𖣔
𝑬𝒗𝒆𝒓𝒚𝒕𝒉𝒊𝒏𝒈 𝒆𝒏𝒅𝒔 𝒘𝒆𝒍𝒍
𖣔
Po chwili usłyszeli otwieranie drzwi. Okazało się że długo nie wracali i Charlotte się zmartwiła ich nieobecnością więc poszła sprawdzić. Gdyby ktoś o nich nie pamiętał to zapewne siedzieli by tam jeszcze długo. Kendra poprosiła Lotte o opatrunki i maść aby opatrzeć ranę Łapy.
- Syriusz, mówiłam Ci że szukanie tam pomocy to niedobry pomysł - przestrzegła go Brown.
- To co mieliśmy zrobić? - zapytał.
- Przecież już się lubicie, nie rozumiem w czym problem - stwierdził Remus.
- Nawet bardzo - dodała Lotte z triumfalnym uśmiechem na co Black i Whitmore wybałuszyli oczy. Puściła im oczko i poszła do ogrodu. Była tam znacznie wcześniej, ale słyszała jak dobrze się dogadują więc odeszła do swoich obowiązków i wróciła dopiero po kilku minutach by im otworzyć. Nie wiedziała co dokładnie tam zaszło ale była pewna że nie tylko rozmawiali. Właściwie to było trochę wredne, a zwłaszcza że ona nigdy tak nie postępowała. Jednak czuła że tym razem postąpiła dobrze.
Kiedy Kendra opatrzyła ranę Black'a, wróciła do pomocy przyjaciółce. Chciała sobie przemyśleć wszystko co zaszło kilka naście minut temu. To było dla niej dziwne ale za razem bardzo miłe. Nie robiła sobie większej nadziei że coś z tego wyjdzie bo Syriusz to casanova i całowanie dziewczyn to dla niego codzienność. Ale dalej robiła sobie niewielką nadzieję. W końcu kiedyś znajdzie tą jedyną, i kto wie czy to nie będzie ona. Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa z powodu stosunków z nim. Tylko że był jeden problem, skąd mogła wiedzieć czy nie zrobił tego dla zakładu albo gorzej.
- Coś się stało? - zagadnęła Brown widząc że zrzedła jej mina.
- Nie nic - pokręciła przecząco głową.
Do imprezy zostało im niewiele czasu ale na szczęście wszystko było już gotowe. Lotte czuła się nieswojo będąc w centrum uwagi. Na jej szczęście po chwili przybył James, Marlene i Lily, z czym uwaga przeniosła się na nich. Niestety nie na długo bo Potter wręczył jej prezent a reszta się na nim wzorowała. Z grzeczności przyjęła pakunki ale w myślach przeklnęła ich mocno.
W trakcie zabawy przyszedł do domu kuzyn Charlotte i poprosił ją na chwilę. Dziewczyna zdziwiona poszła za nim do kuchni gdzie mogli sami porozmawiać. Przyjrzała mu się uważnie, miał podkrążone oczy i kilka ran na twarzy oraz jednej ręce.
- Posłuchaj mnie uważnie - zaczął łamiącym się tonem. Kiwnęła głową i słuchała dalej - Nie możesz nikomu tego powiedzieć. Przepraszam że mówię Ci to w urodziny, ale nie mogę dłużej tego przed tobą ukrywać - podwinął rękaw bluzy. Ku oczom Brown ukazał się mroczny znak. W jej oczach pojawiły się łzy, miała coś powiedzieć ale kuzyn ją uprzedził - Zaufałem nie temu co trzeba. Strasznie żałuję - popuścił łzy i ciągnął dalej - Przyrzekłem twoim rodzicom że będę Cię chronił. Przyszedłem Ci tylko to powiedzieć i muszę odejść, Sophie będzie się tobą opiekowała. Pamiętaj, nie możesz wstąpić w jego szeregi. - przestrzegł mnie i wyszedł z domu. Wyraźnie słyszała jak kuzyn gorzko płakał gdy opuszczał dom. Ona sama pobiegła do łazienki i zamknęła się w niej zalewając się łzami. Wiedziała że na świecie toczy się wojna i nadejdzie czas gdy ktoś bliski jej, wstąpi do istot zwanych śmierciożercami. Ale nie spodziewała się że jej kuzyn, zada się z kimś nie odpowiednim a później stanie się jednym z nich. Był to dla niej niewyobrażalny szok. Myślała że wszystko co najgorsze spotkało ją już w życiu. Jednak pomyliła się, i teraz mogła się spodziewać wszystkiego. Jedyna rodzina która pozostała jej na tym świecie rozpada się.
Gdy wręcz dusiła się łzami, ktoś zapukał do drzwi. Zaraz do pomieszczenia weszła Sophie która przytuliła ją mocno zamykając drzwi zaklęciem by nikt nie wszedł.
- Wszystko będzie dobrze - uspokajała ją. Wiedziała że rodzina jest dla niej najważniejsza i zawsze przeżywała nawet najmniejsze rozstania.
Nic nie odpowiedziała. Jak miała wytłumaczyć przyjaciołom co właściwie się stało? Nie mogła im powiedzieć prawdy, bo nie zrozumieliby jej dobrze. Pomyśleli by że Alex zrobił to celowo a niedługo i ona to zrobi. Gdy mówiła sobie że już będzie dobrze, myśli jej mówiły że nie było i nigdy nie będzie. Więc co miała zrobić? To nie była wina jej kuzyna a tym bardziej jej.
- A c-co z Sarą? - zapytała przez łzy z przeczuciem że ona też mogła polec.
- Ona... - zaczęła ale głos się jej załamał - Próbowała się stawić... broniła Alexa, ale gdy rzucono na nią klątwę... crucio... poddała się... - skończyła.
Po tych słowach serce Lotte stanęło. Jej najgorsze przypuszczenia się spełniły. Nie chciała nasuwać sobie kolejnych myśli, bo bała się że i one się sprawdzą. Po kilku minutach otarła napuchnięte od płaczu oczy i podniosła się z ziemi. Czuła że im dłużej tu będzie, tym większe podejrzenia wzbudzi w przyjaciołach. Przykryła korektorem opuchliznę i wyszła z łazienki wraz z Sophie. Nie mogła sobie teraz tym wszystkim zaprzątać głowy. Alexa by zniosła w miarę normalnie, ale Sara... tego było już za wiele.
Powróciła do ogrodu gdzie Syriusz tańczył z Ken do jej ulubionej piosenki, a James próbował namówić Lily by z nim zatańczyła. Uśmiechnęła się na ten widok i usiadła na równo przystrzyżonym trawniku, obok Remusa. On złapał ją za rękę i uśmiechnął się do niej. Ten gest spowodował że zrobiło jej się lekko na sercu. Mogła w końcu poczuć że nie wszystko jest stracone, i ma kogoś kogo kocha na tym świecie. Oczywiście miała jeszcze Sophie, ale ona nie mogła oddać jej tego wszystkiego. Nie miała pojęcia czemu Lupin jest w stanie zaspokoić jej pragnienia a inni nie. Może to właśnie była prawdziwa miłość? Nie wiedziała tego.
Z zamyślenia wyrwał ją krzyczący James. Padł na kolana i wrzeszczał szczęśliwie na całe gardło.
- O co mu chodzi? - zapytała Charlotte. Ale po chwili zobaczyła że Ken rumieni się na całej twarzy, i zrozumiała że musiało mieć to coś wspólnego z jego wrzaskiem.
- Ken powiedziała że wyczuwa obok siebie erotyzm - wyjaśnił jej Lunatyk.
- Tylko o to tak wrzeszczysz James? - poirytowana podeszła do niego i pociągnęła za włosy, w skutek czego przewrócił się na plecy i ucichł.
- Przecież obok niej był tylko Łapa! - krzykną z głupim uśmiechem na twarzy.
- I co z tego? - dodała Lily.
- Wy wiecie w ogóle co to znaczy? - wyrzucił do góry ręce z aprobatą.
- Tak MOŻNA nazwać inaczej miłość - powiedziała Lotte.
- Nie prawda! Ona się w nim zabujała - nacisnął na ostatnie słowa wyjątkowo mocno, mrugając szybko oczami.
- Zachowujesz się jak dziecko Rogaczu - odezwał się Łapa, obejmując ramieniem Whitmore. - Ja chyba też wyczuwam w powietrzu to coś na "e" - dodał przyciągając bliżej ją do siebie, i składając krótki ale czuły pocałunek na jej ustach. Potter wybałuszył oczy i usiadł obok Evans.
- Ja nigdy się nie mylę Łosiu - podłapała Kendra wystawiając mu język. W środku poczuła się pewniej po uczynku Black'a. Była również zaskoczona ale to było miłe zaskoczenie. Cieszyła się że nie musiała się sama ratować z swojej wpadki.
- Hahaha, bardzo śmieszne - udał obruszonego.
- Ken, mam do Ciebie pytanie... Czy b-będziesz moją dziewczyną? - zapytał nabierając pewności, czarnowłosy.
- Co to za pytanie? Oczywiście że tak - zgodziła się wywracając oczami. Była bardzo szczęśliwa że nie musi ukrywać tego co do niego czuje, nawet przed samą sobą. W końcu uwolniła się od uciążliwych myśli.
- Widzisz, wszystko kończy się dobrze - rzekła Charlotte zwracając się do Kendry. Whitmore zastanowiła się o co jej chodzi, ale po chwili zrozumiała o co jej chodziło.
Te urodziny były na początku nie udane, lecz później wszystko się naprawiło. Ten dom mimo że miał ze sobą wiele nie przyjemnych wspomnień, krył również te dobre i przygarniał coraz to nowsze. Kendra i Syriusz zostali w nim parą, Lily i James również a Charlotte uświadomiła sobie że życie po szkole chce spędzić z Remusem i nikim innym. Choć była przywiązana do owego domu, to stwierdziła że postanowi założyć własne gniazdo i tam właśnie zamieszkać z Lunatykiem. Jak się okazuje, z początku te szesnaste urodziny były fatalne. Ale dalsze ich losy były znakomite.
CZYTASZ
𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.
Fanfiction[Przed poprawkami] Nieśmiałość bywa uciążliwa, tak było w tym przypadku. Gdyby nie złamanie ciążącej na nich bariery, w życiu nie pomyśleliby że to co miało miejsce, kiedyś nastąpi. Dziewczyna z idealnym życiem, po niedługim czasie traci ten czas. M...