𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟐𝟐

213 12 85
                                    

Maj 1942

—Miałam ochotę na spacer – powiedziałam, patrząc przez okno.

Jest maj, a jest zimno, jakby był co najmniej listopad! I jakby tego było mało, to jeszcze leje jak z cebra!

—No to chodźmy – zaśmiał się Alek.

Popatrzyłam na niego takim wzrokiem mówiącym "Dobrze się czujesz? Nie widzisz jaka jest pogoda?".

—No serio mówię! Chodź, będzie fajnie!

—Boże, z kim ja żyję?— zaśmiałam się.

—Mam ci się przedstawić? Chodź! – uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę.

Na zewnątrz było jeszcze gorzej, niż to wyglądało przez okno. Trzęsłam się jak galareta, bo ten pan tutaj, który wyciągnął mnie z cieplutkiego mieszkanka, nawet nie pozwolił mi się ciepło ubrać! I teraz nie dość, że wyglądam jak wrak człowieka, to jeszcze trzęsący się wrak człowieka!

—I co, nie jest fajnie? – zapytał, śmiejąc się.

—Zobacz, jak ja wyglądam! Będziesz miał odpowiedź!

—Wyglądasz jakbym ci co najmniej sprzed ołtarza uciekł.

Kocham go nad życie, ale przysięgam, że czasami mam ochotę coś mu zrobić! Jest najbardziej kochanym chłopakiem na świecie, ale nie znaczy, że nie bywa denerwujący.

—Oj Luuuu, nie gniewaj się już na mnie

Zgadnijcie co. Tak. Spojrzał na mnie tymi słodkimi oczkami, którym nie da się oprzeć. No się po prostu nie da.

—No niech ci będzie, jest nawet fajnie. Ale to nie znaczy, że nie chcę wracać do domu.

—No coś ty... A mogę prosić panienkę do tańca?

Nie no on zwariował!

—Oszalałeś do reszty! Piłeś ty coś, brałeś?!

—Nic, a nic. To co, zatańczysz?

—A Niemcy? Chcesz skończyć na Pawiaku?

Ten chłopak jest niemożliwy! Nie zważając na nic, porwał mnie do tego tańca.

—Z tego na pewno będą kłopoty, wiesz? Pragnę ci przypomnieć, jeżeli nie pamiętasz, że jest wojna! Wojna, do cholery!

—Nie przesadzaj, królewno. Nikogo tu nie ma!

—Przesadzać to można kwiaty! Wracamy do domu. W tych sekundzie. Nie ma cię tutaj – powiedziałam zdenerwowana.

—Łucja...

—Do domu, powiedziałam!

Nie zaczekałam na niego nawet, tylko od razu pobiegłam do kamienicy. Coś tam jeszcze za mną krzyczał, ale już go nie słuchałam.

Weszłam do środka i skierowałam się do pokoju. Wyjęłam z szafy ciepłe, suche ubranie i zaczęłam się przebierać. Zdążyłam zdjąć bluzkę, kiedy drzwi się otworzyły i wszedł Alek. To znaczy... Tak sądzę, że to on, bo stałam tyłem.

—Puka się, wiesz? – zakpiłam.

—Nie gniewaj się na mnie – powiedział i podszedł do mnie od tyłu.

Objął w talii, a głowę schował w zagłębieniu mojej szyi. Nie odezwałam się ani słowem.

—Misiu, proszę...

—A pomyślałeś co by było gdyby zobaczyli nas Niemcy? – tym razem odpowiedziała mi cisza, więc odebrałam to jako odpowiedź przeczącą. – No właśnie, nie pomyślałeś. Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię i nie przeżyłabym, gdybyś zginął. Jeszcze za ciebie nie wyszłam, a już chcesz, żebym była wdową po tobie? Mało ci, że chodzisz na akcje? Jeszcze bardziej się narażaj, to zamiast ślubu, będzie pogrzeb. Twój i mój, bo mnie chyba też chcesz wpędzić do grobu.

W cieniu wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz