Rozdział 25

66 4 2
                                    

𖣔
𝑰 𝒓𝒆𝒈𝒓𝒆𝒕

𖣔𝑰 𝒓𝒆𝒈𝒓𝒆𝒕

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𖣔

Do wakacji został już tylko tydzień. Dni stają się coraz bardziej upalne, a uczniowie coraz bardziej ignorują naukę. Na błoniach nie brakuje podopiecznych Hogwartu. Zielarstwo oraz Opieka nad magicznymi Stworzeniami, to ostatnio ulubione przedmioty czarodziei, bo lekcje te są bardzo blisko łona natury.

Charlotte zakończyła już lekcje i wraz z swoim chłopakiem poszła nad jezioro. Mogli tam spędzić resztę tego dnia. Rozsiedli się pod drzewem na kocu. Brown czytała opierając głowę o ramię zielonookiego czytając książkę, a Lupin po prostu siedział i ją obserwował. Samo patrzenie na nią sprawiało że na jego twarzy malował się uśmiech.

- Niedługo wakacje. Czyli moje urodziny - oznajmiła zamykając książkę.

- W sierpniu o ile się nie mylę.

- Tak. A w ogóle, to nie zechciałbyś do mnie przyjechać? Mój kuzyn na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

- Jeśli to nie problem...

- Pewnie że nie - machnęła niedbale ręką, całując chłopaka w policzek.

Ich ostatnie dni wyglądały zazwyczaj tak samo. Skończyli lekcje i szli na błonia. Beztroskie chwile spędzone razem z pewnością zapamiętają do końca życia. Ostatnio nawet Syriusz nie robi awantur na temat tego jaka to Kendra jest okropna. W końcu nie miał wyjścia i musiał spędzać czas w jej towarzystwie, bo nie miał by gdzie się podziać. Jego wszyscy przyjaciele byli tam gdzie ona, więc on też musiał. Jednak nie zmieniało to faktu że ział odrazą do Whitmore. Było to bardzo dziwne bo Ken była przepiękną dziewczyną, a on był bardzo łasy na takie dziewczyny. Chociaż może to dzięki Marlene zmienił się na lepsze, i nie łamie setką dziewcząt serc.

Kendra właśnie zmierzała w stronę drzewa pod którym siedziała dwójka zakochanych, lecz gdy zobaczyła że się przytulają, nie zwracając uwagi na świat dookoła, postanowiła ich przestraszyć. Był to tak nagły pomysł, że nie zdążyła nawet pomyśleć co będzie skutkiem tego. Zaszła ich od tyłu i krzyknęła "Bu!". Para natychmiast się od siebie oderwała i szukała wzrokiem sprawcy owego krzyku.

- Hahaha, ale śmieszne - powiedziała szatynka znudzonym tonem, widząc jak ślizgonka niemalże umiera ze śmiechu. Gdy w końcu się uspokoiła, usiadła obok Charlotte i zmierzyła ją podejrzliwym wzrokiem, zatrzymując się na ich splecionych palcach.

- Co tu się wydarzyło? - zapytała chichocząc, blondwłosa.

- A co Cię to interesuje? - prychnął Syriusz, który znalazł się tam z nikąd.

- Odwal się od niej Black - warknęła na niego Brown.

- Znowu to samo... - westchnął.

- No właśnie... - dodała Charlotte.

- Spokojnie. Jak Ci coś nie pasuje Łapo, to sobie idź - wyjaśnił Lunatyk obejmując swoją dziewczynę ramieniem.

- Zaprzyjaźnijmy się - sykną przez zęby do Kendry. Oczywiście nie było to szczere, chciał tylko ją spławić, lub po dłuższej "znajomości" oddalić ją od reszty.

- Chętnie - zdeklarowała się z jadem w głosie.

- Uważajcie, bo zaraz się zjecie - zażartował Remus.

Wszyscy wspólnie siedzieli i rozmawiali. Remus i Charlotte obdarzając się krótkimi pocałunkami i troskliwymi spojrzeniami, a Syriusz i Kendra podszczypując się dyskretnie i mierząc morderczym wzrokiem. Para widziała ich diabelskie zagrywki, ale nie była nic w stanie na to poradzić bo w końcu mieli własne rozumy, więc tylko wywracała oczyma i wracała do swoich zajęć.

Chęć rzucenia jakiegoś uroku przez Ken, na Syriusza była tak wielka że gdy już wyciągała różdżkę z kieszeni spodenek, jej rozsądek mówił "nie". Ziali do siebie tak wielką nienawiścią że nikt by nikomu na myśl nie przychodziło godzenie, lub rozdzielanie ich. Lupin i Brown odeszli żegnając się krótko, zmęczeni już ich zachowaniem. Jednak gryfon i ślizgonka nie zauważyli ich nieobecności. W końcu Whitmore się zdenerwowała i podniosła z koca.

- Jeszcze raz mnie uszczypnij! A marnie skończysz! - krzyknęła zdenerwowana poczynaniami chłopaka. Gdy ten tylko prychnął ignorując groźbę, wyciągnęła różdżkę i wycelowała w niego.

- A ty spróbuj się zbliżyć do moich przyjaciół - warknął, szukając po kieszeniach szortów różdżki.

- Patyczek się zgubiło - uśmiechnęła się triumfalnie, wymyślając w głowie co mogła by mu zrobić.

- Żaden patyk mi nie odbierze pięści - zacisną je i zagryzł zęby. Wiedział że nie ma z nią szans, ale wiedział też że jest słaba z nauki i nie może zrobić mu niczego poważnego.

- Tym razem Ci daruję. Ale następnym razem nie odpuszczę - skierowała się w stronę zamku, wciąż zaciskając w ręce magiczny patyk. Gdy była w połowie drogi, Black przebiegając obok pchną ją do przodu jedną ręką, w skutek czego wywróciła się na trawę. Wciąż leżąc na glebie, dostała różdżkę która jej wypadła z ręki podczas upadku i krzyknęła celując w Łapę - 𝑫𝒊𝒇𝒇𝒊𝒏𝒅𝒐! - po wypowiedzeniu zaklęcia Syriusz upadł na ziemię z krwawiącą raną na tyle nogi.

- Coś ty zrobiła idiotko! - wykrzyknął ocierając kawałkiem koszulki cieknącą krew. Dopiero teraz Kendra zdała sobie sprawę z tego co zrobiła, i od razu tego pożałowała. Otrzepała się z trawy i podeszła do niego.

- Daj pomogę - wyciągnęła rękę w jego stronę z chęcią pomocy. On odrzucił jej pomoc. Zdenerwowana na dosłownie wszystko, szybkim krokiem udała się do zamku.

Często reagowała zbyt pochopnie, ale nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Bardzo żałowała tego co zrobiła, i nawet było jej żal Black'a. Z nieczystym sumieniem udała się do biblioteki z chęcią wyciszenia się i opanowania swoich myśli. Nie mogła pojąć z kąd nagle przypomniało jej się to zaklęcie, i dlaczego akurat ono a nie inne. Ten błąd za wszelką cenę nie chciał opuścić jej myśli. Miała tylko nadzieję że nie skończy się to dla niej źle, i stanie tylko na szlabanie.

W tym czasie Syriusz udał się do skrzydła szpitalnego aby madame Pomfrey opatrzyła jego ranę. Wytłumaczył się tym że upadł niefortunnie na ziemię. Poppy wiedziała że to nieprawda, bo rana była zbyt czysta na przypadkowe przecięcie, i musiało to być zaklęcie. Nie miała pojęcia kto to był, a Black jej nie powiedział. Posmarowała i obandażowała ranę, a następnie odesłała ucznia na odpoczynek.

Łapa nie powiedział pielęgniarce co się naprawdę stało, ponieważ jego serce chwyciła oferta pomocy przez winowajczynię. Nie zmieniało to faktu że jej nienawidził i nigdy nie przestanie. Chciał tylko oszczędzić szlabanu w zamian za chęć pomocy. Nie wiedział czemu tak zrobił, ale w tej chwili to już go nie obchodziło. Na głowie miał planowanie nie dużej zemsty.

꧁ ☟︎︎︎ ꧂

𝑶𝒅 𝒂𝒖𝒕𝒐𝒓𝒌𝒊:

Z okazji nadchodzącego pół tysiąca wyświetleń, szykuję dla was niespodziankę która pojawi się niedługo w prologu! Bardzo dziękuję za każde jedno wyświetlenie.

Pozdrawiam♡︎

𝑸𝒖𝒊𝒆𝒕 𝑳𝒐𝒗𝒆 𝒂𝒏𝒅 𝑴𝒂𝒓𝒂𝒖𝒅𝒆𝒓𝒔 | 𝑹.𝑳.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz