𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟐𝟑

224 11 148
                                    

Czerwiec 1942

—Żydówka! – krzyknęła kobieta z okna.

Sara wybiegła z kamienicy, a zaraz po niej także jej córka – Estera. Obie były tak samo przerażone.

To wszystko działo się bardzo szybko. Stałam z boku razem z wujkiem. Trzymał mnie mocno przy sobie, żebym nie zrobiła niczego głupiego.

Sara nagle się przewróciła. Przez krótką chwilę patrzyłam w jej oczy. Była w nich zupełna pustka. Niemcy do niej podbiegli i od razu, nie wahając się - strzelili.

Dziewczynka, która właśnie została sierotą, kucnęła obok ciała swojej matki i nie zważając na stojących obok morderców jej rodzicielki, zaczęła płakać. Hitlerowcy ponownie oddali strzał, a cała rodzina znowu była razem. I teraz będą razem już na zawsze. w świecie bez bólu, wojen i cierpienia.

Zerwałam się nad ranem. Słońce powoli wstawało. Byłam cała zlana zimnym potem. Chyba niechcący obudziłam też Alka...

—Wszystko w porządku?

—Tak, to tylko zły sen...

Ponownie się położyłam. Przytuliłam się mocno do chłopaka i próbowałam wymazać tę scenę z pamięci.

—Aluś, ta dziewczynka, ona była niewiele młodsza od Basi. Przecież one mogły żyć.

—Nie wiesz tego, Łucja. Nie mogłaś nic więcej zrobić. I tak już bardzo się naraziłaś, pomagając im. To nie twoja wina.

—Która godzina? - zapytałam, próbując zmienić temat.

—Dochodzi siódma. Jest jeszcze wcześnie, a ty powinnaś odpoczywać.

—Mhm, jasne...

—Nie "mhm, jasne", tylko tak. Masz anemię, jakbyś zapomniała. Chyba nie chcesz doprowadzić do czegoś gorszego, prawda?

—No nie chcę. Ale przecież czuję się dobrze, nie potrzebuje specjalnej troski. Nie chcę tak żyć. Nie chcę się bać, że jak ktoś puka, to na pewno gestapo. Nie chcę całego życia podporządkowywać chorobie. Chcę żyć, żyć pełnią życia. W wolnej Polsce. Chciałabym pokonywać swoje słabości, ale nie umiem, bo się boję. Męczą mnie koszmary. Najpierw było tylko Szucha.

—Dann reden wir anders. (w takim razie inaczej porozmawiamy)

Przyparł mnie do ściany, zaczął zdejmować moją bluzkę...

—Potem Aleksander.

Wrócił do mieszkania chwilę przed godziną policyjną, na dodatek zupełnie pijany. Kazałam mu iść do salonu i wytrzeźwieć.

—A może ktoś u ciebie jest?! – krzyknął.

Wystraszyłam się go. Nigdy taki nie był.

—Nikogo tu nie ma – powiedziałam.

—Nie kłam! – warknął i uderzył mnie w twarz.

—Wynoś się! Wynoś się, powiedziałam, bo nie ręczę za siebie!

—A teraz jeszcze śmierć Sary i jej córki – dodałam.

—Żydówka! Zabijcie ją! – krzyczała kobieta z okna.

—A teraz to wszystko wraca. Na raz, ze zdwojoną siłą. Wiesz, obiecałam sobie ostatnio, że będę się starała, aby znowu być tą samą Łucją, którą byłam kiedyś, ale kiedy Sara wróciła do getta, a później ją zabili... Miałam wyrzuty sumienia, że jej nie zatrzymałam.

W cieniu wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz