𖣔
𝑯𝒂𝒑𝒑𝒚 𝒎𝒐𝒎𝒆𝒏𝒕𝒔𖣔
Wakacje niedawno się zakończyły, a grupa przyjaciół wróciła do szkoły na ich ostatni rok nauki. Nie mogli uwierzyć że to ich ostatnie miesiące w tym zamku. Hogwart był dla nich jak drugi dom.Na lekcjach musieli skupiać maksimum swojej uwagi, by nic nie przeoczyć. Jak wiadomo w tym roku pisali OWUTEM-y co więc nauki było bardzo dużo. Charlotte coraz więcej czasu spędzała w bibliotece ucząc się. Mało kiedy miała czas dla siebie, a co dopiero dla chłopaka lub przyjaciół. Kendra spędzała z nią najwięcej czasu bo Brown pomagała jej się uczyć. Whitmore nauczyła się od niej bardzo dużo, a sama ślizgonka stawała się coraz bardziej dorosła i nauka nie przynosiła jej wiele trudu. Wiedziała że musi się uczyć bo bez nauki nie ma dla niej przyszłości.
Dzień w dzień padał deszcz, a przez błonia przebiegały pojedyncze osoby kierując się do szklarni. Pogoda wszystkich zawodziła, ale humory były bardzo dobre. Mało kto się nie uśmiechał, a jeśli już był smutny to nawet przypadkowy uczeń starał się go pocieszyć. Nikt nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Możliwości były dwie, Syriusz i James podali wszystkim eliksir, lub spowodowane jest to nadzwyczaj małą ilością zadań od klasy 1 do 6. Siódmoklasiści mieli bardzo dużo nauki, a mimo to wyrabiali się z nią.
Doby przechodziły rutynowo, ten dzień wyglądałby równie identycznie co kilkanaście pozostałych gdyby nie kilka szczegółów. Charlotte wybrała się do biblioteki gdzie jak co dzień czekała na nią Kennie. Przygotowały książki i zaczęły się uczyć. Przerabianie ksiąg szło im wyjątkowo trudno ponieważ Whitmore co chwilę wzdychała lub zamyślała się na kilka minut. Było to uciążliwe dla Gryfonki, choć musiała przyznać że jej też zdarzyło się już kilka razy zamyślić. W końcu gdy Ken nie odpowiedziała jej po kilku razach, zatrzasnęła książkę i głośno wciągnęła powietrze.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Co...? Nic... - zająkała się blondynka.
- Przecież widzę że coś Cię trapi.
- To nie tak... po prostu... zastanawiam się jak będzie wyglądało, moje, nasze życie.
- Też kilka razy nad tym myślałam, ale nie ma czym się przejmować. Wszystko przyjdzie samo - powiedziała uśmiechając się pokrzepiająco.
- Myślisz że Syriusz naprawdę mnie kocha? - rzekła bawiąc się pierścionkiem.
- Co to za pytanie!? Oczywiście że tak - Lotte starała się mówiąc jak najszybciej, lecz tym razem jej się to nie udało i powiedziała to nieco za głośno. Na szczęście pani Pince nie usłyszała, odetchnęła z ulgą i czekała aż jej przyjaciółka coś powie.
- Zamieszkacie razem, Ty i Remus?
- Przekonywanie go zajęło mi sporo czasu, ale udało mi się. A Ty masz plan gdzie zamieszkasz?
- Nie... ale z pewnością moje miejsce jest tam gdzie Syriusz.
- To samo powiedziałam Remusowi, po tym się zgodził i wyznał mi to samo.
- Jesteście piękną parą.
- Kennie, nie w tym rzecz. My możemy wyglądać razem pięknie, ale nie na tym polega miłość. Sama wiesz że nie jesteśmy idealni, wiele przeszliśmy i pewnie jeszcze przejdziemy. Jeśli wygląd związku się dla Ciebie liczy, to musisz to zmienić. Każdą bratnią duszę coś łączy, ale nie zawsze to widać na pierwszy rzut oka.
- Rozumiem, i masz rację... miałam tylko wątpliwości co do tego wszystkiego - spojrzała na swój palec serdeczny na którym spoczywał pierścionek zaręczynowy - Takie rzeczy nie są do niego podobne... No! Ale nie mamy czasu na smutki! To nasz ostatni rok w Hogwarcie! - rozweseliła się Ken. Irmie Pince to nie umknęło, i zaraz później wyrzuciła je z biblioteki. Przyjaciółki szły korytarzem rozmawiając głównie o dorosłości, aż dotarły do pokoju wspólnego Gryffindoru. Zastały tam grających w szachy, Remusa i Syriusza oraz dopingującemu im James'a. Dziewczyny przysiadły się do nich obserwując ich grę. Po niedługim czasie dołączyła do nich Marlene i Lily. Wieczory zazwyczaj spędzali w dormitoriach na czytaniu podręczników, jednakże dziś był piątek i mogli sobie pozwolić na przyjemności.
Charlotte po długiej chwili oczekiwania mogła zagrać w czarodziejskie szachy z Remusem. Tak wciągnęła się w grę, że nie zwracała uwagi na swoje okrzyki radości i zawodu które przyciągały uwagę większości gryfonów. Wszyscy obserwowali ich grę, zajadając się słodyczami. Wyjątkiem była Whitmore, która wyciągnęła z torby niewielkie płótno i zestaw farb akrylowych. Usiadła w nietypowej pozycji i zaczęła malować.
Gdy nadeszła późna godzina, wszyscy zaczęli się zbierać do dormitoriów. W salonie została Ken, Lotte, Syriusz i Remus. Syriusz czekał na Kennie by odprowadzić ją do lochów, Charlotte również, a Remus został tam dla swojej dziewczyny. Gdy blondynka skończyła obraz, Brown wzięła delikatnie do rąk jej dzieło. Przyjrzała się mu uważnie i dostrzegła na nim księżyc w pełni, oraz czarne zarysy zwierząt. Wszystko byłoby okey gdyby nie to że zwierzęta te przedstawiały formy animagiczne Huncwotów. Brunetka spojrzała na Black'a, ten jedynie wzruszył ramionami i zwrócił wzrok na Kendrę. Zdziwiona trójka spojrzała po sobie, a następnie rzekła na raz całkiem przypadkowo:
- Co to?
- Obraz? - sarknęła Ślizgonka.
- Wiemy, ale co on przedstawia? - wyjaśniła Lottie.
- Księżyc w pełni, i grupę zwierząt. Kiedyś wieczorem przechodziłam przez błonia i dostrzegłam tam trzy zwierzęta, więc pomyślałam że to narysuję.
- Łapa, ona wie? - szepnęła Brown do Black'a. Czarnowłosy pokręcił przecząco głową i popatrzył pytająco na Lupin'a.
- Chodź Kennie, jest już późno - rzekł w końcu Syriusz.
Po drodze wyjaśnił jej ich zdziwienie, starając się zrobić to niewzruszonym tonem. Dziewczyna była nieco zła że nikt jej o tym nie powiedział, jednakże nie potrafiła się na nich złościć. Odpuściła sobie wytykanie jacy to oni są źli bo czuła że to nieprawda. Nie chciała mieć później wyrzutów sumienia że obraziła przyjaciół i, teraz już narzeczonego.
W tym samym czasie Charlotte i Remus siedzieli na fotelach przy kominku. Zawsze gdy nie mogli zasnąć przychodzili tam i rozmawiali częstując się czekoladą. Bardzo się cieszyli że w końcu mogą wspólnie spędzić czas sami. Lubili towarzystwo przyjaciół, ale jednak czasem chcieli porozmawiać na poważne tematy. Tym razem nie bali się wspólnych rozmów, ponieważ nie mieli przed sobą sekretów. Kilka spraw do omówienia też nie przynosiło im strachu czy smutku. Lupin wciąż rozważał zaręczyny z Brown. Kochał ją całym sercem, ale chwilami nie dowierzał że to co przeżył i przeżywa w obecnej chwili dzieje się naprawdę. Charlotte była dla niego jak gwiazda. Oświetlała drogę do życia, i jej widok sprawiał że na jego twarzy rysował się uśmiech. To samo myślała Lottie. Tylko dla niej Remus był, Syriuszem. Najjaśniejszą gwiazdą w gwiazdozbiorze wielkiego wozu. Chwilami myślała że to dziwne, bo ona kochała Remusa, a jej skojarzenia były związane również z Syriuszem Black'iem. Tylko ona wiedziała jak bardzo kocha Lupin'a, a on wiedział jak on kocha Brown. Tyle różnic mieli pomiędzy sobą, a jednak mózgi były niczym jedna całość.
CZYTASZ
𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.
Fanfiction[Przed poprawkami] Nieśmiałość bywa uciążliwa, tak było w tym przypadku. Gdyby nie złamanie ciążącej na nich bariery, w życiu nie pomyśleliby że to co miało miejsce, kiedyś nastąpi. Dziewczyna z idealnym życiem, po niedługim czasie traci ten czas. M...