ROZDZIAŁ XIX REY KALEGAN

94 17 5
                                    

Miałem wrażenie, że mój mózg zaraz eksploduje, ale doktor Savgrey kazał mi zachowywać spokój, więc po prostu oddychałem głęboko, wpatrując się w Lily.
Wiedziałem, że druga córka ojca Lily to Kath. Zrozumiałem to w momencie, gdy Lily pokazała mi jej zdjęcie tamtego dnia. Wtedy zupełnie nie umiałem się z tym pogodzić i o mało mnie to nie zabiło.
Teraz od razu wiedziałem, że muszę zachować spokój i nie drażnić mojego serca. Od teraz mieliśmy być kumplami, a ja do tej pory tylko go zwalczałem. Może nie specjalnie, ale trzeba przyznać, że nie miało ze mną lekko.
Patrzyłem na Lily bez zrozumienia. Analizowałem uważnie każde jej słowo i przerażały mnie wnioski, do jakich dochodziłem. Jej dziadek umarł niedawno, skoro dopiero teraz odczytano jego testament. Kath skoczyła z klifu w styczniu. To znaczy, że ten czas dzielił prawie cały rok. Nie było szans, by przez ten okres jej dziadek nie dowiedział się o tym, co stało się z drugą córką jego zięcia. Samobójstwo nie było czymś, co przechodziło bez rozgłosu. Skoro samo odkrycie, że Kath w ogóle istnieje, musiało być szokiem dla tej rodziny, to wieść o jej samobójczej śmierci musiała do nich dotrzeć.
Tymczasem w testamencie znajdował się zapis, że nic dla niej nie zapisuje. Po co miałby tam być, jeśli ona by nie żyła?
Jezu.
- Nie wiem – powiedziała Lily, wyrywając mnie z tych myśli.
Teraz zacząłem myśleć o niej. Do tej pory sądziłem, że Lily w pewien sposób przyczyniła się do śmierci Kath, odkrywając prawdę o podwójnym życiu ich ojca. Ten powód zupełnie nie pasował mi do Kath, jaką znałem, ale byłem w stanie to zaakceptować. W gruncie rzeczy przez cały ten rok utwierdzałem się w przekonaniu, że w ogóle nie znałem mojej najlepszej przyjaciółki. Przecież nic nie wiedziałem o jej ojcu. Nigdy mi o nim nie opowiadała. Byłem głupi, że nigdy o to nie zapytałem. Co ze mnie za przyjaciel?
Miałem ochotę wyć ze wściekłości. Wreszcie wszystko nabierało sensu. Ta noc, gdy ona zadzwoniła do mnie, bym przyszedł nad Przystań Księżyca. Powiedziała wtedy, że czegoś się dowiedziała, ale ostatecznie nie rozwinęła tematu. Czy to możliwe, by odkryła, że jej ojciec ma inną córkę i podwójne życie?
Co jeśli obie dowiedziały się o tym w tym samym czasie?
Robert Bowery musiał się czymś zdradzić i obie jego córki to wykryły.
Dupek. Nienawidziłem go, chociaż w ogóle go nie znałem i nie było szans, bym mógł to zrobić. Co za skurwysyn robi takie coś swojej rodzinie? Jak podłym człowiekiem trzeba być, by tak oszukiwać najbliższe sobie osoby? Co za egoista. Naprawdę wydawało mu się, że nikt nigdy tego nie odkryje? Na samą myśl o nim robiło mi się niedobrze.
Co innego Lily. Wreszcie przestałem o niej myśleć jako o morderczyni mojej najlepszej przyjaciółki, chociaż nienawidziłem siebie za takie myśli. Teraz zrozumiałem, że ona nie miała nic wspólnego ze śmiercią Kath, bo... no właśnie, bo Kath mogła żyć.
Zadziwiała mnie ta myśl, ale była zbyt abstrakcyjna, bym umiał ją zaakceptować.
Spojrzałem poważnie na Lily.
- Wiesz, ja... nie wiem, czy to prawda. I nie wiem, co to może oznaczać. To po prostu... – wykonałem jakiś chaotyczny gest wokół głowy – zbyt szalone. Ja teraz... nie jestem w stanie myśleć w ten sposób, rozumiesz? To dla mnie zbyt trudne. Łatwiej zakładać mi, że ona... odeszła. Moja Kath skoczyła w styczniu z klifu. Nie wiem, czy dożyję przeszczepu, ale ten czas muszę spędzić w spokoju.
Na twarzy Lily powoli pojawiało się zrozumienie. Po chwili pokiwała głową, uśmiechając się lekko.
- Między nami wszystko okay? – zapytała nieśmiało.
- Nawet lepiej – zaśmiałem się, przesuwając się nieco na łóżku. – Hej, co w ogóle robisz tak daleko? Naprawdę za tobą tęskniłem, chodź tutaj. Gdzie masz lody?
- Na lotnisku niestety nie sprzedawali – odpowiedziała za śmiechem, ostrożnie siadając obok mnie. No tak, szpitalna aparatura nie była zachęcającym miejscem, ale miałem nadzieję, że nie będzie jej to za bardzo przeszkadzało.
- Jedziesz tu prosto z lotniska? – zmartwiłem się. Musiała być bardzo zmęczona i zastanawiałem się, czy nie powinna wrócić do domu.
- Tak, chciałam cię zobaczyć... – spojrzała na mnie z troską. Teraz jej oczy nie wydawały się takie zimne, wręcz przeciwnie. – Margo dzwoniła do mnie w nocy.
- Naprawdę? – No tak, w zasadzie mogłem się tego spodziewać po mojej siostrze. Ostatnio zrobiła się bardzo nerwowa. Przychodziła do mnie codziennie i ciągle pytała się o Lily, a w zasadzie bardziej o naszą umowę. Czy odda mi serce.
Nawet nie chciała słuchać o tym, że ja go nie chcę. Wpadła dosłownie w panikę na samą wieść o tym. Rozumiałem to, że się o mnie martwi, ale naprawdę nie mogłem pozwolić na to, by wziąć serce Lily. Gdyby ta decyzja miała zależeć ode mnie, oddałbym swoje życie, byle ona żyła i była szczęśliwa.
Wiedziałem to. I wiedziałem też, że dawno już bym tak zrobił. Ta decyzja była we mnie od pierwszej chwili, gdy na nią spojrzałem.
- Tak, bardzo się zmartwiłam... Bałam się, że... nie zdążę z tobą porozmawiać, zanim...
- Cii... – Położyłem jej palec na ustach, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Nie kończ, nim powiesz coś, czego nie można będzie cofnąć. Na mojej warcie nikt nie umiera, jasne?
Nie było w tym za dużo prawdy. Chociaż w sumie nie mogłem być do końca pewien, prawda? Jeśli Kath tylko oszukała nas wszystkich, to miałem w tym momencie rację.
- Jasne – skinęła głową, spuszczając wzrok na mój palec. Mimowolnie moje oczy też zjechały na jej usta, które teraz były na wpół otwarte.
Nie mogłem odwrócić wzorku, może jedynie na sekundę, by zerknąć na jej oczy.
Czy gdyby nie wisząca nade mną wizja szybkiego końca, zdecydowałbym się na to? Już raz w ten sposób prawie zniszczyłem swoją relację z Kath. A jednak ryzyko to coś, co nadaje życiu sens.
Odsunąłem mój palec z ust Lily, ale tylko po to, by zastąpić go moimi ustami.
Całe moje ciało przeszył dreszcz. Nigdy wcześniej nie czułem niczego podobnego, bo Lily nie była podobna do nikogo, kogo znałem. Była jedyna w swoim rodzaju. Wyjątkowa. Wiedziałem, że wszystko prowadzi do tego właśnie momentu od chwili, gdy ją zobaczyłem. Jakbym od zawsze był stworzony, by pokochać właśnie ją.
Nie spotkaliśmy się przez przypadek. Potrzebowaliśmy się właśnie w tym momencie naszego życia i właśnie w nim się odnaleźliśmy. Wszechświat zepchnął nas do siebie i zdążył z mocą supernowej.
Nie mogliśmy zmienić tego, co się wydarzyło. Jednak wciąż mieliśmy wpływ na przyszłość. Miałem zamiar wykorzystać czas, jaki mi pozostał, najlepiej jak tylko dam radę. Z nią, bo nic innego się nie liczyło.
Ryzyko. Ludzie żyją tak, jakby mieli przed sobą mnóstwo czasu. Tak naprawdę nikt nie wie jednak, ile go mamy. Każdy dzień jest ważny. Każdy dzień może być wyjątkowy. Może coś znaczyć i powinien. Nie wiemy przecież, co przyniesie jutro. Musimy ryzykować. Życie w strachu to tylko egzystencja. Czas na to jest teraz. Jutro to coś, czego nie mamy, jedynie teraźniejszość należy do nas.
Nasze życie może być wyjątkowe i cenne tylko wtedy, gdy mu na to pozwolimy.
Czas na to nadszedł teraz.
- Rey... – Lily odsunęła się ode mnie, a jej usta drżały, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Nie. Nie. Nie.
Szybko ująłem jej twarz w dłonie.
- Wszystko w porządku, Lily. Powiedz tylko, że też tego chcesz.
- Chcę – powiedziała szybko, a jej oczy zalśniły magicznie.
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Zostaniesz na Sylwestra ze mną? Proszę.
- Tutaj? – zdziwiła się.
- Tak – potwierdziłem ze śmiechem. – Doktor Savgrey pozwolił przyjść mojej rodzinie, dwie dodatkowe osoby nie zrobią różnicy, więc mogłabyś przyjść razem ze swoją mamą. Jeśli tylko byście chciały – dodałem szybko. – No chyba, że macie już jakieś inne...
- Nie, nie mamy żadnych planów – przerwała mi, uśmiechając się lekko. – W sumie nigdy nie spędzałam Sylwestra na szpitalnej imprezie, więc w sumie czemu nie?
- Drugiej takiej okazji możesz nie mieć, więc zapraszam – zaśmiałem się.
- Na pewno będę – uśmiechnęła się do mnie, a moje serce, mimo że takie zmęczone, też się rozjaśniło.

ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz