Rozdział 24

1.4K 37 41
                                    

- Gdzie idziemy? - wyszeptałam w jego drżące usta, a ten podniósł jeden z ich kącików. Wplotłam ręce w jego aksamitne włosy i zaczęłam gładzić ich kosmyki. Oddychał głęboko, gdy nasze twarze dzieliły centymetry, a ja dosłownie czułam jak jego ciepły oddech owiewa moją twarz.

  - Gdzie pani sobie życzy? - zapytał zadziornie się uśmiechając i zaciskając jeszcze bardziej swoje kościste palce na mojej talii. Uczucie było nieziemskie, mimo że delikatnie bolało. - Dla ciebie pojadę na drugi koniec świata. - wymruczał mi wprost do ucha, a mnie zalała fala gorąca. Czy właśnie miałam szanse na nietoksyczny związek z fajnym, delikatnie aroganckim chłopakiem? Czy właśnie mi się poszczęściło?

  Do moich uszu dobiegł dźwięk otwierających się drewnianych drzwi. Nie wiedziałam na początku co się dzieje, bo sytuacja z Nate'm pochłaniała mnie tak mocno, że zapomniałam o całym świecie. Niestety potem zorientowałam się, że mam do czynienia z Samuelem, który nie da za wygraną. On nigdy nie przegrywał. Wiedziałam to ja i wiedział to on. Jestem pewna, że nawet Nathaniel wydedukował to po sytuacji, która miała miejsce zaledwie parę minut temu.

  - Odsuń się od niej. - usłyszałam za sobą niski, męski głos. Słowa te kierowane były do szatyna, z którym właśnie stykaliśmy się ciałami. Ten w odpowiedzi cicho prychnął pod nosem, po czym złapał mocno za mój pośladek, potrząsając nim. Przygryzłam swoją dolną wargę, pogrążając się w przyjemnym odczuciu. - Łapy kurwa przy sobie! Nie będę skurwysynie powtarzał!

  - Zabronisz mi?! Z tego co wiem, ona nie jest twoją własnością! - warknął głośno ciemnooki, a ja nie miałam nawet ochoty odrywać się od jego ciała i spoglądać na twarz człowieka, którego chciałam uratować. Człowieka, który mnie skrzywdził, kazał odejść, a teraz wracał z podkulonym ogonem, oczekując, że go przyjmę.

  - Na pewno kurwa nie twoją! - wrzeszczał, a ja wiedziałam, że ta żyłka na jego czole, której położenie tak dobrze znałam, drga niespokojnie. - Zaraz nie będę taki miły i pożałujesz tego, co robisz!

  - Zobaczymy kurwa. - rzucił szatańsko, a ja wiedziałam, że brunet potraktuje to jako zaproszenie do walki.

  Po chwili te silne dłonie owinęły się wokół mojej talii, odciągnęły mnie na bok i wróciły do wcześniejszej pozycji. Potem widziałam tylko, jak Sam zamachnął się na biednego Nate'a, sprzedając mu prawego sierpowego. Chciałam coś zrobić. Naprawdę. Ale nie mogłam. Wbiło mnie w ziemię. Patrzyłam, jak dwójka mężczyzn pierze się po mordach, nie zwracając uwagi na ból, który sprawiają sobie nawzajem. To było tak poryte. Chciałam, żeby ktoś mnie stąd zabrał. Samuel uderzał Nathaniela w twarz, gdy ten próbował się bronić. Wystawiał na oślep swoje otwarte dłonie, próbując zatrzymać uderzenia. Chciałam tam podbiec i zakończyć to wszystko, gdyż ja byłam powodem, dla którego zdrowie obu żywych osób cierpiało. Niestety po części mi się to podobało. Walczyli o mnie, jak wściekłe psy i to sprawiało, że każdy, nawet najbrutalniejszy widok, był dobry. Był kurewsko dobry. Byłam tak cholernie toksyczna. Nigdy nie lubiłam przemocy, ale to... To miało w sobie cel. I to ja byłam tym celem. Dwójka nastoletnich chłopaków okładała się pięściami, a ja patrzyłam na to z lekkim szokiem wymalowanym na twarzy. Natomiast wewnątrz czułam satysfakcję, próbowałam ją zdusić w zarodku, ale była zbyt silna. Bo taka byłam. Toksyczna i samolubna.

Plucie krwią, jęki z bólu i tak oto doprowadziłam do tego, że szatyn z loczkami leżał na zimnej ziemi. Nie wiem ile to wszystko trwało, bo czułam, jakby czas się zatrzymał. Ciemnooki był skulony i mrużył mocno swoje powieki. Wwierciłam w niego swoje spojrzenie, nie mogąc ruszyć się choćby o krok, by jakoś mu pomóc. Pytanie czy nie mogłam, czy nie chciałam. Wmawiałam sobie, że nie znam na to odpowiedzi, ale w głębi duszy wiedziałam jaka ona jest. Ta gorsza.

Only one night || POPRAWIANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz