Rozdział 22

1.5K 42 34
                                    

W tym oto momencie moje serce zabiło mocniej i złamało się na tak ogromną ilość małych kawałeczków, że wątpiłam w to, czy uda mi się je skleić. Nie bolało mnie to, że zakomunikował mi, że mnie zniszczy. Nie bolało mnie też to, że zachęcał mnie do zakończenia tej relacji. Bolało mnie to, że tak o sobie myślał. Czułam, jakby ktoś zaciskał silne dłonie na moim brzuchu, miażdżąc moje wnętrzności. Chciałam mu oddać tę dziewczynę i sprawić, by na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Nie ten cyniczny i szatański. Prawdziwy, który swoje źródło miałby w sercu. Waliło mnie to, jak wiele bólu przysporzyłby mu powrót tej dziewczyny, chciałam jego szczęścia. Nie wiem, jak nazwać to, co czułam, ale było intensywne. Kiedy słyszałam, jak mówi o sobie w ten sposób, niewidzialne ręce przyszpilały się do mojej szyi i dusiły. To uczucie było okropne, bo wiedziałam, że nie mogę nic z tym zrobić.

- Nie. - oznajmiłam krótko. Mój ton był spokojny, chyba za spokojny, bo chłopak wlepił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie, które ukryło się jakby za mgłą. Był nieobecny, ale słuchał mnie z niedowierzaniem, które malowało się na jego pięknej twarzy. - Nie jesteś. To życie cię zepsuło, ale da się ciebie naprawić.

Nie odpowiedział mi. Jedynie prychnął pod nosem, przymykając lekko swoje przepiękne, błękitne oczy. Jego śmiech był gorzki i wywoływał niemiłe ciarki na moim i tak zmarzniętym już ciele. Spojrzałam na niego troskliwym wzrokiem, przygryzając wnętrze mojego policzka. Tak cholernie bolało mnie, jak on cierpiał. Bo widać było to na pierwszy rzut oka. Ten chłopak kulił się przed wszystkim, grając kogoś nieustraszonego. Nikt nie posądzał go o strach. Większość miała go za aroganckiego dupka bez uczuć. Gdy słyszałam to określenie, przed oczami stawały mi wszystkie marne komedie romantyczne, czy książki z Wattpada. To było takie standardowe, ale również odległe. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek trafię na kogoś rodem z fikcji. A jednak. Stało się. Właśnie przede mną trzymał się na nogach Samuel Stone. Najlepsze jest to, że mówił mi cholernie przykre rzeczy, które nie powinny mnie krzywdzić, a dokładnie to robiły.

- Wiesz. - zaczął, a ja z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w kolejne wypowiadane przez bruneta słowa. - Wiele rzeczy da się naprawić. Ze mną jest gorzej, bo całego mnie zalała toksyna, która już nie odparuje. I właśnie dlatego nie chcę cię krzywdzić i wciągać w to bagno. Zatruwać tym śmiercionośnym piwem, którego sam nawarzyłem.

Jakże poetycko.

- Nie jesteś żadnym... - odparłam gładko, ale przerwało mi zdaniem, które rozerwało mnie na miliard malutkich kawałeczków. Myślałam, że pęknę, a moje wnętrzności przyozdobią złocisty piasek. Nie chciałam, by dotarło to do moich bębenków.

- Więc odejdź. Po prostu odejdź. Nie oglądaj się za siebie, bo zasługujesz na więcej. - wyszeptał niemal niesłyszalnie, a ja czułam, jakby wszystkie fundamenty tego świata runęły, pozostawiając tylko proch. Nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam krzyczeć, zatrzymać jego słowa i wepchnąć mu je z powrotem do ust, by nigdy ich nie wypowiedział. Nawet nie zorientowałam się kiedy po moim policzku potoczyła się jedna, samotna łza, która była zwiastowaniem końca.

Uchyliłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Moje gardło ścisnęło się i nie chciało współpracować. Po paru sekundach tę jedną samotną łzę zastąpiły dwie następne. Zanim się obejrzałam, całe moje policzki były mokre. A on tam stał. Niewzruszony. Taksował moją twarz, nie wyrażając nic. Wszystko, co czuł, zastąpił pustką. Pustką, której nie potrafiłam znieść. Jego oczy zaszły matem, tak samo jak cała jego twarz. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był po prostu... posągiem. Stał przede mną, nadal niewzruszony, nie poruszając się choćby o krok. Jakby przed momentem ukończył rzeźbić go sam Michał Anioł. Jego wilgotne jeszcze kosmyki, opadały lekko na jego czoło. Twarz była kamienna i po prostu nie do opisania. I tak bardzo bolało mnie to, że nie mogłam powiedzieć, że zauważyłam w jego błękitnych oczach blask, który ukazywał się zawsze, kiedy mi dogryzał. W jego miejsce wstąpiła nicość. Ramiona lekko unosiły się w równych odstępach czasowych, sygnalizując, że brunet oddychał. Miał na sobie jedynie bokserki, więc bez problemu mogłam zbadać wzrokiem jego idealnie wyrzeźbione ciało, które aż zapierało dech w piersiach. Jego postawa była silna, ale zarazem delikatna. To, jak wiele absurdu w tym widziałam, utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie wiedziałam, co robić dalej.

Only one night || POPRAWIANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz