Lato 1939
-Alek, oddawaj to! - krzyknęłam za chłopakiem, który zabrał moje buty.
-A co ja z tego będę miał? - uśmiechnął się cwanie.
-Nic!
-W takim razie - powiedział i zamachnął się aby wrzucić moje czółenka do wody.
Tak, byliśmy nad Wisłą.
-Dobrze! Czego chcesz?
-Buziaka - nadstawił policzek.
-Po moim trupie! Wiesz co, buty nie są tego warte. Idę do domu, choćby na boso.
-Och, no dobrze, oddam ci je. Ale następnym razem tak łatwo nie będzie!
-Masz rację, bo następnego razu nie będzie! - krzyknęłam.
Żeby nie było zbędnych spekulacji, łączy nas tylko wspólny znajomy - Tadeusz, nic więcej. Gdyby nie on, nigdy pewnie nie przyszło by mi do głowy, aby poznać Alka bliżej. Prawda, nadal, od prawie roku coś mnie do niego ciągnie, nadal miękną mi nogi kiedy się uśmiecha, ale nie chce wchodzić w relacje damsko - męskie, przynajmniej nie teraz. Z resztą, prawie go nie znam. I nic do niego nie czuje. Chyba.
Z Zośką przyjaźnię się od najmłodszych lat. Przez przyjaźń naszych mam i my zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam. Kiedy mam jego, nie potrzeba mi nic więcej do szczęścia. To on zawsze mnie rozwesela, prawi morały aż do znudzenia, udziela korepetycji ze stoickim spokojem i anielską cierpliwością, pociesza kiedy tego potrzebuje. Kiedy moi rodzice zmarli, właśnie u niego znalazłam pocieszenie.
Ten nasz "mechanizm" działa też oczywiście w odwrotną stronę. Kiedy on mnie potrzebuje, jestem przy nim zawsze i wszędzie.
-Łusiu, co się dzieje? - zapytał, kiedy odprowadzał mnie do domu.
-Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się. Oczywiście, że nie było. Nie mogłam przestać myśleć o Alku. To tak jakby został panem mojego umysłu. Chciałam powiedzieć o tym Tadeuszowi, ale bałam się jego reakcji. W końcu to jego przyjaciel.
-Mnie nie oszukasz, proszę - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem - znam cię jak nikt inny, wiem, że coś jest na rzeczy. Chyba wiesz, że możesz na mnie liczyć, więc o co chodzi?
-Ten Alek, on ma dziewczynę? - zapytałam. Pytanie chyba trochę go zdziwiło, ale odpowiedział.
-Nie wydaje mi się, jego zapytaj. Czemu pytasz?
-Tak jakoś - wzruszyłam ramionami.
-Przyznaj, on ci się podoba - uśmiechnął się cwanie, za co zarobił ode mnie kuksańca w bok - och, no już dobrze, dobrze, ale nie bij!
-Znaj moją litość, przyjacielu - zaśmiałam się, a on razem ze mną - wiesz co, chodźmy do mnie! Twoi rodzice na pewno się zgodzą - zaproponowałam.
-Dobry pomysł, patrz, tu jest telefon, wejdę i od razu zadzwonię. Poczekaj na mnie, zaraz będę - uśmiechnął się i wszedł do budynku.
-I co? - zapytałam kiedy wrócił - proszę, powiedz, że się zgodzili
-Zgodzili się, ale tylko jak pójdziemy po drodze do mnie i weźmiemy kawałek ciasta od mamy!
CZYTASZ
W cieniu wojny
Historical Fiction𝐯𝐞𝐧𝐢, 𝐯𝐢𝐝𝐢, 𝐯𝐢𝐜𝐢 🪐 Znacie to uczucie, kiedy mieliście plany, wielkie marzenia, ale los chciał inaczej? No właśnie... wojna. Akurat kiedy miałam iść na studia, zacząć nowy etap w życiu, wszystko szlag trafił. Ale my się nie poddamy się b...