Rozdział 51

39 0 0
                                    

𖣔
𝑰 𝒇𝒐𝒓𝒈𝒐𝒕

𖣔𝑰 𝒇𝒐𝒓𝒈𝒐𝒕

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𖣔

Kwietniowy wietrzyk zaszczycił już wszystkich swoją obecnością. Dni stawały się coraz cieplejsze, a samopoczucie Charlotte było coraz lepsze. Cieszyła się bardzo że niedługo ujrzy swoje pociechy. Humor udzielał się również Remusowi który był równie szczęśliwy niedalekiemu zdarzeniu które odmieni ich życie na zawsze.

Dzień był w miarę ciepły. Miał być całkiem normalny i leniwy, lecz gdy dostali telefon od Lupin'ów zapowiadający ich dzisiejszy przyjazd, plany zmieniły się bardzo. Charlotte wzięła się  za gotowanie, a narzeczony jej w tym pomagał tak jak tylko umiał. Ostatnio często jej pomagał w obowiązkach domowych, a czasem wyręczał by odciążyć ją. Za pół miesiąca na świat przychodzą nowi członkowie ich rodziny, a plecy Lottie nie pozwalały jej na zbyt wiele. Tak naprawdę w każdej chwili mogła urodzić, ale mimo to ignorowała ten fakt i żyła tak jakby nic się nie miało stać. Była bardzo podekscytowana dosłownie wszystkim co się działo, i nic ani nikt nie mógł tego zepsuć.

Gdy tak gotowali, doszedł ich odgłos dzwonka do drzwi. Lunatyk rzucił się do drzwi już po chwili wpuszczając do środka swoich rodzicieli. Brown dobiegały entuzjastyczne odgłosy Hope. Postanowiła odłożyć na chwilę gotowanie, i odeszła do gości by się przywitać. Naprawdę bardzo lubiła to jak rodzice Remusa podchodzili do sprawy z byciem rodzicem w tak młodym wieku. Nie obchodził ich wiek, cieszyli się szczęściem syna, a nawet samej Lotte. 

- Proszę kochana - rzekła uśmiechnięta Hope, podając jej dużą torbę.

- Och, dziękujemy - ucieszyła się dziewczyna zaglądając do prezentu. Ujrzała jedynie kilka materiałów, co jak jej się wydawało, było ubrankami. Ostatnio była na badaniach, i ku jej uciesze bliźniaki okazały się dwoma dziewczynkami. Bardzo się z tego cieszyła, ale w przyszłości chciałaby mieć również syna. Czuła że Remus też potrzebuje kogoś z kim będzie mógł porozmawiać na męskie sprawy.

Lyall udał się do garażu z synem, a Charlotte i Hope zostały same. Jak przystało na kulturalnego człowieka, wyciągnęła sprezentowane rzeczy i jeszcze kilkukrotnie zachwycała się nimi. Sama jeszcze nie pomyślała by coś kupić. Co prawda miała już kilka rzeczy które dostała, ale nigdy nie pomyślała że to już niedługo. Postanowiła sobie że jutro pojedzie na zakupy dla córeczek. Pokoje były niedawno wyremontowane przez jej narzeczonego, więc najważniejszym nie musiała się martwić. Mebelki również zostały poskładane co jeszcze bardziej ją uspokoiło. Czuła się głupio z tym że nic nie kupiła dzieciom. Wszystko co miała zostało im sprezentowane. 

- Słyszałam że niedawno byliście na ślubie Potter'ów - zagadała Pani Lupin.

- Owszem, było naprawdę wspaniale - przyznała Lotte.

- A wy już coś myśleliście o waszym? - zapytała.

- Postanowiliśmy że nie będziemy jakoś bardzo przywiązywać do niego uwagi, bo właściwie to już za tydzień - przypomniała sobie. Nie mogła uwierzyć że zapomniała o własnym ślubie. Miała tylko nadzieję że jej córki nie postanowią się przed nim urodzić - Mamy już wszystko gotowe, tak że nie musisz się martwić.

Rozmowa była bardzo zawzięta. Nie zauważały nic poza nią. Nawet gdy Lyall i Remus wrócili i włączyli mecz w telewizji, nic nie zauważyły i ciągnęły ją dalej. Dopiero po długim czasie zrozumiały jak bardzo się wciągnęły. 

Wkrótce nadszedł wieczór a wraz z nim zakończenie wizyty Lupin'ów. 

Para położyła się do łóżka z zamiarem zaśnięcia. Jednakże nie mogli tego zrobić za wszelka cenę. W końcu zaświecili lampki nocne, i zagłębili się w książki. W pewnym momencie czytania Charlotte uświadomiła sobie że nie mają nawet wybranych imion dla dzieci. Położyła książkę na sporym już brzuchu i popatrzyła się na chłopaka. Chwilę czekała aż zobaczy że patrzy się na niego. Ocknął się dopiero gdy kopnięcie jednej z dziewczynek zrzuciło książkę z brzucha wprost na jego rękę którą trzymał niedaleko nogi Lottie.

- Nie mamy imion - odezwała się w końcu niedowierzającym tonem.

- To jak je nazwiemy? - odłożył książkę i przysunął się do dziewczyny.

- Ja z pewnością chcę jedną nazwać Adara - oznajmiła. 

- Ja również. Ale nie możemy pominąć tej drugiej. Pamiętasz jak żartowałaś? Może to nie taki zły pomysł? - przypomniał jej gdy mówiła o imieniu Regina. Położył dłonie na jej brzuchu i uśmiechnął się gdy poczuł na nich ruch.

- Masz rację - westchnęła - Czekamy już na was Regino i Adaro - zaśmiała się. Chwilę próbowała ułożyć się w łóżku, gdy znalazła odpowiednią pozę. 

Nigdy nie myślała że będzie wybierać imiona dla kogoś. A zwłaszcza dla własnych dzieci. Teraz nabrała wiary, i czuła że wszystko z czasem staje się możliwe. W końcu nigdy by nie pomyślała że zaręczy się z chłopakiem którego kochała najmocniej na świecie, a co dopiero pomyśleć że będzie miała z nim dzieci. Wszystko wydawało jej się teraz takie piękne że nic, dosłownie nic, nie mogło tego zepsuć. Zawsze myślała o tym jak będzie wyglądać jej życie dorosłe, ale nie sądziła że będzie aż tak cudowne. Było wręcz jak z jej najgłębszych snów. Już do niej to docierało że to wszystko dzieje się naprawdę. Chwilami czuła się jak w najpiękniejszej bajce jaką czytała. Życie ze snów to nie było coś czego mogła doświadczyć. A może jej wcześniejsze cierpienia były po to żeby teraz mogła się cieszyć?

𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz