𖣔
𝑹𝒆𝒔𝒕𖣔
Był ciepły i słoneczny poranek. Charlotte - piętnastoletnia dziewczyna o pięknych ciemno-brązowych, prawie czarnych włosach, brązowych oczach, bardzo szczupłej sylwetce i średnim do jej wieku wzroście - jeszcze spała, do czasu gdy w okno zapukał jej kuzyn Alex - był to siedemnastoletni chłopak o przystojnym wyrazie twarzy, był wysoki i dość szczupły. Jego wygląd wyróżniały oczy, w kolorze świeżej zieleni a włosy miał koloru jasnego orzechu - i wybudził ją ze snu.
- Charlie! Pamiętasz?! Miałaś dziś pójść że mną nad jezioro, a już jest 12.00! - krzyczał młodzieniec wciąż pukając w szybę.
Charlotte wstała z grymasem na twarzy, założyła kapcie i podeszła do okna po czym je otworzyła i wykrzyczala mu prosto w twarz:
- Człowieku! Są wakacje, a ja chcę się spokojnie wyspać nie myśląc o jakichś durnych sprawach, które można załatwić cały czas A nie tylko dziś!
Po czym pchnęła kuzyna i odeszła od okna chwytając szlafrok po chwili zarzucając go na siebie. Wyszła z pokoju kierując się w stronę kuchni aby zjeść śniadanie.
- Witaj kochanie - powitała ją mama.
CHARLOTTE
- Cześć mamo - odpowiedziałam jej tym samym po czym sięgnęła do lodówki po przygotowaną wczoraj sałatkę.
Przełożyłam ów wcześniej wspomnianą sałatkę na talerzyk, sięgnęłam po szklankę do której nalałam sobie wody i zasiadałam do stołu by spożyć pierwszy posiłek tego dnia. Z myślą że w końcu, bez żadnych zakłóceń zdołam zjeść posiłek, do kuchni wtargnęły moje dwie kuzynki. " No tak czego ja się mogłam spodziewać?" przeklnęła je w myślach.
- Oj Sophie, dała byś sobie spokój!m - krzyknęła Sara - siostra bliźniaczka Sophie, o pięknych prostych blond włosach, z kasztanowymi oczami o malinowych ustach, szczupłej sylwetce i niskim wzroście.
- A może Ty, następnym razem byś bardziej uważała na moje rzeczy, których nawet Ci nie pozwoliłam brać! - odkrzyknęła Sophie - ruda dziewczyna o zielonych jak limonki oczach z malinowymi ustami, szczupłej sylwetce i o kilka centymetrów wyższej od bliźniaczki.
Mając już dość ich krzyków które ciągnęły się bez przerwy od 15 minut, postanowiłam wykrzyczeć się na nie o to że nie mogę nigdy zjeść w spokoju śniadania, gdy nagle do pomieszczenia wszedł Alex i zrobił to za mnie ( byłam mu wdzięczna).
- To jak? Pójdziesz że mną nad jezioro? Bez Ciebie znudził bym się tam na śmierć.
Obróciłam oczami, po czym złapałam za talerzyk z sałatką której nie miałam apetytu dalej jeść i wyłożyłam ją do lodówki.
- A mogę się chociaż wyszykować? Bo w końcu chyba twoi znajomi też tam będą, a nie chcesz żebym narobiła Ci obciachu będąc tam w piżamie i szlafroku, z worami pod ocz... - zaczęłam ale nie skończyłam ponieważ kuzyn mi przerwał.
- Dobra, dobra...Byle szybko - powiedział krótko po czym wyszedł z kuchni.
Poszłam w ślad za nim i udałam się do swojego pokoju aby wybrać sobie ubranie ( przy czym zawsze miałam problem, ze względu na ilość ubrań jaką dysponowałam) i spakować do torebki najważniejsze rzeczy.
Stanęłam przed szafą i chwilę tak się w nią gapiłam. W końcu wybrałam letnią sukienkę na ramiączkach z wzorem kwiatowym, " słomiany " kapelusz i klapki w kolorze złotym. Jeszcze tylko potrzebowałam torebki, którą bez dłuższego namysłu wybrałam, pasująca idealnie pleciona torebka ze " słomy ".
Ubrałam się i nałożyłam balsam na usta po czym spakowałem do torebki najważniejsze rzeczy i również te które przydadzą mi się nad jeziorem.
Nie zamierzałam się kąpać w lodowatym jeziorze więc nie potrzebowałam stroju kąpielowego, przez co nie musiałam go zakładać dzięki czemu szybciej byłam gotowa.
Wyszłam z domu i od razu po wyjściu ujrzałam mojego tatę który sadził drzewka, jako że niedawno się przeprowadziliśmy z ul.Pokątnej do niewielkiej wioski na obrzeżach Doliny Godryka, musieliśmy przystosować dom do naszych warunków życia, i jak się okazuje wciąż nad tym pracujemy.
- Witaj córciu! - powitał mnie ciepło tata.
- Cześć tato! Widziałeś może Alexa?
- Tak kochanie, czeka na chodniku przed płotem. Lepiej już idź bo się niecierpliwi - odpowiedział roześmiany.
Skinęłam głową i wyszłam przez bramkę gdzie spotkałam kuzyna.
Po czym wspólnie udaliśmy się nad jezioro rozmawiając podczas drogi, głównie na temat szkoły.
𖣔Tydzień później po wyjściu nad jezioro został jeden dzień do 1 września co oznaczało że muszę się spakować i kupić potrzebne rzeczy do Hogwartu.
Był piękny słoneczny poranek. Obudził mnie promyk słońca wpęzający na moją twarz przez okno. Od razu wiedziałam że ten dzień zapowiada się świetnie. Zakupy i pakowanie się do szkoły to najlepsze co mnie spotkało dzisiejszego dnia.
Wstałam z łóżka i od razu ubrałam się aby zacząć ten dzień jak najlepiej. Po ubraniu się poszłam do łazienki zrobić lekki makijaż po czym poszłam do kuchni na śniadanie które przyszykowała tym razem Sara.
Nic nie mogło zepsuć tego dnia.- Charlie kochanie, dobrze się czujesz? - zapytała moja mama gdy usiadłam przy stole.
- Wspaniale! A coś z moim wyglądem nie tak? - powiedziałam zdziwiona.
- Myślałam że jak co miesiąc przed pełnią będziesz się źle czuła - rzekła że zdziwieniem.
" No nie...A ten dzień zapowiadał się tak pięknie. Niech szlag trafi tą moją likantropię! Mam już tego dość! " pomyślałam.
- Ach tak...zapomniałam -w końcu powiedziałam.
Dalszy dzień minął mi wspaniale. Nawet nie czułam że dzisiejszej nocy stanę się nieobliczalnym potworem.
Ale jednak stało się. Nie lubiłam się za to, i w sumie to nawet bardzo. Byłam nastolatką a od pięciu lat co miesiąc muszę znosić takie tortury.
Po pełni wyglądałam jak bym dopiero co wróciła z wojny. A moje samopoczucie...czułam się tak jak by zaraz miały być ostatnie minuty A nawet sekundy mojego życia. Ofiary do tortur nie mam, co też oznacza że muszę ranić samą siebie, bez większej świadomości. Na całym ciele miałam obszerne i bolące rany, twarz wyglądała lepiej. Na szczęście Sophie potrafiła zdziałać cuda.
Natomiast podczas pobytu w Hogwarcie na czas pełni przebywałam w niewielkim domku z cegieł zbudowanym na środku zakazanego lasu. A okaleczeniami zajęła się pani Pomfrey.
Mogłam być przynajmniej spokojna że nic się nikomu nie stanie bo nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Wolałabym zginąć niż kogoś zranić, nawet największego mojego wroga.
A ponieważ Dumbledor to dobry czarodziej, nie miał nic przeciwko abym uczęszczała do szkoły, w stanie mojej dożywotniej choroby.
CZYTASZ
𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.
Fanfiction[Przed poprawkami] Nieśmiałość bywa uciążliwa, tak było w tym przypadku. Gdyby nie złamanie ciążącej na nich bariery, w życiu nie pomyśleliby że to co miało miejsce, kiedyś nastąpi. Dziewczyna z idealnym życiem, po niedługim czasie traci ten czas. M...