nie byłam gotowa na to, by spotkać się z nią w ten sposób. Ta scena wypełniała ostatnio każdy mój koszmar, a to, co wtedy mi powiedziała, śledziło mnie za dnia. Wiedziałam jednak, że trzymanie urazy na nic się nie zda. Miałyśmy teraz jeden wspólny cel.
- Wybaczysz mi? – Margo wyciągnęła do mnie dłoń i skrzywiła się tak, jakby sama za bardzo nie wierzyła w to, że jest to możliwe.
Przez ten cały czas starałam się to zrobić. Próbowałam sobie jakoś wytłumaczyć to, co się stało, zrozumieć Margo i to, co nią kierowało. Słuchałam Rey'a, gdy próbował ją jakoś usprawiedliwić. Nie było to proste, w końcu to ona dostarczyła mi tego potwornego bólu i oszpeciła mnie na resztę życia. Oprócz tego dostarczyła zmartwień swojemu bratu.
Jak wybaczyć to wszystko?
- Wybaczam – powiedziałam, patrząc jej w oczy. Właśnie tak. Widziałam żal w jej oczach, wiedziałam ból na jej twarzy, gdy na mnie patrzyła. Rozumiałam, że wtedy po prostu już nie wytrzymała.
Czasami coś w nas pęka i nie mamy wpływu na to, co się z nami dzieje.
- Dziękuję i... jeszcze raz przepraszam. To, co wtedy powiedziałam... – Zagryzła wargę i spuściła wzrok. – To nie była prawda. Jesteś dla Rey'a naprawdę ważna, ważniejsza niż cokolwiek innego. Nie powiedział mi tego wprost, ale jako jego siostra bliźniaczka po prostu to wiem. Proszę, doceń to.
Skinęłam głową, czując łzy pieczące pod powiekami. Rey też wiele dla mnie znaczył, to dzięki niemu wciąż chciałam żyć. Dał mi nadzieję. Znowu ujrzał we mnie człowieka, nie tylko córkę morderczyni. Odnalazł mnie w mroku moich własnych myśli i pomógł się z niego wyplątać.
Nie mam pojęcia, gdzie byłabym bez niego.
- Doceniam – wydusiłam z siebie, ale nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo wróciła mama Rey'a z materiałem przewieszonym przez ramię.
- To dobrze – rzuciła i pomknęła w stronę wyjścia, jakby nie chciała spotykać się ze swoją matką.
- Oto twoja sukienka. Podoba ci się? – zapytała, unosząc przed siebie materiał.
Sukienka rozwinęła się i w końcu ujrzałam ją w całej okazałości. Aż zamówiłam.
Góra wykonana była z cienkiej koronki, która zakrywała cały dekolt i ramiona. Od razu poczułam przypływ ulgi, bo oznaczało to, że moje okropne rany pozostaną ukryte. Gorset zrobiony był z delikatnego muślinowego materiału o blado-niebieskim kolorze, który niczym ombre przechodził w coraz ciemniejszy, szafirowy odcień w dół sukni. Opadała w dół mieniącym się materiałem, który przysłaniał kobaltowy materiał pod spodem. Wszystko to dawało obraz nocnego, rozgwieżdżonego nieba.
Nie mogłam odwrócić od niej wzroku. Sukienka była niesamowita. Byłam pewna, że sama nigdy bym jej nie wybrała, bo pewnie nie uznałabym, że może do mnie pasować. Teraz jednak od razu się w niej zakochałam.
Byłam pewna, że będę wyglądać jak księżniczka i aż miałam ochotę zacząć piszczeć z radości.
- O mój Boże... jest piękna! – zawołałam zamiast tego, nie mogąc ukryć emocji.
- Podoba ci się? – ucieszyła się pani Kalegan, a ja ochoczo pokiwałam głową.
- Nigdy nie widziałam piękniejszej sukienki – powiedziałam zupełnie szczerze. Od razu zaczęłam się zastanawiać, jaką sukienkę mogła zaprojektować dla Margo, skoro dla mnie stworzyła coś tak pięknego.
- W takim razie czas ją przymierzyć i dodać odpowiednie poprawki – oznajmiła, zachęcająco potrząsając ubraniem.
Trochę krępowałam się rozebraniem przed mamą Rey'a, ale zapewniła mnie, że sama nie dam rady prawidłowo ubrać tego modowego arcydzieła i nie ukuć się żadną szpilką, więc spasowałam. Poza tym pani Kalegan wykazywała się prawdziwym profesjonalizmem. Byłam pewna, że skrzywiła się jedynie odrobinę na widok moich obrażeń, ale nic nie powiedziała, co przyjęłam z ulgą.
- Będziecie z Rey'em wyglądać przecudownie – powiedziała z takim przekonaniem, że naprawdę chciała  w to wierzyć. - Tak się cieszę, że Margo też pójdzie. We dwie na pewno dobrze się nim zaopiekujecie.
Skrzywiłam się lekko na tę wiadomość. Mimo że Margo mnie przeprosiła, wciąż nie czułam jakiejś wielkiej sympatii do niej, a to, że mama Rey'a o niej wspomniała w taki sposób, jakbyśmy co najmniej się przyjaźniły, sprawiło, że poczułam się trochę nieswojo.
- Na pewno – potwierdziłam, obracając się w stronę wysokiego lustra stojącego w rogu salonu i aż zamówiłam.
Naprawdę wyglądałam jak księżniczka. A sukienka nie była jeszcze nawet skończona.
- Mamo! Mówiłem ci, żebyś mi powiedziała, jak Lily przyjdzie...! – Obróciłam się, słysząc kroki Rey'a na schodach i po chwili stanął on w progu pokoju. – Wow...
Poczułam jego spojrzenie na sobie i aż się zarumieniłam. Wpatrywał się we mnie tak, jakby chciał pochłonąć wzrokiem każdy centymetr mojej skóry, dokładnie go zapamiętać i nigdy nie zapomnieć.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, Rey za to wyszczerzył się tak, jakby ktoś właśnie dał mu największy prezent.
- Lily... ja... wow... – wykrztusił z siebie z trudem, a ja roześmiałam się.
- Bez przesady – przewróciłam oczami. – To wszystko zasługa twojej mamy.
- Wygląda na to, że sprowadziłaś gwiazdy do Clearwater, Lily. I jesteś jedną z nich. – Poczułam ścisk w piersi na tę myśl. To było tak niesamowite, że aż ciężko było mi uwierzyć w prawdziwość tej chwili.
- Będziecie wyglądać cudownie – powiedziała pani Kalegan, dopasowując sukienkę w pasie. W jej oczach widziałam zapał i pasję i poczułam przypływ sympatii do niej. Nie miałam pojęcia, dlaczego Rey nigdy nie wspominał o tym, jaką wspaniałą ma mamę.
- Już się nie mogę doczekać – oznajmił Rey, pocierając miejsce, w którym BIP pulsował niebieskim światłem. Spojrzałam na niego uważniej.
Dzisiaj wyglądał odrobinę lepiej, no może poza tym, że jego ciemne włosy były potargane tak, jakby dopiero co wstał z łóżka. W gruncie rzeczy może właśnie tak było. Nie mogłam sobie wyobrazić jednak, by jutro mógł pójść na bal. Wydawał się taki... zmęczony. Jego serce było bardzo zmęczone.
- Ja też – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego i ignorując złe przeczucie, które poczułam w sercu.

ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz