ROZDZIAŁ XVII REY KALEGAN

101 20 4
                                    

Wydawało mi się, że przygotowałem się na ten moment, jednak to tak naprawdę nie jest możliwe.
Najpierw nie mogę przestać płakać. Potem nie mogę złapać powietrza, przez co jest tylko gorzej.
Nie jestem w stanie spojrzeć na trumnę, chociaż jest zamknięta. Jej ciała nie odnaleziono. Już na zawsze pozostanie własnością oceanu.
Na pogrzebie Kath jest tak wiele osób. Przecież lubili ją praktycznie wszyscy. Zawsze była pomocna. Zawsze uśmiechała się do każdego. Nigdy nie powiedziała na kogoś złego słowa. A może w tamtym momencie nie jestem sobie przypomnieć takich sytuacji?
Może mój mózg opuścił wszystkie złe części?
Nie ma jedynie jej rodziny, a przecież na pewno jakąś miała oprócz matki, z którą mieszkała. Nigdy nie poznałem osobiście jej ojca, ale przecież widziałem go czasami u niej w domu. Nie rozumiem tego.
Jej matka wydaje się najspokojniejszą osobą wśród wszystkich zgormadzonych. Jakby wypłakała już wszystkie łzy. Jakby osiągnęła dno ludzkiej rozpaczy i teraz pozostało jej już tylko istnienie.
Ja tak nie umiem.
Ja nie potrafię przestać płakać.

~~♡~~

Kolejne dni są coraz trudniejsze. Kiedyś uważałem, że łzy to oznaka słabości, a teraz nie mogę przestać płakać. Dni zlewają mi się w jedno, a noce to nieustanne koszmary. Nie mogę spać. Wciąż o niej myślę.
Brakuje mi jej.
Pewnej nocy Margo przychodzi do mojego pokoju i bez zbędnych pytań wślizguje się do mojego łóżka. Od zawsze wiedziałem, że to ona rozumie mnie najlepiej, ale teraz mam wrażenie, że jest jedyną osobą w całym wszechświecie, która w pełni wie, co czuję.
Przytulam ją mocno, czując jak czegoś mi brakuję. Miejsce po mojej lewej stronie jest zimne i puste. Ona zawsze tam leżała, bliżej serca. Często powtarzała, że lubi słuchać jego bicia. Podobno ją to uspakajało. Teraz myślę o tym, jak mało to znaczyło.
Chciałbym być w stanie pocieszyć Margo, ale nie jestem nawet w stanie na nią patrzeć, nie myśląc o Kath. Zawsze byliśmy razem, we troje. Teraz ten zwyczajny duet mnie zabija.
Patrzę na zasypiającą Margo i wiem, że oboje myślimy to samo.
Nie mam pojęcia, jak mamy dalej trwać.

~~♡~~

Minęły dwa tygodnie od pogrzebu, gdy zdecydowałem się ponownie opuścić dom.
Całe moje ciało boli mnie od nieustannego leżenia w łóżku, ale przez ten czas nie byłem w stanie zrobić nic innego. Liczę w głowie godziny od jej śmierci. Godziny samotności. Wiem, że za niedługo stracę rachubę i się tego boję.
Postanawiam udać się na boisko, bo to jedyne miejsce, w którym zawsze odnajdywałem spokój. Krocząc samotnie po białych liniach na zielonej murawie, zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek zagram. Ona zawsze towarzyszyła mi na meczach, choć wiedziałem, że nigdy w pełni nie pojęła, o co dokładnie chodzi w baseball'u.
- Rey!
Słyszę za sobą czyjś głos i nawet się nie wzdrygam. Od pewnego czasu mam wrażenie, że nic nie czuję.
Kompletnie.
- Widziałem, jak tutaj wchodziłeś. – To Simon McMitter. Nigdy specjalnie za nim nie przepadałem, a ponadto od jakiegoś czasu miałem wrażenie, że próbował zająć moje miejsce kapitana w drużynie. Nie rozumiem, czy przyszedł tutaj za mną, więc patrzę na niego pytająco. – Wiem, przez co ostatnio przechodzisz.
Gówno prawda.
- Chciałbym ci jakoś pomóc – spogląda na mnie z troską, w którą nie jestem w stanie uwierzyć, ale unoszę brwi.
Jakakolwiek pomoc wydaje się czymś wartym sprawdzenia.
- Pewnie chciałbyś na chwilę przestać czuć, co?
Jeżę się na te słowa. Nie wiem, do czego on zmierza.
- Mam coś, co może w tym ci pomóc. Przyjdź dzisiaj na domówkę do Rogersa.
Spoglądam na niego tak, jakby co najmniej zasugerował mi morderstwo całej rodziny.
- Nie każę ci się bawić. Tam znajdziesz coś na ból.
Narkotyki. Pewnie to ma na myśli.
Przez chwilę mierzę go wzrokiem, a potem kiwam głową. Jeśli to choć na chwilę pozwoli mi wyrwać się z tej kakofonii bólu, tęsknoty i poczucia winy, jestem w stanie zaryzykować.

ZMĘCZONE SERCA [TIRED HEARTS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz