- Czasami mam wrażenie, że jedyną opcją byłoby polecieć do Kansas i dopiero tam dowiedzieć się, co się stało.
Stuk. Stuk. Stuk.
Kauczukowa piłeczka poszybowała przez całą długość pokoju, odbiła się od ściany i wróciła do mojej ręki.
Widziałem, jak Mike uważnie śledził jej lot, jakby co najmniej go zahipnotyzowała.
- Trochę to niemożliwe, bo póki co nie możesz wyjść nawet z tego pokoju – powiedział.
- Wiem – mruknąłem, na chwilę łapiąc piłeczkę, by sprawdzić telefon. Wciąż żadnej wiadomości od Lily. Teoretycznie obiecała, że dzisiaj przyjdzie, ale zbliżał się koniec czasu odwiedzin, a jej nadal nie było. Nie dziwiło mnie to zbytnio.
Ja też nic do niej nie pisałem. Zaczynałem czuć się jak intruz w jej życiu. Jakbym z brudnymi buciorami wkraczał w jej życie i próbował zmienić je na siłę. Jakbym chciał rozmawiać z nią, podczas gdy ona miała mnie dosyć. Pisać, kiedy ona tego nie chciała.
Denerwowało mnie to uczucie.
Stuk. Stuk.
- Zresztą, wcale nie jest powiedziane, że znalazłbyś tam odpowiedzieć – zaznaczył Mike. – Tak naprawdę to tylko ona nią jest.
- Wiem – powiedziałem po raz kolejny.
- Może po prostu nie dowiesz się tego.
Moje brwi podjechały do góry.
- Nie pomagasz.
- Nawet nie próbuję – parsknął śmiechem. – Doceń to, że w ogóle tu przychodzę i wysłuchuję twoich jęków. Ała!
Piłeczka zupełnie niespodziewanie zmieniła trajektorię i poleciała prosto w sam środek czoła Mike.
- Wcale nie jęczę – powiedziałem. – I, kurde, dalej mam dobry cel.
- Kalegan w akcji – burknął Mike, odrzucając mi piłeczkę.
- I to jakiej. Poza tym może kiedyś mi powie. – Nie wiem, czy sam nawet jeszcze w to wierzyłem.
- Tak, pewnie wtedy, jak ja naprawię mojego wraka, a nasza drużyna wygra mistrzostwa – stwierdził Mike, a ja w sumie byłem skłonny zgodzić się z nim.
- A jak ci idzie?
- Co? – Nie zrozumiał, a ja przewróciłem oczami.
- Przecież nie zdobywanie mistrzostwa. Z twoim wrakiem.
- Nie nazywaj go tak – uniósł groźnie palec, a ja aż uniosłem się na łóżku.
- Sam to przed chwilą zrobiłeś!
- Jestem jego właścicielem, więc mi wolno. To tak jak czarny może nazwać drugiego czarnym, a jak ty to zrobisz, to dostaniesz wpierdol – wyjaśnił mi mój przyjaciel tonem eksperta.
- To było rasistowskie – skrzywiłem się z udawanym zniesmaczeniem.
- To był przykład, żeby twój mózg był w stanie to pojąć. Przykłady się nie liczą.
Wiedziałem, że w tej dyskusji za wiele nie osiągnę, więc spasowałem.
- I nie za dobrze odkąd mnie z tym zostawiłeś – odpowiedział w końcu na moje pytanie. – Stev nie ma zbyt wiele czasu, by mi pomagać, wiesz, wszyscy się teraz uczą do egzaminów.
- A ty już wszystko umiesz? - Nie zdziwiłbym się, gdyby potwierdził. Poza tym, że grał w baseball, Mike był wielkim mózgowcem. Byłem pewien, że gdy miał pięć lat, jego IQ było bliskie Einsteinowi. Zawsze szło mu dobrze w szkole, a ja cieszyłem się, że mam takiego kolegę. Czasami było to bardzo przydatne i mogłem znieść nawet to, że od czasu do czasu zaczynał opowiadać o rzeczach kompletnie z kosmosu, i to dosłownie.
- Powtórzę coś pewnie tydzień przed egzaminami i będzie dobrze – wzruszył ramionami, jednak znałem go zbyt dobrze, by mu uwierzyć.
- Już to widzę – zaśmiałem się. – Dobra, to jak mogę się dowiedzieć, co z nią nie tak?
- Może spróbuj z nią porozmawiać w trochę lepszy sposób niż „hej, powiedz mi coś o swojej rodzinie” – rzucił Mike, nieudolnie próbując naśladować mój głos, a ja zgromiłem go spojrzeniem. – No co, to delikatny temat, nie można wyjeżdżać z nim tak prosto z mostu.
- Teraz będziesz mi dawać rady, jak rozmawiać z kobietami? – uniosłem brwi.
- Gdzieżbym śmiał pouczać takiego playboy’a jak ty – parsknął, a ja coraz bardziej rozważałem opcję wywalenia go z mojego pokoju.
- Playboy'em byłem przez dokładnie cztery miesiące mojego życia – zauważyłem.
- Wystarczyło, aby pękło ci serce.
- To akurat prawda – przyznałem.
Często zastanawiałem się, czy gdybym po śmierci Kath nie rzucił się w wir imprez, ćpania, chlania do nieprzytomności i zaliczania przypadkowych panienek moje serce dłużej pozostałoby sprawne. Doktor Savgrey nigdy nie chciał udzielić mi jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, zawsze zaznaczając, że już i tak nie zmienię przeszłości i mogę jedynie już nigdy tego nie robić.
Spojrzałem na siebie teraz. W zasadzie nawet nie miałem jak imprezować, chyba że pacjent z sali obok miałby urodziny i pielęgniarka przyniosłaby mi kawałek ciasta. To byłaby bardzo szalona impreza.
- To jak powinienem ją o to zapytać?
- Wrócił syn marnotrawny.
- Spieprzaj. – Tym razem rzuciłem w niego poduszką, ale na jego szczęście złapał ja tuż przed swoją twarzą.
- Ja bym zapytał, czy chce o tym porozmawiać – powiedział, zamyślając się.
- A jak powie, że nie? – westchnąłem.
- To będziesz musiał to uszanować – stwierdził prosto, a ja musiałem się z nim zgodzić.
- Chujowo – burknąłem i dosłownie w tym momencie usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości i prawie dosłownie podskoczyłem na łóżku, rzucając się w kierunku telefonu. – To ona – powiedziałam, sprawdzając wiadomość.
Przepraszam, dzisiaj nie dałam rady przyjść. Widzimy się jutro?
Od razu odpisałem.
Jasne
- I co napisała?
- Przeprosiła, że nie przyszła i powiedziała, że przyjdzie jutro – mruknąłem, wpatrując się w wiadomość.
- To chyba dobrze – stwierdził Mike, a ja się skrzywiłem. – O co ci chodzi?
- Martwię się o nią – powiedziałem szczerze, z trudem powstrzymując się przed napisaniem kolejnej wiadomości.
- Napisała, nic jej nie jest.
- Dlaczego nie mogła przyjść? – zastanawiałem się na głos.
- Może coś jej wypadło. Ale Perry zaproponowała wspólny shopping i nie mogła odmówić.
- Perry? Perry Eleen? – O mało co zakrztusiłem się wodą, której właśnie chciałem się napić.
- Ach, no tak, bo ty nie wiesz – zorientował się Mike. – Po tej całej aferze z farbą dyrektor przydzielił kogoś do opieki nad Lily.
- Opieki?
- No wiesz, żeby o nią zadbał po tym wszystkim, pomógł odnaleźć się w szkole i jakoś w niej przetrwać – wyjaśnił.
- Wow, szybko się zorientował, że nowa uczennica mogłaby kogoś takiego potrzebować – zadrwiłem. Nigdy nie lubiłem naszego dyrektora. Wiedziałem, że lubi mnie tylko dlatego, że dzięki meczom zapewniam pieniądze dla naszej szkoły. Inni nie mieli takiego szczęścia i wiedziałem, że miał ich zupełnie w swojej zasiedziałem za biurkiem dupie.
- Co nie? Bez sensu. Perry jednak dobrze sobie daje radę – stwierdził Mike z nieukrywanym podziwem. – Musisz przyznać, Lily nie jest łatwa do rozmowy, a jej się tu udaje. Spędzają ze sobą sporo czasu.
- Nie dziwię się, to w końcu Perry Eleen. Ona zaprzyjaźniłaby się z kamieniem na Saharze.
- Ładna metafora, Kalegan. Długo nad nią myślałeś?
- Odkąd tylko wspomniałeś o Perry Eleen – odparowałem, a Mike pokiwał głową.
- Tak właśnie myślałem. W każdym razie chyba nieźle się dogadują, ale nie wiem, co ona o niej myśli...
- Nie wspominała mi o niej... – zdałem sobie sprawę i od razu poczułem się gorzej. Oczywiście, że mi o tym nie wspomniała. Lily była jak zamknięta księga. Wiedziałem o niej tylko tyle, ile sam zdołałem się dowiedzieć, reszta pozostawała pustymi stronami. – Co za zbieg okoliczności, że to akurat Perry – parsknąłem.
Perry Eleen. Jedna z osób, która zerwała ze mną kontakt po tym wszystkim, co się stało. Kiedyś naprawdę ją lubiłem i wiedziałem, że ona mnie też. Może nawet coś więcej niż tylko mnie lubiła. Pewnie gdybym nie był wtedy tak bardzo zaślepiony Kath, zauważyłbym to.
- Prawda? – Głos Mike zabrzmiał zaskakująco piskliwie, a ja spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami. Wyraźnie zmieszał się, a jego chude policzki przybrały różową barwę, przez co wszystko do mnie dotarło.
- Może chciałbyś z nią porozmawiać i dowiedzieć się, co sądzi o Lily? – zasugerowałem, uśmiechając się kącikiem ust.
- Zwariowałeś? Uznałaby mnie za wariata! – wykrzyknął, ściskając moją poduszkę.
- Faktycznie, do tego przecież nie można dopuścić – zaśmiałem się pod nosem. – Ale przecież musisz do niej jakoś zagadać.
- Nie ma opcji. Nie mam nic przeciwko temu, że nie ma pojęcia o mojej egzystencji – powiedział szybko.
- No co ty, Mike! Jeśli ci się podoba, to powinieneś coś z tym zrobić – stwierdziłem.
- Kto powiedział, że mi się podoba? Chyba pójdę po do doktora, bo zaczynasz bredzić, pewnie masz gorączkę!
- Zrobiłeś się czerwieniutki jak świeży pomidorek, mój przyjacielu.
- Jezu, nie wytrzymam z tobą dzisiaj! – jęknął, odchylając głowę do tyłu. – Musi ci się naprawdę nudzić w tym szpitalu, że wymyślasz takie historie.
- Mam dla ciebie zadanie, Mike. Nie chcę cię widzieć, dopóki go nie wykonasz.
Mike uniósł brew w pytającym geście.
- Masz porozmawiać z Perry i dowiedzieć się, co sądzi o Lily.
- Boże! Wychodzę! – podniósł się gwałtownie z krzesła, a ja wyszczerzyłem się z satysfakcją.
- Powodzenia! – zawołałem jeszcze za nim, a w odpowiedzi zobaczyłem tylko jego środkowy palec. Zaśmiałem się pod nosem.
Wiedziałem, że Mike wyszedł tylko dlatego, że kończyła się pora odwiedzin. Miałem wrażenie, że dzisiejszego dnia doktor Savgrey wykonał na mnie wszelkie możliwe badania, więc czułem, że tego dnia będę miał już spokój.
Sięgnąłem po książkę leżąca na mojej szafce, którą wczoraj przyniosła mi Lily. Swear Me. Nigdy o takiej nie słyszałem, ale też przed Lily nigdy nie czytałem żadnych romansów, a ta książka właśnie na taką mi wyglądała. Zaciekawiło mnie jednak to, co powiedziała o łamaniu serc.
Zacząłem czytać, wiedząc, że z moim sercem już i tak nie będzie gorzej.
CZYTASZ
ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]
RomantikRey Kalegan przez całe swoje życie miał szczęście. Bycie gwiazdą szkolnej drużyny baseball'owej, popularność wśród rówieśników i pewne stypendium do sportowego college'u w stanowej szkole. Wszystko straciło jednak znaczenie, gdy pewnego dnia dowiedz...